Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: Coraz częściej dochodzi do aktów agresji wobec posłów PiS i w Sejmie i na ulicach Warszawy. Poseł Janik i poseł Pięta zostali zaatakowani na ulicy, poseł Leśniak był popychany przez posła Lentza (PO), poseł Suski wcześniej został przewrócony przez posła Olszewskiego (PO), a ostatnio przez tłum posłów opozycyjnych przygnieciony do stołu prezydialnego, w trakcie posiedzenia sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Dlaczego tak się dzieje?

Poseł Tadeusz Dziuba (PiS): Ta agresja jest – moim zdaniem – stosowana świadomie. To metoda odwracania uwagi od istoty rzeczy, co w trybie debaty merytorycznej byłoby o wiele trudniejsze, a może nawet niemożliwe. Agresja służy zasugerowaniu, że oto teraz właśnie dzieje się coś złego, coś strasznego, na co trzeba odpowiedzieć agresją, bo nie ma innego wyjścia.

Jeśli zaś stwarza się wrażenie, że teraz jest źle, to znaczy, że poprzednio było lepiej. Poprzednio, tzn. wtedy, gdy nie zmieniano stosunków w naszej wspólnocie państwowej. Gdy zatem obecnie PiS, formacja rządząca, naprawia naszą wspólnotę państwową, - ,,jest gorzej''. W ten sposób totaliści, czyli PO-PSL-N, używając agresji, zwiększają szansę na to, że grubo mniejsza będzie skłonność obywateli do refleksji nad przyczynami konieczności zmian, w tym przypadku przyczynami konieczności reformy polskiego sądownictwa.

Jakie są powody zmian w sądownictwie?

Po półtora roku rządów PiS nikt nie może mieć cienia wątpliwości, że Prawo i Sprawiedliwość realnie dąży - w interesie obywateli -do zmiany stosunków społecznych w naszym państwie. Choć to oczywiste, przypomnę  wdrożone już inicjatywy na rzecz obywateli i naszej wspólnoty państwowej: powszechne wsparcie dla rodzin, budowa na dużą skalę brakujących mieszkań czynszowych, darmowe leki dla seniorów, podniesienie minimalnej płacy i minimalnej emerytury, ochrona ziemi rolniczej przed spekulacją, stworzenie nowego i brakującego rodzaju sił zbrojnych przeznaczonego do obrony lokalnej, odbudowa potencjału wytwórczego państwa itd., itd.

Owo formatowanie na nowo gospodarki w interesie obywateli, czyli w interesie nas wszystkich, odbywa się oczywiście kosztem tych, którzy na dotychczasowym zorganizowaniu państwa korzystali. Mówiąc najkrócej, reformowanie państwa odbywa się kosztem uprzywilejowanych, kosztem możnych i wpływowych. A owi możni i wpływowi byli w dotychczasowej Polsce (póki co, są cały czas) ubezpieczeni odwodem w postaci wymiaru sprawiedliwości. Bez wymiaru sprawiedliwości i aparatu skarbowego, dyspozycyjnego względem uprzywilejowanych środowisk, ich interesy nie byłby bezpieczne. Kto ma wątpliwości, niech przypomni sobie choćby najgłośniejsze afery ostatnich lat, na które instytucje wymiaru sprawiedliwości nie reagowały odpowiednio albo nie reagowały wcale. Przypomnę wybiórczo: afery lichwiarskie (m. in. firm Finroyal i Amber Gold), wyłudzanie bezcennych nieruchomości (afera warszawska, afera tzw. testamentowa w Poznaniu), przejmowanie nieruchomości niezabudowanych dzięki uprzywilejowanemu dostępowi do informacji o ich przyszłej wartości (zjawisko nierzadkie w samorządach), tzw. karuzele VAT i wiele innych. A przecież to, co wiadomo opinii publicznej, w tym także mi, to wierzchołek góry lodowej, bo dotyczy to przypadków o dużej skali, trudnej do ukrycia. Te i inne interesy musiały być ubezpieczane dyspozycyjną częścią państwowego aparatu wymiaru sprawiedliwości. A nie można ochronić tej dyspozycyjnej części inaczej niż poprzez ochronę status quo.

Co jeszcze trzeba poprawić?

Jak wiadomo, reformy instytucji celno-podatkowych już dokonano i to z widocznym dobrym skutkiem. Prokuraturę też po części zreformowano. I tego już nie da się odwrócić. Ale sądownictwa dotąd nie tknięto. Nie tknięto go w ogóle przez minione 28 lat. To ostatni instytucjonalny bastion chronienia interesów uprzywilejowanych. Trzeba powtórzyć w tym miejscu, że oczywiście nie wszyscy sędziowie i nie ich większość brała (bierze) udział w ochronie patologicznego systemu III RP. Wprost przeciwnie, można sądzić, iż znacząca ich mniejszość uczestniczyła i uczestniczy w nadużywaniu polskiego aparatu sprawiedliwości dla ochrony interesów i pozycji możnych i wpływowych, czyli uprzywilejowanych. Do tego ta mniejszość wystarczy. Ona może być ochroniona tylko poprzez obronę status quo.

Dlatego polityczna reprezentacja uprzywilejowanych, a więc totaliści (PO-PSL-N), stają na głowie i uciekają się do każdej metody, by obronić przed zmianami ten ostatni instytucjonalny bastion uprzywilejowania. Nawiasem mówiąc, totaliści mogą w tym niszczycielskim dziele liczyć na pomoc zagranicy, bo przecież korporacje międzynarodowe korzystały (i korzystają) z patologii wysysania krwi z naszej gospodarki.

Czy wielkość tych uprzywilejowanych interesów można jakoś zwymiarować?

Ależ oczywiście. Te szacunki są zresztą powszechnie znane, tyle tylko, że ogromna większość obywateli nie wiąże ich ze swoim codziennym bytem. Ostatni minister finansów rządu PO-PSL, bodaj we wrześniu 2015 r., poinformował oficjalnie, że coroczny ubytek dochodów budżetu państwa z tytułu wyłudzania podatku VAT wynosi nie mniej niż 40 mld zł. Aby zrozumieć skalę tego corocznego ubytku trzeba sobie uświadomić, że wydatki budżetu państwa w latach 2010-2015 to rząd wielkości 300-330 mld zł. A więc ubytek wynosił ok. 12% rocznie.

Niech każdy ojciec i matka uświadomią sobie, że corocznie zabiera się im 12% rodzinnych przychodów. Niech policzą, co mogliby za to zrobić w swoich gospodarstwach domowych. Mówię to nie retorycznie, zachęcam do policzenia takiej rzeczowej straty w skali budżetu domowego. Albo porównajmy kradzież 40 mld zł z wydatkami na program Rodzina 500+, które w tym roku wyniosą zapewne 24-25 mld zł. Kradzież 40 mld zł to blisko dwuletni koszt tego programu.

To uszczerbek finansowy tylko z tytułu wyłudzeń VAT-u. Jakie jeszcze są straty?

Wyłudzanie podatku VAT to tylko jedna z form patologii. Eksperci szacują, że corocznie budżet państwa był okradany na łączną kwotę rzędu 80-100 mld zł., czyli jest to ok. 25% wydatków w wymienionych latach. Czy ojcowie i matki zgodziliby się, żeby zabierano im 25% domowych przychodów? Zachęcam: policzcie z ołówkiem w ręku czego nie moglibyście zrobić w swoim domu i czego musielibyście odmówic swoim dzieciom i sobie. 

Taka to była globalna skala uprzywilejowanych interesów. Każdy przyzna, że jest czego bronić po ćwierćwieczu rozpasanych preferencji i bezkarnej protekcji. Powtórzę: zmiany w sądownictwie to zmiany w ostatnim instytucjonalnym bastionie takich interesów, które przecież godzą wprost w nasze rodziny i w nasze państwo.

Uważa Pan, że urządzanie w Sejmie przepychanek, jazgotu, niemalże burdy jest świadomą socjotechniką? Czy potencjalnie może ona doprowadzić do zagrożenia zdrowia i życia posłów frakcji rządzącej?

Niestety, jeden mord polityczny był już w III RP. Z motywu politycznej nienawiści został zabity współpracownik europosła Janusza Wojciechowskiego i pracownik biura PiS w Łodzi.

Skoro posłowie-totaliści są demonstracyjnie agresywni, to do tego wzorca mogą także dostosować się ich stronnicy, zwłaszcza zaś ci nieświadomi tego, jakim interesom służą. Być może zresztą taki potencjalny skutek wzorca stworzonego przez totalistów spowodował, że po ich ekstremalnych ekscesach 18 i 19 lipca oraz w nocy z 19 na 20 lipca, w ostatnim dniu minionego posiedzenia Sejmu totaliści stonowali swoje zachowania. Choć to raczej wątpliwa hipoteza, bo trudno ich podejrzewać o skrupuły. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że ich agresja była również wyrazem chwilowej bezradności i osamotnienia. Stonowanie działań posłów-totalistów może być następstwem uzyskania jakiejś dodatkowej pomocy z zewnątrz i związanych z tym instrukcji co do postępowania innego niż dotąd.

Totaliści nie zrezygnują z obrony status quo w sądach, będących ostatnimi odwodami III RP. Wprost przeciwnie, totaliści będą w obronie uprzywilejowanych prowadzić zacięty bój. Leży to w ich własnym interesie. Totaliści są przecież polityczną reprezentacją uprzywilejowanych.

Dziękuję za rozmowę