Lech Wałęsa opublikował na Facebooku dokument UOP z klauzulą ,,tajne'' autorstwa ppłk. Adama Hodysza, byłego oficera SB, współpracującego później z opozycją. Dokument jest adresowany do ówczesnego szefa UOP A. Milczanowskiego. Kilka dni temu ABW zdecydowała o przekazaniu sprawy do Prokuratury Krajowej, bo publikowanie materiałow z klauzulą ,,tajne'' jest złamaniem tajemnicy państwowej i zgrożone karą od 3 m-cy do 5 lat pozbawienia wolności.

Dokument ten to prawdopodobnie oryginał, którego nie ma w archiwach ABW. Pojawiają się pytania, skąd Lech Wałęsa ma ów dokument? Czy nie jest to jeden z dokumentów ze zbioru ppłk. Hodysza, znalezionych w  gruzowisku bloku, w którym mieszkał Hodysz, zniszczonego w eksplozji gazu w Gdańsku, 17 kwietnia 1995, w wyniku której zginęły 23 osoby?

Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Czy stosowne służby sprawdzą, jakie jeszcze archiwalia wagi państwowej są w posiadaniu Lecha Wałęsy? Czy zostanie on ukarany za publikację tajnych materiałów?

Tadeusz Płużański, historyk, publicysta: Sprawa jest dość oczywista, bo były prezydent - jak słyszymy - nielegalnie przechowuje dokumenty, które powinny należeć do zasobów archiwalnych państwa polskiego. Po pierwsze - jeżeli taki fakt istnieje - to odpowiednie służby powinny, jak sądzę - wkroczyć i zarekwirować ten materiał, ponieważ w świetle prawa jest to przestępstwo. Tylko różnica polega na tym, jakiego okresu te dokumenty dotyczą, bo jeżeli są to dokumenty, które zostały wytworzone przed 1989 rokiem, to powinien tutaj interweniować Instytut Pamięci Narodowej. Natomiast jeśli są one z okresu późniejszego, to wtedy jakieś inne służby - jak sądzę - Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego powinna się tym zająć.Sam fakt jest naganny i skandaliczny, a osoba, która tak postępuje, powinna być z urzędu przez państwo polskie ścigana.

Skąd - Pana zdaniem - Lech Wałęsa może mieć te dokumenty?

To nie jest tajemnica, że Wałęsa na pewno szereg takich materiałów posiada, znamy historię, jak te dokumenty trafiały w jego ręce - cos pożyczał, nie oddawał, gdzieś je przechowywał i przechowuje do dzisiaj. To wszystko zostało już ujawnione. Pytanie jest oczywiście  o to, jaka to jest skala, ale tego nikt nie wie właśnie z tego powodu, że nigdy nikt takiego śledztwa nie przeprowadził, nikt tego nie dociekał. Może tam być mnóstwo różnych rzeczy a Wałęsa przecież nie pierwszy raz publikuje te materiały, można więc założyć, że ma ich więcej, niż mniej i jeszcze różne rewelacje mogą nas czekać. To niestety wpisuje się w szerszy proceder pewnej bezradności państwa polskiego i jego struktur.

Już dawno - ja o tym też mówiłem wielokrotnie - trzeba było wejść do domów, willi żyjących funkcjonariuszy systemu komunistycznego  i przeszukać np. dom Władysława Ciastonia, bo na pewno szereg ciekawych materiałów zgromadził on w spsoób nielegalny, a nie miał prawa tego robć. Tutaj trzeba działać. Możemy założyć spokojnie , że i funkcjonariusze  i tajni współpracownicy PRL-owskich służb, jako pewnego rodzaju ,,glejt bezpieczeństwa'' gromadzili w sposób nielegalny materiały, i do dzisiaj nimi grają i do dzisiaj ich nie oddali. Od tego mamy państwo polskie, którego jest to obowiązek - raz to procedury wobec tych, którzy łamią prawo a dwa - dla naszej wiedzy, bo są to przecież dokumenty, z których wielu Polaków - naukowców, badaczy, dziennikarzy mogłoby skorzystać, a jesteśmy tej możliwości pozbawieni.

Czyli możemy też wyprostować i uzupełnić naszą historyczną wiedzę, badając ,,szafy z teczkami'' byłych wysokich urzędników?

No więc właśnie, większość z nich, szczególnie wysoko postawionych funkcjonariuszy państwa komunistycznego takie szafy ma. Takie szafy miał Kiszczak i zapewne wciąż te ważniejsze dokumenty rodzina posiada, bo nie wierzę, żeby miał tylko to, co zostało ujawnione przez wdowę po nim. Najpewniej w tym przypadku rzucono nam pewne ,,ochłapy'', można powiedzieć. Te dokumenty są i należy je odzyskać. Tak samo rodzina Jaruzelskich zapewne także posiada bardzo bogate archiwum. Mnóstwo jest tych, którym zależało na utajnieniu swojej wiedzy, bo z jednej strony  to są zapewne materiały, które kompromitują ich samych i różne ich operacje, ale też materiały ,,zbierane'', żeby mieć haki na innych - więc jest to materiał bezcenny.

Niestety, ten materiał jest w większości niedostępny, a to widzimy też po ujawnieniu części zasobu specjalnego -''zetki'' IPN-owskiej. Zbyt wielu rzeczy, na które czekaliśmy, niestety tam nie ma, więc materiały nadal muszą być w prywatnych rękach. Musimy więc apelować, żeby państwo polskie wizęło się do pracy i po prostu szereg mieszkań, domów zostało odwiedzonych.

Od kogo Pan by zaczął, gdyby to od Pana zależało?

No cóż - myślę, że od takich osób jak generał Józef Sasin, bo to jest osoba, która dużo wiedziała, w wiele spraw była zaangażowana, również tych represyjnych; żyjący członkowie tzw. Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego - to jest kolejny trop, bo jeszcze kilku z nich żyje; trzeba by się zastanowić nad archiwami towarzyszy, tej trójki -  Kiszczak, Jaruzelski, Siwicki - od tego zapewne bym zaczął, a potem zastanowiłbym się nad kolejnymi, niższymi już szczeblami. Tutaj pracy jest mnóstwo, ale jakoś nikt się nie kwapi, żeby przeprowadzać te operacje.

Ale trzeba od czegoś zacząć - czy nadszedł czas na poszukiwania materiałów historycznej wagi w prywatnych zbiorach?

Tak, i trzeba też przekonać prokuratorów IPN-u, żeby takie działania podejmowali, nie patrząc często na swoje życiorysy. Chodzi o zaangażowanie niektórych w czasy peerelowskie. Musi być też jasny sygnał ,,od góry'' - od władz państwowych, żeby to robić. Są przecież różne zapowiedzi, czy zmiany wymiaru sprawiedliwości, przewietrzenia tego wymiaru sprawiedliwości czy zdegradowania - nawet pośmiertnego - Jaruzelskiego, czy innych i odebrania im odznaczeń. Wszystkie te zapowiedzi jakoś się kończą - w przedziwny sposób - tylko na deklaracjach. Działań niestety tutaj nie ma.  

Dziękuję za rozmowę