Portal Fronda.pl: Na początku czerwca Ukraińcy – między nimi byli prezydenci i wysocy rangą duchowni – opublikowali list do Polaków, wzywając ich do oględnego traktowania kwestii wołyńskiej. Kilka dni temu na list odpowiedzieli parlamentarzyści PiS, a teraz im z kolei odpowiedział szef ukraińskiego odpowiednika IPN, Wołodymyr Wiatrowicz. Ten zarzuca nam, że nie rozumiemy ukraińskiej historii, bo należy oddzielać działania OUN-UPA wobec Polaków od tych podejmowanych wobec Sowietów. Można się z tym zgodzić?

Tadeusz Płużański: Trudno podzielać taką argumentację. Ukraińcy to nasi partnerzy; utrzymujemy z ich państwem dobre kontakty zarówno na poziomie politycznym, jak i naukowym. Okazuje się jednak, że strona ukraińska pozostaje odporna na fakty, widzę i efekt wielu historycznych konferencji. Trwają przy swoich całkowicie nieprawdziwych twierdzeniach. Nie można sztucznie rozdzielać działań obozu nacjonalistycznego OUN-UPA na te przeciwko Sowietom i te przeciwko Polakom. Wszystko robiły te same organizacje. Owszem, należy się zgodzić, że OUN-UPA walczyły z Sowietami i był to w pewnym momencie ich główny cel; jednak tak samo trzeba głośno mówić, że walczyli z Polakami – i to nie w sposób przypadkowy i incydentalny. Realizowali całkowicie świadomą politykę nacjonalistyczną stworzoną przez OUN, a wykonywaną przez pion wojskowy nacjonalistów, UPA.

Strona ukraińska – zarówno sygnatariusze czerwcowego listu jak i Wiatrowicz – przekonują, że i Polacy popełniali zbrodnie i można stawiać działania obu stron na równi, bo był to po prostu konflikt. To prawda?

Nie sposób się z tym zgodzić.  To narzucałoby nam całkowicie nieprawdziwą narrację, według której na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej toczyła się jakaś bratobójcza wojna domowa. Takiej wojny nie było. Ukraińcy byli stroną agresywną i realizowali wobec Polaków plan ludobójczy. Polacy próbowali się bronić, przy skromnych możliwościach, jakimi dysponowali. Siły nie były wyrównane; myśmy starali się ratować substancję polską i stąd próby obrony, także sporadyczne akcje odwetowe. Nie można jednak stawiać tu żadnego znaku równości. Trzeba podkreślić, że ze strony ukraińskiej chodzi o ludobójstwo. To słowo tymczasem niekiedy nam umyka – a przecież była to właśnie zbrodnia ludobójcza. Ukraińcy oczywiście tego nie uznają, ale jeszcze do niedawna nie uznawała tego także strona polska. Przypomnę, że za rządów Platformy Obywatelskiej i prezydenta Bronisława Komorowskiego władze bały się tego określenia jak ognia. Sami nie potrafiliśmy jednoznacznie określić tego, co stało się w 1943 roku na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej, a powtarzam – była to zbrodnia ludobójstwa, celowa rzeź, próba zniszczenia jeśli nie wszystkich, to dużej części Polaków mieszkających na tamtych kresach Rzeczpospolitej. Cieszy niezmiernie, że obecnie postawa polskich władz jest inna, a parlamentarzyści potrafią jednoznacznie nazywać zbrodnie Ukraińców ludobójstwem. Protestują jednocześnie przeciwko fałszowaniu historii przez Ukraińców.

W swoim komentarzu do listu polityków PiS Wiatrowicz twierdził, że także Polacy mają bohaterów z krwią niewinnych na rękach, bo czczą Żołnierzy Wyklętych.  Szef ukraińskiego IPN ma rację?

To naturalnie kolejne nieporozumienie i pochodna tego, o czym przed chwilą mówiłem: ukraińskiej próby uczynienia z wydarzeń na Wołyniu konfliktu, w którym aktywne byłyby obie strony i obie miałyby te same cele. Polskim celem jednak na pewno nie było ludobójstwo. Nikt nie proponował takiej strategii, nikt jej nie realizował. Celem struktur politycznych i wojskowych podczas okupacji niemieckiej oraz sowieckiej nigdy nie była zbrodnia ludobójstwa na Ukraińcach ani nawet mordowanie ludności ukraińskiej na mniejszą skalę. Nie można podać żadnych przykładów na taką strategię i działania. Armia Krajowa i Żołnierze Wyklęci byli emanacją polskich struktur państwowych i wojskowych.

Ukraińcy argumentują jednak, że lepiej nie mówić tyle o Wołyniu, bo to wzmacnia Rosjan, a zatem naszego wspólnego wroga. Teoretycznie to prawda – ale czy jednak zarazem nie pewien szantaż?

Oczywiście jest to próba szantażu i przekonania nas, że w imię dobrych relacji powinniśmy zapomnieć o przeszłości. To niemożliwe i cieszę się, że mamy dzisiaj zmianę polityki wobec Ukrainy w porównaniu z tym, co robiła Platforma. Przypomnę, że choćby Radosław Sikorski zgadzał się, by Rajdy Bandery – a więc rajdy ukraińskiego zbrodniarza i ludobójcy – przejeżdżały  przez Polskę do Monachium. Polityka Platformy i ówczesnego prezydenta zakładała zapomnienie o przeszłości dla teraźniejszych relacji. Dobrze, że dziś taka polityka nie jest już uprawiana, choć oczywiście życzyłbym sobie, by strona polska jeszcze mocniej akcentowała nasze zdanie. Nie możemy położyć na ołtarzu poprawności politycznej ponad 100 tysięcy ofiar zbrodni na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej. To byłaby całkowita klęska. Musimy cały czas mówić jasno Ukraińcom, że jeżeli chcą dobrych stosunków z Polską, to nie mogą wymagać, by odbywało się to wyłącznie na ich warunkach, ale musza uszanować nasze zdanie. W tym właśnie duchu napisano list polskich parlamentarzystów. Dopóki Ukraińcy nie przeproszą za ludobójstwo dokonane na Polakach, to moim zdaniem nie może być mowy o budowaniu normalnych relacji. Oni muszą zdać sobie sprawę, że o pewnych rzeczach nie można zapomnieć – zarówno w imię prawdy historycznej, jak i w imię przyszłości.

Czy spór historyczny musi w konieczny sposób wpływać na nasze relacje na poziomie politycznym i gospodarczym? Mimo wszystko Ukraina niezależna od Rosji – to dla Polski korzyść. Jak pogodzić ze sobą polski interes i konieczność dbania o prawdę historyczną?

Wspierajmy Ukrainę i pomagajmy jej w konflikcie z Rosją - choć musimy przy tym pamiętać, że nie wszyscy Ukraińcy są nastawieni prowolnościowo i proeuropejsko. Wschód jest w dużej mierze prorosyjski, co widać nawet przy okazji europejskich mistrzostw w piłce nożnej. Dopóki sami Ukraińcy nie określą, gdzie są – czy chcą trzymać z Rosją, czy z Europą – to nie możemy zrobić nic na siłę. Ukraińcy muszą sami do tego dojrzeć. Nasze relacje nie mogą być w każdym razie budowane kosztem pamięci o ofierze polskiej ludności cywilnej, nad którą tak bestialsko się pastwiono. Nie wyobrażam sobie, by na przykład Żydzi mieli zapomnieć o ofiarach Holokaustu w imię stworzenia poprawnych stosunków z Niemcami. Chciałbym też zwrócić uwagę na kolejną jeszcze sprawę, o której dziś bardzo niewiele się mówi. Całkowicie porzucono rozliczenie zbrodni wołyńskiej. Pamiętajmy, że mieliśmy w XX wieku trzech zbrodniarzy, którzy Polaków mordowali i represjonowali. To byli Niemcy, Sowieci i Ukraińcy. Zbrodnie niemieckie zostały w pewnej mierze nazwane i rozliczone. Gorzej jest już ze zbrodniami sowieckimi, ale najgorzej – z ukraińskimi. Żaden ukraiński zbrodniarzy nie tylko skazany, ale nawet oskarżony. To wielka zaległość i powinniśmy wymagać od Ukraińców, by w ramach współpracy prawnej wydali nam niektórych zbrodniarzy; część z nich przecież jeszcze żyje, bo byli to często młodzi chłopcy zaczadzeni nacjonalistyczną ideą. Czy ma być tak, że ta zbrodnia nigdy nie zostanie ukarana? Przestrzegałbym przed takim finałem tej sprawy. 

p.ch.