Ale ta sprawa pokazuje nam także, jak działają homo-terroryści. Oni przeczesują obecnie listy darczyńców i donatorów organizacji prorodzinnych i znajdują na nich ludzi, którzy zrobili kariery, by zablokować ich awanse. Powód jest zaś niezmiernie prosty. Chodzi o to, by każdy, kto będzie chciał przekazać choćby 1000 dolarów na organizację prorodzinną, która sprzeciwia się rozbijaniu rodziny przez homo-terrorystów, miał w pamięci, że za dziesięć lat można mu to wyciągnąć i pozbawić go pracy czy funkcji. Wypowiedziane na imprezie czy zapisane na portalu społecznościowych słowa też mogą być elementem nagonki, która pozbawi go – w najmniej spodziewanym momencie – środków do życia.

I nie ma co udawać, że w efekcie powstanie świat, w którym obrońcy życia czy rodziny zostaną odcięci najpierw od wszelkich środków finansowych (bo trzeba będzie mieć naprawdę wiele odwagi, żeby przekazać choćby dolara na organizację, które nie ciesza się wsparciem gejów), a później także od możliwości wpływu na opinię publiczną. Tylko szaleńcy będą mieli bowiem w sobie tyle odwagi, że otwarcie mówić, że dwóch facetów nie może stworzyć małżeństwa, a dwie lesbijki nie są nietradycyjnym małżeństwem, ale nie są małżeństwem w ogóle.

Takie ograniczenie wolności wypowiedzi i debaty, to jednak tylko pierwszy krok. Za „mowę nienawiści” (czyli za przypomnienie, że małżeństwem jest związek kobiety i mężczyzny) będą wsadzać do więzień albo skazywać na gigantyczne kary finansowe. A ludzie będą się na to patrzyli i milczeli. Obawiając się, że jakikolwiek sprzeciw będzie dla zagrożeniem dla ich stabilności finansowej i świętego spokoju.

Tomasz P. Terlikowski