Aktorka rok temu napisała książkę na temat historii swojej rodziny, zarazem środowiska artystycznego - dziadkiem aktorki był znany pisarz Jan Parandowski. Nawiązuje w niej mi.n. do przykrych wydarzeń ze swego dzieciństwa, związanych z osobą drugiego dziadka. Na tle całej książki jest to jednak marginalny wątek, poruszony zresztą w sposób, który nie wskazuje jednoznacznie, że chodzi o molestowane seksualne. „Napisałam coś o swoim dziadku Szczepkowskim, delikatnie, nie do końca jasno, coś, co wrażliwy czytelnik może zrozumieć, ale nie musi. To raczej próba zrozumienia, jak dzieciństwo spędzone wśród artystycznej bohemy mogło wpłynąć na chłopca i jakim potem stał się mężczyzną. Moja książka to próba zrozumienia moich przodków” - tłumaczy Szczepkowska. Watek ten zasłużył sobie jednak na obszerną publikację w dzienniku Fakt. Szczepkowskiej włożono przy tym w usta wulgarne słowa, których nigdy nie wypowiedziała.”Dla setek tysięcy odbiorców zaistniałam jako brukowa skandalistka mówiąca językiem  pornografii” - pisze aktorka na łamach Rzeczpospolitej.

Zanim ukazał się artykuł, do Joanny Szczepkowskiej zadzwonił dziennikarz gazety z prośbą o komentarz. Mimo jej próśb, aby sprawa ta nie stała się przedmiotem plotek na portalach internetowych - choćby dlatego, że istnieje niebezpieczeństwo, że to Parandowski zostanie skojarzony z całą sprawą, artykuł się ukazał. „Mój dziadek Jan Parandowski pojawia się w komentarzach jako sprawca obrzydliwego przestępstwa. Bo przecież nikt nie czyta tego, co jest napisane pod nagłówkiem. Tylko nagłówek się liczy”- pisze Szczepkowska.

Pod koniec sierpnia rozpocznie się proces, jaki Szczepkowska wytoczyła stacji TVN o naruszenie dóbr osobistych, a konkretnie o naruszenie „powagi nazwiska". To nowe pojęcie aktorka chce wprowadzić do listy dóbr osobistych w polskim prawie. Jak zauważa, w podobny sposób można by potraktować sprawę z „Faktem”, gdyż, póki co nie ma niestety w polskim systemie możliwości ubezpieczenia się od tabloidów.

Oglądamy filmy o tym, jak Amerykanie doszli do ściany w prawnym chaosie fałszywie pojętej wolności. To może niech Polska pierwsza zawalczy o uporządkowanie chaosu. Niewielu ludzi kieruje się ideami, niewielu myśli, zanim wypowie słowo. Znam takich, którzy mają jeszcze coś do powiedzenia, ale wycofali się z życia publicznego i już niczego w tym kraju nie współtworzą. Nie zniszczył ich ani nazizm, ani komuna, ale dominacja informacyjnego świństwa” - pisze Szczepkowska.

Aktorka zapewnia, że będzie walczyć o przywrócenie wagi godności osobistej. Tekst pozwu kopiuje na swojej stronie internetowej i podaje do publicznej dyskusji. „Można zabić z broni masowego rażenia, można zabić słowem. To nie jest tylko moja prywatna sprawa” - argumentuje Joanna Szczepkowska.

Odnosząc się do problemu myśli samobójczych wśród amerykańskiej młodzieży, autorka felietonu zwraca uwagę, że „każdy, kto czyta plugastwa na swój temat, ma chwile niebezpiecznych załamań” , zaś próby zasłaniania się „odgórnym poleceniem redakcji” są tylko usprawiedliwianiem plugawienia i niszczenia jakiejś osoby. „Nie tylko Robin Williams przegrał walkę ze swoimi lękami. Nazwę to wprost: jest pan potencjalnie mordercą. Płatnym mordercą” - zwraca się Szczepkowska do autora oszczerczej publikacji.

ed/Rzeczpospolita