Liberalna lewica zgodnie odtrąbiła koniec historii. Epoka Pokolenia lat 60. ubiegłego stulecia, hippisów, którzy przebrali się w garnitury i dokonali seksualnej i neomarksistowskiej rewolucji na politycznych salonach, dobiega końca.

 

„To koniec historii, świata jakiego znamy, być może koniec NATO, koniec wolnego rynku, bo został wybrany prezydent, który nie lubi demokracji” - mówiła Anne Applebaum , publicystka Washington Post dla BBC.

Jeszcze gorzej reagował przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk. „Moja żona powiedziała,  że w polityce nie ma miejsca dla drugiego Donalda”. Pomijając już fakt, że tego typu słowa ze strony „prezydenta” Unii są po prostu żenujące, mogą dodatkowo okazać się prorocze, bowiem nie szykuje się druga kadencja dla szefa UE.

Gazeta Wyborcza, najbardziej kłamliwe medium w Polsce, która jeszcze przed kilkoma tygodniami opublikowała sążnisty tekst pt. „Clinton ma 90 proc. szans na zwycięstwo nad Trumpem” odtrąbiła armagedon. „Czy jest się czego bać?”, „Na oficjalnych bankietach żona DT wygląda świetnie, a na codzień?”, „W Sądzie Najwyższym USA trwa kryzys podobny do naszego”, tak wyglądają dzisiejsze nagłówki Wyborczej, która może już tylko walczyć o czytelnika pornografią i horoskopami.

Zwycięstwo republikanów w USA może spowodować efekt domina. Konserwatyści obejmują władzę nie tylko na Węgrzech, w Polsce, w Wielkiej Brytanii czy Stanach Zjednoczonych. Podobnie może stać się wkrótce w innych krajach UE. Europejczycy dość mają rządów hippisów w garniturach, którzy doprowadzili do podcięcia chrześcijańskich korzeni kontynentu, ich poprawności politycznej i wychowania w stylu gender.

Porażka Hillary Clinton jest symboliczna. Wyborcy powiedzieli „nie” lewicy zakochanej w mniejszościach, lekkich narkotykach, dekadencji, konsumpcjonizmie. Lewicy, której w Europie patronuje Martin Schultz, Francois Holland czy Matteo Renzi. Rządom, które doprowadziły do tego, że UE znajduje się w stanie rozkładu.

UE będzie musiała sobie radzić sama. Nie pomogą już banały o przyzwoitości, równości czy wartościach, których tak naprawdę nie ma i nikt ich nie widział. Jednak, aby Europa była samorządna potrzeba jej silnych przywódców. Na razie, może prócz Victora Orbana, nie ma na horyzoncie lidera, który przyjąłby na siebie taką rolę.

Tomasz Teluk