Przyznam szczerze, że podziwiam tych wszystkich uczestników, którzy mimo prowokacji zachowali spokój. Jak informował portal Fronda.pl, w okolicach centrum doszło najprawdopodobniej do prowokacji policji, która zatrzymała uczestników pochodu i przez kilkadziesiąt minut nie pozwalała im ruszyć z ronda Dmowskiego. Mimo tych działań, ewidentnie zamierzonych na to, by sprowokować uczestników, przeszli oni dumnie przez pl. Konstytucji.

 

Byliśmy w redakcji wszyscy szczerze wzruszeni, kiedy uczestnicy Marszu Niepodległości serdecznie do nas machali. „Chodźcie z nami” - krzyczeli. Wielu z nich biło nam brawo. Zdarłam sobie gardło, odkrzykując do nich. Od machania w geście pozdrowienia do uczestników Marszu nieprzeciętnie bolą mnie ramiona. Ale było warto...

 

Było między nami ostatnio sporo spięć. Zapewne część uczestników Marszu kojarzy mnie jedynie z tekstem, w którym skrytykowałam ONR i MW. Ale to nie czas i miejsce, by roztrząsać tamte sprawy. Oczywiście, nie twierdzę, że – kierowana niesamowitą atmosferą dzisiejszego dnia – wycofuję tamte słowa. Zapewne będzie nas dzieliło jeszcze wiele różnych spraw. Ale mamy jeden punkt styczny – ważna jest dla nas Polska i nie cofniemy się przed niczym, jeśli będzie zagrożona jej wolność i suwerenność. Łączy nas to, że nie godzimy się na sytuację, w jakiej znajduje się dziś Ojczyzna. Łączy nas gniew, który jest owocem obecnej polityki obozu rządzącego. I choć wiele nas dzieli, to aby odzyskać Polskę, musimy być ponad tymi podziałami. Być ponad nimi w imię wyższej idei. Dlatego dziś musimy iść razem. Dziś idziemy razem.

 

Znamienite było to, co powiedział przed Marszem Niepodległości Bronisław Wildstein. „Nie biorę w nim udziału, ponieważ współuczestniczenie w czyms, co organizowane jest przez ONR, to dla mnie za dużo (...). Oczywiście, nie chcę powiedzieć, że współcześni ONR-owcy są tym samym, co ci przedwojenni, niemniej to zupełnie obcy mi sposób myślenia. Ja ich rozumiem. Powiem nawet więcej - akceptuję to. Być może rzeczywiście trzeba machnąć ręką na istniejące podziały i iść w jednym marszu. Tym bardziej że dla tych ludzi obecność organizacji takich jak ONR w ubiegłym roku nie miała żadnego znaczenia i nie wpływała na ich zachowanie w czasie manifestacji. Dlatego Marsz Niepodległości to teoretycznie najbliższa mi inicjatywa z tych, które zaproponowano”. I ja się pod tym całkowicie podpisuję.


Jak mówił kilka razy Artur Zawisza, Marsz Niepodległości nie kończy się 11 listopada. On 11 listopada się zaczyna. I to jest najlepszy czas na to, by pracować nad odsyskaniem Polski. Każdy tam, gdzie może, w pierwszej kolejności wykonując rzetelnie swoje obowiązki. Zaczynając od drobnych rzeczy. 

 

Marta Brzezińska