Aby zrozumieć ten sprzeciw wobec operacji zmiany płci i opierającej się na nich prawnych zmianach tożsamości trzeba najpierw zrozumieć, czym są owe zabiegi, na czym one polegają. I żeby nie być posądzonym o stronniczość posłużę się w tym opisie danymi ze strony dla transseksualistów (http://www.crossdressing.pl): „Pacjent otrzymuje hormony (k/m głównie testosteron, m/k głównie estrogeny i tzw. blokery hamujące wytwarzanie hormonów płciowych przez organizm). Niektórzy lekarze „ustawiają” hormony „na oko”, inni na podstawie szczegółowych badań, inni skierowują do specjalisty – endokrynologa. Okazuje się jednak, że ludzki organizm jest dość elastyczny i nie zawsze jest tu wymagana zegarmistrzowska precyzja w doborze poziomu leków. W tym okresie zaczynają się pojawiać pierwsze zmiany fizyczne. Zmieniają się rysy twarzy, dystrybucja tłuszczu w organizmie. U k/m pojawia się zarost i zmienia się wysokość głosu. U m/k zaczynają rosnąć piersi. Niestety u k/m nie znikają piersi, a u m/k nie zmienia się głos i nie znika zarost. Zazwyczaj w tym okresie osoby m/k poza terapią hormonalną wykonują więc pewne zabiegi kosmetyczne, takie jak chociażby epilacja zarostu. Hormony wpływają także na psychikę. Na pewno sam fakt ich zażywania i obserwowania ich wpływu na ciało budzi pozytywne emocje. Niestety hormony i blokery mogą także powodować depresję, stany lękowe. Jeśli chodzi o wpływ fizyczny – istnieje ryzyko schorzeń wątroby, a czasami nawet zmian rakowych”1 – podkreślają autorzy strony. Już tylko ten opis pokazuje, że jest to siłowe skłanianie organizmu, by postępował wbrew temu, co jest w nim zakodowane genetycznie.

 

Ale – choć w przypadku części osób transseksualnych jest to ostatni proces medyczny – inna część z nich decyduje się na operację. W przypadku kobiet stających się „mężczyznami” ta pierwsza operacja to pozbawienie się piersi. „Jeszcze przed oficjalną zmianą dokumentów możliwe (a niekiedy konieczne) jest wykonanie u osób k/m mastektomii. Mastektomia to operacyjne usunięcie piersi. Zabieg ten jest łatwo dostępny, bo wykonuje go wiele chirurgów w Polsce”2 opisuje strona crossdressing.pl. Po tych „zabiegach” można już przejść (przynajmniej w Polsce, bo w innych krajach bywa inaczej) do prawnej zmiany płci (słowem „kobietą” staje się mężczyzna, który nadal ma jądra i prącie, a „mężczyzną” kobieta nadal posiadająca pochwę). Po niej możliwe, ale już niekonieczne, są dalsze operacje 3. U mężczyzn stających się „kobietami” zazwyczaj polegają one na kastracji (obcięciu jąder, by przestały one produkować męskie hormony), a niekiedy także prącia i uformowaniu z obciętych narządów pochwy. „Istnieje kilka technik wykonania tej operacji, różnice zazwyczaj polegają na innym wykorzystaniu tkanki skórnej (z których części prącia i moszny wykonane zostaną pochwa i srom). W trakcie operacji usuwane są także jądra. Sam zabieg jest dość skomplikowany, a rekonwalescencja jest bolesna i długotrwała. (…) Co prawda chirurgicznie utworzone pochwy są zazwyczaj mniej elastyczne, płytsze i węższe, jednak istnieje możliwość współżycia i odczuwania przyjemności z seksu. W przypadku dobrze wykonanego zabiegu, partner nawet nie pozna, że pochwa została sztucznie utworzona” – opisują „sztuczne pochwy” propagatorzy transseksualizmu.

 

W przypadków kobiet stających się mężczyznami jest jeszcze trudniej. „Druga operacja (po pierwszej – mastektommi) to panhisterektomia, czyli usunięcie macicy. Usuwa się całą macicę, a więc trzon, szyjkę macicy oraz jajowody i jajniki. Operacja ta nie przynosi żadnych efektów wizualnych, ale ma istotne znaczenie zdrowotne – usuwa się źródło niepotrzebnych hormonów oraz eliminuje się ryzyko raka. Operacje takie wykonywane są w wielu ośrodkach w Polsce. Zabieg jest średnio bolesny, powrót do pełnej formy to kwestia dwóch-trzech tygodni. Trzecia operacja, jakiej poddają się k/m, to neophalloplastyka, czyli utworzenie moszny i prącia. Operacja ta jest najbardziej skomplikowana. Tu także znanych jest kilka różnych metod plastyki, niekiedy operacje podzielone są na kilka etapów. Najczęściej podczas operacji pobiera się płat skóry i tkanki podskórnej z pachwiny wraz z tętnicą z uda, z których to tworzy się prącie. Po wygojeniu, podczas kolejnej operacji do tak utworzonego prącia wkłada się protezę silikonową. Znane są także inne metody (np. pobieranie mięśnia z pleców). Wszystkie są skomplikowane i ryzykowne – pojawiają się problemy z utworzeniem cewki moczowej, ukrwienia penisa, pobraniem tkanki itd. Ze względu na nie do końca udane rezultaty, wiele osób k/m nie decyduje się na wykonanie tego zabiegu”4 – opisują zabieg zwolennicy operacji.

 

Już tylko ten, bardzo pobieżny i pozbawiony szczegółów opis „operacji zmiany płci” nie pozostawia najmniejszych wątpliwości, że z realną zmianą płci ma to niewiele wspólnego. Kobiety i mężczyzn, w ramach leczenia, poważnie się okalecza (pozbawiając sprawnych i funkcjonujących narządów płciowych) i zastępuje biologicznie naturalne dla nich narządy czy hormony obcymi. Skonstruowane w ramach zabiegów „narządy” z wyglądu przypominają wprawdzie narządy drugiej płci, ale w rzeczywistości są tylko nędznymi ich atrapami, z których nie da się normalnie korzystać (i żeby nie było wątpliwości mowa nie tylko seksie, ale nawet o zwykłym oddawaniu moczu). Operacja zmiany płci jest zatem, w istocie, poważnym okaleczeniem pacjenta, jego wykastrowaniem (w przypadku mężczyzny) i zastąpieniem zdrowych narządów czymś, co nie działa. I właśnie to jest podstawowym zarzut etyczny wobec całej procedury zmiany płci. Nie jest ona bowiem leczeniem, a okaleczaniem chorego, i oszukiwaniem go. „Transseksualne myśl, pragnienia, uczucia nie są niczym więcej niż tylko skomplikowanym i trudnym do zniesienia moralno-psychicznym złudzeniem. (…) Medycyna pozwala wznieść owo złudzenie na nowy poziom. Obecnie operacja chirurgiczna tworzy ciało bliższe owemu złudzeniu. Jednak genom pozostaje świadectwem prawdy”5 – zauważa protestancki teolog George C. Scipione.

 

Identyczne zastrzeżenia wysuwają przeciwko „operacji zmiany płci”, a także prawnym manipulacjom przy rozumieniu płci także katoliccy bioetyce Richard P. Fitzgibbons, Philip M. Sutton i Dale O’Leary. „Jest fizjologicznie niemożliwym zmienić płeć osoby, bowiem płeć każdego jest indywidualnie zakodowana w genach, XX jeśli ktoś jest kobietą, XY jeśli jest mężczyzną. Chirurgia może stworzyć jedynie podobieństwo do drugiej płci” – podkreślają etycy i cytują na potwierdzenie swoich słów chirurga, który od lat zajmuje się przeprowadzaniem operacji zmiany płci. „Ja nie zmieniam mężczyzny w kobietę. Ja przetwarzam męskie narządy w narządy płciowe, która mają pewien kobiecy aspekt”6 – zapewnia George Burou. Co gorsza taka oszukańcza terapia zazwyczaj niczego nie leczy. Istotą zaburzeń tożsamości płciowej są bowiem najgłębsze zranienia osobowościowe, do których dochodzi w dzieciństwie. Lekiem na nie jest głęboka psychoterapia, która umożliwia pogodzenie się z samym sobą, z własną tożsamością. Nie jest nią natomiast wielkie oszustwo przedstawiane jako lekarstwo na niezwykle skomplikowany zbiór zaburzeń emocjonalnych.

 

Osobiste dramaty transseksualistów, którym wmawia się, że rozwiązaniem ich problemów będzie korekta płci nie są jedynym powodem, dla którego nie wolno się zgodzić na tego typu operacje. Równie istotny jest fakt, że w ten sposób sztucznie tworzymy swoistą trzecią płeć, możemy wprowadzać w błąd nieświadome osoby, które wchodząc w relacje z „przetworzonymi”, ale utajonymi transseksualistami mogą nagle zrozumieć w co się wpakowały. Ostatnim wreszcie społecznym powodem, dla którego manipulowanie przy biologicznym postrzeganiu płci jest niedopuszczalne jest troska o życie społeczne, które opiera się na małżeństwie i rodzinie, które z kolei ufundowane jest na różnicy płci. Zgoda na zabawę tożsamościami płciowymi nie tylko niszczy konkretne osoby, ale także destruuje przestrzeń przyjazną rodzinie. Transgenderowym ideologom (a warto i trzeba ich odróżnić od cierpiących na poważne zaburzenia transseksualistów) o zniszczenie takiej przestrzeni chodzi. Męskość i kobiecość są wymiarami człowieczeństwa, których wciąż jeszcze nie udało się całkowicie zniszczyć propagatorom nowych ideologii. Wprowadzenie do naszego myślenia przekonania o tym, że istnieją jakieś płcie pomiędzy męską a żeńską, że męskość i kobiecość są tylko kwestią wyboru niezwykle przyspieszyłoby proces tworzenia nowego wspaniałego świata, w którym każdy byłby tym, kim chce. Niezależnie od rzeczywistości. Taki świat już jednak istnieje: i jest to zakład psychiatryczny, w którym każdy może być Napoleonem. Z niewiadomych jednak przyczyn tamtejsi eksperci zamiast przeprowadzać „operacje tworzenia Napoleonów” (za pomocą upodobnienia delikwenta do obrazu) zajmują się bardziej skomplikowaną terapią, której celem nie jest utwierdzenie osoby chorej w jej zwidach, ale przywrócenie jej rzeczywistości, w której istnieją i działają zasada niesprzeczności, a biologia i historia nie są przestrzenią zniewolenia, ale prawdy.

 

Tomasz P. Terlikowski

 

Cały tekst poświęcony wielkiemu oszustwu zmiany płci, jego historii, współczesności i ocenie moralnej znajdzie się w przygotowywanym właśnie 64 numerze kwartalnika Fronda. Ukaże się on we wrześniu 2012 roku.

 

Przypisy:

2 Tamże.

3 „… po zmianie dokumentów decyzja o wykonaniu bądź nie wykonaniu operacji jest pierwszą decyzją w całym procesie zmiany płci, którą podejmuje wyłącznie osoba zainteresowana. Do SRS nie może zmusić żaden lekarz, nikt nie może też odmówić społecznego funkcjonowania w wybranej płci bez wykonania operacji. Jedynym ograniczeniami są pewne uwarunkowania fizjologiczne – z względu zdrowotnych bardzo niewskazane jest posiadanie gonad (męskich bądź żeńskich) przez resztę życia” – podkreślają autorzy strony. Tamże.

4 Tamże.

5 G. C. Scipione, The Biblical Ethics of Transsexual Operations, “Journal of Biblical Ethics in Medicine”, vol. 4, number 2, http://www.bmei.org/jbem/volume4/num2/scipione_the_biblical_ethics_of_transsexual_operations.php

6 R. P. Fitzgibbons, Ph. M. Sutton, D. O’Leary, The Psychopathology of “Sex Reassigment” Surgery, “The National Catholic Bioethics Quarterly” Spring 2009, s. 118.