Dla chrześcijan Całun Turyński jest relikwią i potwierdzeniem słów zapisanych na kartach Ewangelii, dla niewierzących kawałkiem płótna, na którym pojawia się jakieś malowidło.
 
[...]
 
Całun Turyński jest uważany za jedną z największych relikwii chrześcijaństwa. Przechowywany najpierw w Jerozolimie, potem przez paręset lat w Bizancjum, wystawiony po raz pierwszy na widok publiczny we Francji w 1357 roku, ostatecznie w XVII wieku trafił do Włoch. Zdaniem wierzących właśnie w to płótno owinięty został Chrystus po swojej śmierci na krzyżu i w nim złożony do grobu. 
 
Całun Turyński obecnie przechowywany jest w królewskiej kaplicy katedry w Turynie. Ma 4 m 36 cm długości i 1 m 10 cm szerokości. Na połowie podłużnej materii widać odbicie postaci nagiego mężczyzny, słusznego wzrostu, mocno zbudowanego. Na drugiej połowie odbicie tego samego człowieka z tyłu. 

Na tle Całunu, który z upływem czasu przybrał barwę kości słoniowej, rysuje się twarz z sowimi oczyma, bez wyrazu, nieomal groteskowa. Postać pokrywają liczne plamy i ślady rozmaitego kształtu, ciemniejsze i bledsze, mniejsze i większe, koloru brązowawego, jaki po wielu latach przybierają plamy po krwi.
 
28 maja 1898 Secondo Pia przystąpił do obróbki zdjęć wykonanych w turyńskiej katedrze. I doznał największego wstrząsu w swoim życiu. Zaczęło się przed nim wyłaniać oblicze Chrystusa, zupełnie inne niż to, które oglądał gołym okiem na całunie. Zamknięte oczy, rysy i najdrobniejsze szczegóły oddane niesłychanie realistycznie, jak na zdjęciu fotograficznym. Twarz pełna cierpienia i majestatu, jakiej włoski fotograf nie oglądał na płótnach największych mistrzów malarstwa. Secondo Pia zrozumiał w tym momencie, że wizerunek oglądany dotychczas na całunie jest negatywem, który w tajemniczy sposób powstał w ciemni skalnego grobu, do którego złożono ciało Jezusa. A teraz, po dziewiętnastu wiekach,  w jego ciemni fotograficznej, obraz ten wyłania się jako pozytyw i tak naprawdę ogląda zdjęcie ukrzyżowanego. 
 
[...]
 

Sześć miesięcy później francuski ksiądz katolicki wystąpił z tezą, że wizerunek na całunie jest fałszerstwem i malowidłem typowym dla XIV w., kiedy to relikwie mnożyły się w sposób, który na pewno trudno byłoby nazwać cudem. Ale sprawa Całunu Turyńskiego i jego prawdziwości nie dawała ludziom spokoju. 4 lata później pracę nad płótnem rozpoczęła grupa uczonych na Sorbonie. W 1902 roku Yves Delage, prof. anatomii porównawczej, zdeklarowany ateista, znany z awersji do wszystkiego co miało posmak metafizyczny, wygłosił w auli uniwersyteckiej odczyt, który zakończył kategorycznym stwierdzeniem: "Proszę panów, człowiek utrwalony na całunie jest Chrystusem".

[...]

W latach 70. do badań nad Całunem Turyńskim włączyli się również eksperci ze Stanów Zjednoczonych, z FBI, Agencji Atomowej.

– Przyłączają się dwaj rzeczoznawcy z laboratorium Amerykańskiej Komisji Energii Atomowej i dwaj badacze przestrzeni kosmicznej: dr Jack Johnson i dr Eric Jumper – słyszymy w audycji. – Do badań użyto ultranowoczesnych mikroskopów, aparatów fotograficznych, instrumentów służących do wykrywania fałszerstw, kamer do fotografowania ciał niebieskich i komputerów. Dr Johnson przeżywa wstrząs podobny do tego, jakiego doznał pod koniec XIX w. Secondo Pia, gdy udaje mu się przy pomocy komputera odtworzyć trójwymiarowe oblicze Chrystusa.

Czytaj całość na łamach Polskiego Radia