Kolejną w ostatnich tygodniach kością niezgody między Unią Europejską, a państwami członkowskimi są negocjacje traktatu CETA (Comprehensive Economic Trade Agreement), czyli umową o strefę wolnego handlu między Kanadą a Unią Europejską. Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker oznajmił bowiem, że warunki tej umowy nie muszą być ratyfikowane przez poszczególne parlamenty krajów członkowskich i UE sama o nich zadecyduje. Według dyplomatów brukselskich mogłoby to mieć miejsce już w najbliższy wtorek. Ze strony europejskiej odpowiedzialna miałaby być tylko Unia Europejska wykluczając tym samym poszczególne parlamenty narodowe. Ratyfikacja umowy byłaby wówczas prerogatywą Parlamentu Europejskiego.

Wielu krajom takie rozwiązanie jednak się nie spodobało, nawet Niemcom, którzy po BREXIT mocno naciskają na poddanie się woli Unii kosztem suwerenności państw narodowych (np. w planie 10 punktów Schulza i Gabriela, o którym pisaliśmy). W sprawie CETA kanclerz Angela Merkel zapowiedziała jednak, że na pewno sprawę odda pod głosowanie w parlamencie niemieckim. Państwa członkowskie mają prawną możliwość jednogłośnie odrzucić plan Komisji Europejskiej i jej szefa Junckera. Jest to prawdopodobne, gdyż wiele krajów nie jest zadowolonych z wynegocjowanych warunków umowy handlowej między UE a Kanadą. Belgia już zasygnalizowała, że nie jest usatysfakcjonowana, zaś Bułgaria i Rumunia na CETA chcą się zgodzić jedynie wtedy, jeżeli umowa handlowa pójdzie w parze z ułatwieniami wizowymi.

Swój protest zgłosiła także Austria, która w ostatnich miesiącach coraz częściej sprzecza się z Unią Europejską. „Bez głosu poszczególnych parlamentów narodowych nie będzie zgody austriackiego rządu. Austria absolutnie nie zgadza się z tym, aby CETA była wyłącznie w gestii Unii Europejskiej,” zadeklarował zdecydowanie wicekanclerz Reinhold Mitterlehner. Także sam kanclerz Christian Kern, który dopiero od kilku tygodni pełni tę funkcję, wyraził swoją dezaprobatę. „Unia Europejska straci wiele ze swojej wiarygodności próbując przeforsować CETA na chybcika. Dlatego Komisji nie wolno tego zrobić w ten sposób.”

Natomiast sam przewodniczący KE Jean-Claude Juncker zareagował ze znaną już powszechnie arogancją. Płynącą z Wiednia sugestię, że to narody powinny o sobie stanowić i decydować w ważnych dla całego kraju kwestiach, nazwał „absurdalną”. „Przestańcie mi tu gadać o takich austriackich bzdurach,” powiedział Juncker austriackim dziennikarzom. „Umowa handlowa CETA leży tylko i wyłącznie w kompetencjach Unii Europejskiej, więc współdecydowanie przez parlamenty narodowe jest wykluczone. Wyobrażenie, że tylko parlamenty narodowe gwarantują kontrolę demokratyczną osłabia podstawowe założenia Unii Europejskiej.” Dodał jednak, że jak najbardziej szanuje demokrację w Austrii… I dopiero pod naciskiem większości państw członkowskich zaczął się lekko wycofywać ze swojego pomysłu.

Niezależnie od tego kto wygra w tym sporze to jednak świadczy on o chorej mentalności przywódców UE, zaś wobec wcześniejszych wypowiedzi Junckera deklaracja o szacunku wobec demokracji narodowych nie brzmi poważnie. Jednocześnie jednak postawa luksemburskiego polityka jest charakterystycznym przykładem reakcji elit brukselskich na BREXIT. Obrażeni na Brytyjczyków, że ci nie dostrzegają jak fantastyczną instytucją jest Unia Europejska, naciskają teraz na pozostałe kraje członkowskie, żeby jeszcze bardziej poddać się dyktatowi z Brukseli. Zachowują się tym samym jak średniowieczni lekarze, którzy upuszczali swym nieszczęsnym pacjentom krew; gdy ci słabli z tego powodu, medycy nie kończyli swej procedury, lecz wręcz przeciwnie upuszczali jeszcze większą ilość krwi, sądząc, że wzmacniają leczenie... Bruksela zdaje się być dzisiaj takim konowałem i tym sposobem chce „naprawić” Unię Europejską. I wydaje się być przy tym całkiem ślepa na coraz silniejsze głosy przeciwko UE pojawiające się w Niemczech, Francji, Austrii, Polsce, na Węgrzech czy w Hiszpanii. Butna postawa w sprawie CETA jest tylko kolejnym tego przykładem.

A negocjacje w sprawie CETA są ważne również dlatego, że umowa handlowa z Kanadą ma później zostać przełożona prawie 1:1 na Stany Zjednoczone i porozumienie handlowe między Waszyngtonem a Brukselą (TTIP). TTIP z kolei budzi wielkie kontrowersje i według części społeczeństw krajów członkowskich UE jest niedemokratyczny oraz daje zbyt wielką władzę Komisji Europejskiej. Unia zbliża się wielkimi krokami albo ku swemu końcowi, albo ku poważnej reformie w kierunku Europy Ojczyzn, oczywiście wtedy już bez udziału obecnych brukselskich eurokratów, ci bowiem ewidentnie są niereformowalni.

 

Adam Sosnowski

Autor jest redaktorem prowadzącym miesięcznika „Wpis” oraz germanistą.