Jeden – wysoki oficer wojska, pracujący w samym ministerstwie obrony narodowej. To musi być szpieg wielką gębą. „Miał dostęp do największych tajemnic wojskowych” – ekscytowały się media, szczególnie elektroniczne. Szczególnie, co mnie tym bardziej dziwiło, te rządowe. Zamiast tuszować nieudolność rządzących, którzy dopuszczają do takich skandali, że w samym sercu systemu obronności i bezpieczeństwa naszego kraju, jego najbardziej wrażliwym miejscu, lęgną się zdrajcy, to poprzez podniesienie rangi tajemnic, jakie posiadał szpieg, pośrednie oskarżenie wobec państwa stało tym samym się mocniejsze.

Drugi, też pewnie bardzo niebezpieczny, bo adwokat. Ten też musiał mieć niebagatelne informacje szpiegowskie, które przekazywał Rosjanom za pieniądze. Obydwaj działali niezależnie od siebie. Nawet się nie znali.

Afera szpiegowska swoją wielkością i znaczeniem przesłania cały świat. Przy okazji przesłania też rozum. Jaka tajna służba łapie szpiega i od razu, tego samego dnia trąbi o tym na cały świat? Żadna. To wie już w Polsce - i nie tylko u nas - każdy sześcioklasista. Wykrytego szpiega, nawet jeśli działa sam, obserwuje się miesiącami, bada się wszystkie jego kontakty. Zbiera dowody zdradzieckich działań, komu, w jaki sposób i gdzie przekazuje informacje. Jak już się bardzo dużo o nim wie (zna wszystkie jego słabe punkty – np. pociąg do hazardu, kobieciarz, alkoholik, ukrywane wstydliwe albo kompromitujące pasje) oraz posiada się w ręku niezbite dowody jego niecnej działalności, próbuje się go wykorzystać. Pozwala się  na utrzymanie kontaktów oraz kontynuowanie dotychczasowej działalności, aby mógł Rosjan karmić nadal informacjami, tyle, że odpowiednio „przyrządzonymi” przez naszych specjalistów.
Jeśli służby nagłaśniają fakt złapania, to znaczy, że albo są one amatorskie – czego nie powinniśmy zakładać  albo, że chcą osiągnąć inny cel. W Polsce takim celem jest pochwalenie się przez same służby swoją sprawnością i skutecznością. Często ekipie  rządzącej zależy na pokazaniu sukcesu, albo władza próbuje  przyciągnąć uwagę opinii publicznej rzekomymi sensacjami po to, aby przykryć sprawy, które są nie wygodne  dla partii rządzącej.

Na razie z dużej chmury zrobiło się niezbyt deszczowo, bez grzmotów i piorunów. Złapany szpieg nie miał dostępu do super tajnych informacji natowskich, nie wiedział też, jaki nowy sprzęt wchodzi na wyposażenie polskiej armii, itp. Zajmował się sprawami kultury i  wychowania w wojsku. Właściwie, to już po aferze. Media zostały w ręku z zepsutym jajkiem.  

Jerzy Jachowicz/Sdp.pl