Sprawa staje się coraz bardziej jasna z powodu kolejnych posunięć jej władz. Z samej, pierwotnej decyzji o wykonywaniu zabiegów tzw. terminacji ciąży, a także jej upartej obrony i ataku na własną położną. Teraz przyszła kolej na obrońców życia, którzy stanęli w obronie pracownicy szpitala.

Jeden z ataków skierowany był na położną Agatę Rejman, która publicznie opowiedziała o swojej traumie związanej z asystowaniem przy aborcji, koszmarach sennych i depresji. Za to działanie Rejman dostała od prezesa szpitala Pro-Familia swego rodzaju reprymendę z rozkazem odwołania swoich słów i zapłacenia 50 tys. zł. (na hospicjum). Władze szpitala - choć zapewniają, że placówka „zapewnia fachową pomoc w ochronie zdrowia” - pokazały tym samym, że zdrowie psychiczne pracowników nie tylko ich nie obchodzi, ale także, że są gotowe je niszczyć (przy okazji rujnując finansowo położną). Zamiast wysłać jej kwiaty, zaproponować ugodę z odszkodowaniem za naruszenie sumienia i dóbr osobistych i zrezygnować z tzw. zabiegów terminacji, szpital atakuje coraz większą liczbę osób.

Z pisma prawnika szpitala wynika, że list w obronie położnej podpisany przez biskupów i kapłanów diecezji rzeszowskiej, również nie spodobał się władzom szpitala. Zapewne informowanie parafian w kościołach o jej sytuacji, rozdawanie gazetki „Solidarni z Agatą” czy zbieranie podpisów poparcia wywołało podobną reakcję. Czyż jednak duchowni nie mieli prawa zamanifestować swojego oburzenia? Przecież oni- podobnie do Rejman - wierzyli, że z takiego szpitala będzie dumny cały region. Nie przyszło im do głowy, że można w nim uśmiercać nienarodzone dzieci. To kolejne po położnej osoby, których szpital wprowadził w błąd budując wizerunek szpitala. Po co władze zaprosiły biskupa do poświęcenia szpitala i znajdującej się w nim kaplicy? Chcieli katolików uszanować czy raczej wykorzystać? Liczyli na to, że przedstawiciele Kościoła wyświęcą aborcję?

Kolejny atak wymierzono w Jacka Kotulę i Przemysława Sycza, obrońców życia z Fundacji PRO- Prawo do życia, którzy zaangażowali się w mówienie prawdy o szpitalnych aborcjach i udzielili wsparcia położnej. W marcu zostali wezwani do sądu.

Strategia zastraszania

Obrońcy życia zostali wcześniej spisani przez policję, która po jednej z manifestacji sfilmowała, po czym skonfiskowała antyaborcyjne banery, przedstawiające dzieci zabite w aborcji i zdjęcia pracowników placówki.

W pismach do sądu prawnik szpitala twierdził, że rozpowszechniali oni nieprawdziwe informacje, przez co pomówili szpital, a także “wywołali dyskusję” w mediach, pełną nieprzychylnych wypowiedzi. Wygląda na to, że oskarżenia wysyłane pod adresem obrońców życia są podobne do tych, które skierowano w stosunku do położnej. Najbardziej kuriozalne jest wśród nich skarżenie się na wywołanie dyskusji w mediach. Czyżby w ramach wolności słowa można było formułować wyłącznie pozytywne sądy?

Szpital utrzymuje, że rozpowszechniano “nieprawdziwie informacje”. Po oskarżeniu położnej o rozpowszechnienie “nieprawdziwych informacji”, jako przedstawiciel mediów, na początku marca 2014 r. wysłałam do dyrektora szpitala email z zapytaniem, które z nich były nieprawdziwe. Odpowiedź nie przyszła, co mogłoby oznaczać, że dyrektor nie był zainteresowany tłumaczeniem mediom, jaka jest prawda. Dlaczego więc na media teraz szpital się skarży?

[koniec_strony]

Nieprawdziwe informacje?

Cała linia ataku szpitala zbudowana jest na zaprzeczaniu, że w szpitalu zabija się chore dzieci. Jednak Słownik PWN tłumaczy jasno, że zabić oznacza “w gwałtowny sposób pozbawić życia” lub „stać się przyczyną śmierci”. Prowadzone w szpitalu tzw. terminacje właśnie do tego prowadzą. Definicję dziecka precyzuje ustawa o rzeczniku praw dziecka. Jest się nim od poczęcia do osiągnięcia pełnoletności. Co więcej, również ginekolog Pro-Familii, Jarosław Janeczko wyjaśnił w wypowiedzi dla mediów, że jedna z tzw. terminacji dotyczyła dziecka (SIC!) z zespołem Edwardsa.

Przedwczesna śmierć

Radca prawny reprezentujący szpital tłumaczył, że w tzw. terminacji chodzi o „przedwczesne wywołanie ciąży” (mając zapewne na myśli poród)” przy pomocy środków farmakologicznych. Pisał, że „cały zabieg nie różni się od sytuacji, gdy poronienie następuje samoistnie”. To zrównanie obraża kobiety cierpiące po stracie dziecka, której ani nie sprowokowały, ani na którą nigdy się nie godziły. Choć procedurę tzw. terminacji trudno porównać do jakiegoś innego zabiegu, można jednak sobie wyobrazić, jaki ból i przerażenie musi odczuwać człowiek dorosły przedwcześnie wybudzony podczas operacji. W obu przypadkach słowo “przedwcześnie” niesie ze sobą straszną rzeczywistość.

Prawnik szpitala taktycznie przemilczał w jakim wieku można dzieci nienarodzone „przedwcześnie wybudzać” z życia płodowego w łonach matek doprowadzając je do śmierci. Nie wspomniał również wrocławskiego przypadku sześciomiesięcznej dziewczynki, która własną “terminację” przeżyła. Do mediów nie trafiło zdjęcie tej dziewczynki. Jeśli jednak szpital Pro- Familia narzeka na zdjęcia pokazywane na plakatach Fundacji PRO, to zawsze może pokazać swoje. Nie będzie na nich zakrwawionych, nieżywych dzieci?

Słowna gimnastyka prawnika

Radca prawny szpitala sugerował również, że szpital Pro-Familia po prostu robi to, co musi. Tak, jakby w każdym polskim szpitalu dokonywano aborcji. Pisał, że “lekarz ma obowiązek podjąć działania mające na celu przerywanie ciąży”. Tak jednak nie jest. W Polsce nie ma prawa do aborcji i istnieje klauzula sumienia. Warto przypomnieć, że prof. Dębski w mediach chwalił się tym właśnie, że odmówił aborcji Alicji Tysiąc. Nota bene, i on został przez Fundację PRO pokazany na plakacie obok zdjęcia zabitego nienarodzonego dziecka: http://www.stopaborcji.pl/index.php/aktualnosci/wiadomosci/517-ordynator-debski-przyglada-sie-zabitemu-dziecku-relacja-z-pikiety. Jednak on nikogo do sądu nie pozwał.

Niektórzy aborterzy potrafią przyznać wprost, że zabijają dzieci. Inni muszą się tego wypierać. Jeden z reprezentantów Pro-Familii zasugerował, że porównywanie z klinikami aborcyjnymi nie jest dla szpitala fair. Są różnice, ale są i podobieństwa. Jeśli te podobieństwa przeszkadzają Pro-F[koniec_strony]amilii, dlaczego zachowuje się tak, jak Planned Parenthood, amerykański provider aborcji?

[koniec_strony]

Metody Planned Parenthood

Oprócz tego, że zarówno w klinice Planned Parenthood, jak i w Pro-Familii dochodzi do aborcji, to także w przypadku obu tych placówek zastosowano podobne metody zastraszania sądowego. Kiedy w 2009 r. Abby Johnson, pracownica jednej z klinik aborcyjnych w Teksasie po 8 latach odeszła z pracy, organizacja Planned Parenthood zaskarżyła do sądu ją oraz Shawna Carney’ego, obrońcę życia, pomagającego jej poskładać życie na nowo. Chodziło oczywiście o pokazanie innym pracownikom klinik, co ich czeka, gdy przyjdzie im na myśl odcięcie się od aborcji. Podobnie do Rejman, Johnson wiedziała, że inne osoby też myślą o rezygnacji z pracy. Na szczęście, sąd nie pozwolił na zastraszanie i zamykanie ust Abby Johnson.

I oto zapewne chodzi w atakach Pro-Familii. Gdyby Agata Rejman pozostała sama ze swoimi problemami, żadna inna położna z tego szpitala mogłaby się nie odważyć wystąpić przeciwko swojemu pracodawcy. A że taka opcja jest realna świadczy fakt, że aż 36 osób podpisało tam klauzulę sumienia, odmawiając asystowania przy aborcji.

Polowanie na “współwinnych”

W całej sprawie nie można pominąć faktu, że prawnik w liście ujawnił, iż nie chodziło wyłącznie o ukaranie Kotuli i Sycza za manifestacje pod szpitalem, zdjęcia z aborcji, fotografie reprezentantów szpitala czy wpisy na Facebooku. Widać zresztą, że to nie same plakaty przeszkadzały Pro-Familii, ale już samo mówienie o aborcji, gdyż przecież za to właśnie Rejman straszono pozwem. Radca prawny wniósł o ustalenie “kręgu forów internetowych i mediów publicznych, w których oczerniano szpital i nieprzychylnie wypowiadano się o jego pracownikach i dyrekcji”. Chciał również poznać dane innych manifestujących osób, które mogłyby być uznane za współwinnych. Ile osób mogłoby być ostatecznie podanych do sądu?

Warto dodać, że najprawdopodobniej wszyscy już wytypowani na współwinnych to podatnicy, którzy pomagali finansować działanie szpitala Pro-Familia w ramach kontraktów z NFZ (kontrakt na 2014 r. opiewa na ponad 26 mln zł).

To co legalne nigdy nie jest zabijaniem?

Jednak to nie ciąganie do sądu położnej i obrońców życia stanowi największe zagrożenie. Jest nim stosowanie technik zastraszania coraz większej liczby osób w celu usprawiedliwienia uśmiercania niewinnych, chorych nienarodzonych dzieci. Jak wyglądałby świat, gdyby mężczyźni nie stawali w obronie kobiet i dzieci? Jak wyglądałby świat, gdyby osobom walczącym o życie i godność innych ludzi w ten sposób skutecznie zamykano usta? Co by było, gdyby przeciwnicy niewolnictwa nie mogli pokazywać na zdjęciach zmasakrowanych ciał niewolników? Co by było, gdybyśmy nie mogli pokazywać ofiar eksterminacji, wojen, tortur, niemoralnych eksperymentów medycznych i stygmatyzować ich winowajców? To wszystko jest lub nawet nie tak dawno było dopuszczane prawem. Nie mówiąc już o samej karze śmierci, która była w Polsce legalna (w pewnych okolicznościach do 2013 r.). Czy i w tym przypadku legalnego wykonania kary śmierci przy pomocy środka farmakologicznego nie można by było nazywać zabijaniem?

Władze szpitala chciałyby, aby o ich placówce pisać pozytywnie. Być może będzie ku temu okazja. Póki co szpital “dobre imię” sam sobie zniszczył. Została tylko myląca nazwa Pro- Familia. Obecnie usilnie pracuje na nową: Pro- Aborcja.

Natalia Dueholm