Courtney Mitchell, gdy była w 20 tygodniu ciąży, usłyszała podczas zwyczajnego badania USG, że jej synek ma mniej 1 procent szans na przeżycie. Lekarz powiedział jej, że dziecko najpewniej umrze w następnych dniach. Nawet jeśli przeżyje do czasu porodu, z powodu triploidii umrze najpewniej chwilę później. Kobieta dowiedziała się także, że choruje na raka i najlepszym rozwiązaniem jest aborcja. Nie zgodziła się na nią, zaryzykowała życie. Wtedy wydarzył się cud.

Lekarz powiedział kobiecie wprost, że jej zdrowie jest teraz najważniejsze. W jej łożysku znajduje się rak, który rozprzestrzeni się do mózgu, płuc, wątroby, jeśli nadal będzie nosiła ciążę. Istniało ryzyko m.in. udaru. Mogła także oślepnąć lub nagle umrzeć. Wszystko to mogło wydarzyć się w ciągu chwili, bez ostrzeżenia. Dlatego też kobiecie zalecono dokonanie aborcji i rozpoczęcie chemioterapii najszybciej, jak to możliwe.

Przez pół sekundy zastanawiałam się nad tym i wydawało mi się, że to jedyna logiczna decyzja”

Potem, przypominając sobie widok rączek i nóżek jej drugiego dziecka, które miałaby abortować, przypomniała sobie fragment psalmu 139:

Oczy Twoje widziały me czyny

i wszystkie są spisane w Twej księdze;

dni określone zostały,

chociaż żaden z nich [jeszcze] nie nastał.”

Stwierdziła wtedy, że Bóg dał jej synkowi tyle dni życia, ile chciał, są zapisane w Jego księdze i nie ona będzie decydować o tym, aby je skrócić. Wtedy oboje z mężem powiedzieli lekarzowi:

Nie”.

Celem było dobrnięcie chociaż do 24 tygodnia. Trzeba było przetrwać 4 tygodnie. Przynajmniej 3 wizyty w szpitalu w tygodniu – badania krwi i monitorowanie dziecka. Brakowało miejsc do wkłuć na ramionach, by móc pobrać krew. Koniec końców – udało się. Kobieta dotrwała do 24 tygodnia, podano sterydy, aby pomóc płucom dziecka.

Na badaniach USG okazało się,że chłopiec rozwija się zupełnie nornalnie i wbrew prognozom – nadal żyje. W 28 tygodniu ciąży zauważono jednak, że wzrost się zatrzymał w związku z rozpadaniem się łożyska. W 30 tygodniu ciąży stan serca chłopca zaczął się pogarszać. Zadecydowano, że następnego ranka odbędzie się poród przez cesarskie cięcie.

Ryzyko było ogromne, kobieta mogła się wykrwawić, bo łożysko było pięciokrotnie większe od normalnego. Przygotowana była krew do transfuzji. Nadal nikt nie wiedział, czy dziecko choruje na triploidię, bo rodzice odmówili inwazyjnych badań. 1 kwietnia mógł być ostatnim dniem, w którym się zobaczą. Ale wtedy wydarzył się cud.

Mały Elijah Lewis Mitchell przyszedł na świat 1 kwietnia, łożysko udało się bezproblemowo usunąć. Po pewnym czasie przyszedł lekarz i powiedział:

Być może źle cię zdiagnozowaliśmy”

Okazało się, że kobieta nie ma raka, a testy genetyczne chłopca były zupełnie normalne. Oboje byli ZUPEŁNIE zdrowi. Gdyby zawierzyli badaniom – synka Courtney Mitchell czekałaby śmierć. Dziś jest szczęśliwym, wesołym, zdrowym chłopcem.

dam/na podst. lifesitenews.com