Anne Applebaum widząc, jak nieudolnie prasa międzynarodowa próbuje opisać Norberta Hofera z Krajowej Partii Socjalistycznej - tego faceta, który właśnie przegrał wybory na austriackiego prezydenta, postanowiła wyjaśnić angielskojęzycznej społeczności zjawisko "skrajnie prawicowej" rewolucji politycznej w Europie, pisząc krótki raport z zagrożonej Europy, dla amerykańskiego Washington Post.

 

Chcąc z całego serca ostrzec Amerykanów przed odradzającymi się w Europie niebezpiecznymi tendencjami, ale wiedząc że nie można tego osiągnąć krzycząc w kółko “wilk!”, bo ludzie przestaną w końcu słuchać ostrzeżeń, wpadła na sprytny pomysł, żeby rodzące się wszędzie w Europie, silne pragnienie większej niezależności od KE, nazwać narodowym socjalizmem. Gdyby chodziło jej tylko o to, żeby zwrócić uwagę na groźne zjawisko i z lekka potrząsnąć politykami w Waszyngtonie, to użycie tego terminu spełniłoby tę rolę. Ale pani Anne poszła dalej, znacznie dalej, zaliczając do tej samej kategorii, co marzącego o pangermańskiej kulturze austryjackiego populistę, również polskie Prawo i Sprawiedliwości, francuską Partię Narodową Mariny Le Pen, rządzącą na Węgrzech partię Victora Orbana, sugeruje, że one wszystkie dążą do tego samego. Dlaczego tak napisała? Czy pani Anna nie wie, że nie ma wiele wspólnego pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim, a Marine Le Pen, czy Norbertem Hoferem? Oczywiścię, że wie.

 

Ale to nie ma znaczenia, bo, wszystko czego tak naprawdę chciała pani Anne Applebaum, to przedstawić PiS w jak najgorszym świetle i rzycić cień podejrzenia o faszyzm na partię, która wygrała wybory parlamentarne w Polsce, pozbawiając tymsamym jej męża, Radka Sikorskiego, stanowiska ministra spraw zagranicznych. Jej gniew na Jarosława Kaczyńskiego za wygranie jesiennych wyborów, jest chyba łatwy do zrozumiania, ale żeby z tego powodu obsmarowywać cały kraj przez rozpuszczanie nieprawdziwych plotek? Na jej stanowisku, z jej pozycją w dziennikarskim świecie, to jest tak łatwe, jak jest odrażające. Laszon Ha-Ra.

 

Ten oczywisty brak obiektywizmu, tłumaczy, dlaczego pani Anne nie wyjaśniła w swoim artykule czytelnikom amerykańskim, że prawdziwym powodem, dla niebywałego skoku popularności Norberta Hofera, jest instynktowny mechanizm obronny, uruchomiony w Austryjakach przez nieodpowiedzialną politykę imigracyjną, jaką Niemcy siłą narzucają wszystkim członkom UE. Tak, Niemcy znów rozpychają się w Europie, a ich cesarzowa Angele Merkel, utrzymuje, że wie lepiej, niż Austriacy, Węgrzy, Francuzi, czy Polacy, co jest dla nich dobre. Tak naprawdę, cała sprawa sprowadza się do starego pytania, co to jest państwo? Czy stanowią je obywatele, czy też król? Anne Applebaum zdaje się odpowiadać to pytanie, w sposób, który może nie spodobać się w USA. Kraju, którego konstytucja zaczyna się tymi, pięknie brzmiącymi dla wszystkich miłośników wolności, słów: My, Naród ...

 

Z  całkiem innego powodu, My Polacy, chcemy żeby nasze banki były w większym stopniu polskimi bankami, żeby polska prasa była wolna, niezależna i w większym stopniu pozostawała w polskich rękach, a nie w rękach zagranicznych właścicieli. Potrzebujemy tego, by skutecznie dążyć do szczęścia, którego pragniemy dla nas i dla naszych dzieci. Chcemy być bezpieczni w naszych domach, chcemy tego, bo tylko tak możemy zagwarantować sobie prawo do obrony naszego własnego, polskiego sposobu na życie. I pani Anne powinien to łatwo pojąć, skoro wyrosła w wolnym i wspaniałym kraju, gdzie większość banków, to są banki amerykańskie, większość stacji telewizyjnych jest w amerykańskich rękach, a większość prasy to amerykańska prasa, zaś politycy ciężko pracują dla dobra Amerykanów. Nie jest trudno zrozumieć wyborczą klęskę partii jej męża - Platformy Obywatelskiej. To My, Naród, nie chcieliśmy już dłużej, ani jego, ani  jego kolegów aparatczyków, w polskim rządzie. Nie byliśmy zadowoleni z ich pracy. Dlatego zwolniliśmy ich. Teraz rozumiem, że winniśmy byli chyba panią Annie przeprosić za czelność, ale to się nazywa demokracja I zbyt dużo Polaków zginęło walcząc o nią, byśmy chcieli poświęcić ją nawet dla pana z własnym kodem pocztowym. 

 

Mamy w Polsce takie przysłowie, "Syty głodnego nie zrozumie". Dlatego też, Anne Applebaum, nie może być dobrym rzecznikiem wciąż spragnionych wolności, narodów Europy Wschodniej. Nie powinna też starać się tłumaczyć dzisiejszej Europy swoim amerykańskim rodakom. Mimo wielkiej przenikliwości miesza ludzi, którzy mają historię uciskania innych narodów, z tymi którzy byli przez nich uciskani, wrzuca ich wszystkie razem do jednego worka buntowników chcących z niezrozumiałych dla niej powodów "narodowo-socjalistycznej" rewolucji.

Owanuta

źródło: Salon24.pl