"Wiele państw UE drastycznie obniża podatki na energię, odwracając się od unijnej polityki klimatycznej" - czytamy w niemieckiej gazecie Tagesspiegel.

"Prąd, ogrzewanie, transport to dobra podstawowe. Dlatego ich cena musi pozostać przystępna, w przeciwnym razie może dojść do społecznego wzburzenia. Nie musi to prowadzić od razu do krwawej rewolty, jak w Kazachstanie albo wcześniej w Iranie, Libii i Tunezji. Także w Europie rządy obawiają się jednak skutków eksplozji cen" - czytamy w komentarzu Christopha von Marschalla.

Von Marschall wskazuje, że konsekwencją unijnego programu Fit for 55 jest wzrost cen energii o 26 proc. w porównaniu do ubiegłego roku.

"Energia ma być drastycznie droższa, aby stworzyć zachęty do mniejszych emisji CO2" - zauważa publicysta.

"Ale teraz coraz więcej państw członkowskich odwraca się od przyjętej strategii. Kto śledzi polskie media, nie może nie zauważyć, jak polski rząd reklamuje swoją ‘tarczę antyinflacyjną'. Mówi, że wzrost cen jest problemem globalnym, ale wskazuje na zieloną politykę energetyczną UE jako na główną przyczynę" - czytamy w dalszej części komentarza.

"Podobną drogą idzie 20 spośród 27 państw UE, od kiedy jesienią ceny prądu i gazu na giełdach energii podwoiły się w porównaniu do poprzedniego roku. Obawiają się "protestów żółtych kamizelek", jak w 2018 roku we Francji, gdy prezydent Emmanuel Macron podwyższył podatki na paliwa kopalne, aby sfinansować swoją transformację energetyczną" - zauważa publicysta.

Podaje przykład Hiszpanii, która obniżyła podatek od energii elektrycznej z 5,1 do 0,5 proc. oraz Włoch, gdzie podatek VAT od gazu zmniejszono o 5 punktów procentowych.

W ocenie von Marschalla działania nowego niemieckiego rządu w wymienionym zakresie są uderzająco późne.

"Inaczej niż większość partnerów w UE koalicja ‘sygnalizacji świetlnej' (SPD, Zielonych i FDP – red.) nie obniża w odczuwalnym stopniu podatków od energii. Redukcja na przełomie roku opłaty EEG dla wspierania energii ze źródeł odnawialnych o 2,8 centów na kilowatogodzinę była postanowiona już dawno. Nie może zatrzymać ‘zielonej inflacji', cen pędzących przez szybko rosnące koszty uprawnień do emisji CO2. A to, kiedy pojawi się ‘zasiłek klimatyczny', który ma wyrównać obciążenia, jest sprawą otwartą" - pisze von Marschall.

"Generalnie widać, że niemieckie partie nie mają śmiałości przyznać się do politycznej odpowiedzialności, gdy wychodzą na jaw koszty polityki, którą propagują od lat – od cen energii po koszty ekologicznego budownictwa i energetycznych renowacji budynków mieszkalnych" - kontynuuje.

"To, co robią Polska, Francja, Hiszpania i spółka na krótką metę łagodzi gniew ludu. Nie jest jednak długofalowym rozwiązaniem. Kto wyrównuje zamierzony politycznie wzrost cen, odbiera też zachętę do oszczędzania energii. A głębiej niż do zera podatków od energii i tak nie można obniżyć" - zastrzega publicysta.

jkg/deutsche welle