Luiza Dołęgowska, Fronda.pl: W kontekście przyjmowania uchodźców w ramach ,,korytarzy humanitarnych” kardynał K. Nycz mówił o kilkuset osobach rocznie. Inni księża mówią o ordo caritatis, porządku miłowania, co może oznaczać udzielanie pomocy uchodźcom na miejscu. Które rozwiązanie jest lepsze dla Polski?

Tadeusz Dziuba, poseł Prawa i Sprawiedliwości: Propozycje „korytarzy humanitarnych” są oderwane od licznych i konkretnych doświadczeń państw europejskich przeżywających kryzys spowodowany „polityką multi-kulti”. Pouczający jest przykład Francji ostatnich dziesięcioleci. Najpierw zachęcała ona mieszkańców dawnych kolonii, głównie muzułmanów, do osiedlania się we Francji, bo potrzebowała pracowników. W zupełnie początkowej fazie to osiedlanie nie miało charakteru masowego, lecz później narastało. Gdy rozwój gospodarczy przystopował, znaczna większość muzułmańskich przybyszów, na ogół kiepsko kwalifikowanych, pracę straciła. Powstały więc getta, a w następstwie utrwaliło się z czasem wykluczenie ogromnych rzesz muzułmańskich mieszkańców tego kraju. Finałem tego procesu jest gwałtowny rozrost muzułmańskiego ekstremizmu i to w pokoleniach urodzonych już w Europie. Taki destrukcyjny proces rozwija się właśnie w społecznościach muzułmańskich, a nie innych, zasiedlających kraje europejskie. Nie jest to zaskakujące. Muzułmanie uważają bowiem, iż z natury swojej każdy człowiek jest muzułmaninem. Jeśli zaś z jakiś powodów nie jest, to musi wrócić do swego naturalnego stanu, czyli do wiary w Allaha i Mahometa. W przeciwnym przypadku z własnego wyboru skazuje się – w najlepszym razie – na człowieka gorszej kategorii. Taka postawa radykalnie utrudnia, a nawet uniemożliwia, integrację ze społeczeństwami europejskimi.

            Propozycja wprowadzenia muzułmanów do Polski to propozycja wkroczenia na drogę opisanej destrukcji, której skutki ujawnią się dopiero po latach, jak to stało się w zachodniej Europie. Na razie przed tendencją do osiedlania się u nas muzułmanów i innych migrantów chroni nas atrakcyjność tzw. polityki społecznej Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Sprowadzeni do nas imigranci, np. z Bliskiego Wschodu, po prostu przemieszczają się z Polski na zachód. Znamy takie przypadki z udziałem sprowadzonych do nas rodzin syryjskich chrześcijan. Ale bez końca tak nie będzie.

            Jeśli rzeczywiście myślimy z troską o uchodźcach z Bliskiego Wschodu (nie mylić z imigrantami), to przede wszystkim ważne jest to, co dla nich jest lepsze. Jak apelują syryjscy duchowni chrześcijańscy, najlepsza dla nich jest pomoc na miejscu. Polska takiej pomocy udziela.

UE napiera na Polskę, Węgry i Czechy, aby zgodziły się przyjąć uchodźców. Jak dotąd jesteśmy nieugięci. Czy zdaniem Pana powinniśmy ulec namowom i utworzyć „korytarze humanitarne”, choćby dla syryjskich chrześcijan?

           Moim skromnym zdaniem, nie można mieszać różnych porządków. Uchodźca to osoba uciekająca z własnego kraju z powodu zagrożenia życia, zdrowia i osobistej wolności. Zresztą nawet nie każdy taki migrant może być uznany za uchodźcę. Szacuje się, że wśród migrantów napływających do Europy jest do 15% uchodźców. Reszta to imigranci, głównie – raczej omal wyłącznie – ekonomiczni. Poddanie się mechanizmowi przymusowej relokacji, którego nie chcemy zaakceptować, to zatem zgoda na przyjmowanie ekonomicznych imigrantów. Relokowani do Polski, oni u nas dobrowolnie nie pozostaną, bo lepsze warunki mają w Niemczech, Francji czy Wielkiej Brytanii. Skuteczne zastosowanie mechanizmu relokacji, wymyślonego przez brukselskich urzędasów i energicznie wspieranego m. in. przez niemieckich polityków, oznacza zastosowanie przymusowych przesiedleń. Jakoś mnie nie dziwi skłonność Niemców do tego typu rozwiązań. W ramach relokacji nie ma możliwości selekcjonowania imigrantów przez państwo przyjmujące. W tych ramach nie ma więc możliwości przyjęcia wyłącznie chrześcijańskich migrantów, w tym uchodźców.

            Odrębną sprawą jest własna polityka uchodźcza i migracyjna, prowadzona przez dane państwo w zgodzie z prawem międzynarodowym. To na swój rachunek może robić każde państwo, a więc także Polska. Polska może z własnego wyboru – nie w ramach narzucanego nam mechanizmu relokacji – sprowadzić do nas syryjskich chrześcijan. Prawdopodobny tego skutek byłby taki, jak wcześniej mówiłem i jak już doświadczyliśmy. Prawdopodobnie znaczna część takich migrantów próbowałaby przeprowadzić się na zachód Europy.

            Kolejną odrębną sprawą jest odrażający egoizm zachodnioeuropejskich polityków. Troszczą się oni wyłącznie o to, by pozbyć się cząstki problemu przed jakim stanęli w wyniku błędów własnej polityki migracyjnej. Chcą upchnąć na terenie Europie środkowej pewną liczbę nachodźców, których bezmyślnie zaprosili do siebie. Zupełnie nie liczą się z tym, że Europa środkowa – w szczególności Polska – przyjmuje do siebie imigrantów ze wschodu. W naszym kraju liczba pracujących Ukraińców, ale też Białorusinów, zbliża się do dwóch milionów osób, które napłynęły tu ledwo w ciągu kilku ostatnich lat. To przejaw przywołanego przez panią porządku miłowania, ordo caritatis. Wcześniej przyjęliśmy u nas kilkadziesiąt tysięcy Czeczenów. W skali niespotykanej w większości krajów europejskich realizujemy obowiązki humanitarne wynikające z naszego położenia geograficznego. Tego egocentrycy z Berlina, Paryża i Brukseli nie chcą dostrzegać. Dla nich jesteśmy tylko sceną  teatralną, na której grają napisaną przez siebie sztuczkę.

Dziękuję za rozmowę