Bronisław Komorowski miał wyprowadzić z pałacu prezydenckiego ogromną ilość przedmiotów, a procesu wywózki nie wytrzymali jego współpracownicy, którzy w końcu donieśli na byłego prezydenta.

Komorowski miał zabrać ze sobą wiele sprzętów z Belwederu i wyposażyć nimi swoją nową siedzibę - "Instytut Bronisława Komorowskiego". Wśród ww. przedmiotów miały się znaleźć między innymi: żyrandol, lampki, deska do krojenia, patelnia, noże, garnek, kieliszki, fotele, zabytkowe krzesła, sprzęt elektryczny, dwie niszczarki, wieża Sony do słuchania muzyki za tysiąc złotych, zabytkowy fotel i mosiężny Orzeł.

Interesującej wypowiedzi udzielił w tej sprawie Marcin Kędryna - współpracownik obecnego prezydenta. Stwierdził, że przeciek doyczący sprawy przedmiotów, które zniknęły z Belwederu nie był inicjatywą ludzi Dudy, lecz wyszedł cyt. "Z Kancelarii prezydenta RP". Kędryna pytany, czy w takim razie za przeciek odpowiedzialni są ludzie Komorowskiego odpowiedział, że nie wszyscy urzędnicy pracujący w kancelarii w poprzedniej kadencji to ludzie Komorowskiego. Na koniec dodał:

"Z tego, co słyszałem, nie wytrzymali nerwowo świadkowie wywożenia”.

Jednak ekipa obecnego prezydenta nie będzie drążyć tej sprawy. Poza wszystkim formalnie Komorowski miał prawo do takich działań. Zarządzenie Kancelarii Prezydenta RP z 1996 roku reguluje, że ustępująca głowa państwa ma prawo do wypożyczenia części sprzętów, by zagospodarować nowe miejsce pracy. Uderzająca jest jednak skala owego wypożyczenia.

emde/niezalezna.pl