Dziś w Warszawie mieliśmy widowisko. Oto nomenklatura oderwana od koryta, czyli przedstawiciele byłego rządu PO-PSL, KOD-owcy, lewica, lobbyści LGBT i ci wszyscy, którzy stracili możliwość dalszego drenowania Polski, wyszła na ulice domagając się…No właśnie. Czego?

30 tysięcy na Placu Na Rozdrożu, na początku manifestacji oraz 45 tysięcy osób w szczytowym momencie na Placu Piłsudskiego - takie liczby demonstrantów podczas pochodu KOD podaje policja. Ale jak zawsze sami demonstranci pomnożyli ową liczbę tak, że wyszło …. 240 tys. KODziarzy! No ale to nic.

Uczestnicy marszu zaczęli zbierać się na warszawskim Placu na Rozdrożu jeszcze przed godziną 13.00. Nad ich głowami powiewały flagi w barwach narodowych i Unii Europejskiej, dało się też dostrzec barwy poszczególnych ruchów opozycyjnych i całkiem liczne tęczowe barwy ruchu LGBT - co jest istotne, gdyż pokazuje kto tak naprawdę demonstruje. 

– Nie dopuścimy do koszmaru władzy autorytarnej, do łamania konstytucji, demokracji – mówił podczas otwarcia marszu szef PO Grzegorz Schetyna. 

– Jest taki moment, kiedy trzeba pamiętać, że pomimo wszystkich różnic trzeba być razem i to nie dlatego, że razem jest nam dobrze - choć to widać po was, że wy się razem dobrze czujecie - ale również dlatego, że wszyscy doskonale wiemy, że nie przyszliśmy tu dlatego, że jest nam razem dobrze, ale dlatego, że w Polsce jest źle – przekonywał były prezydent Bronisław Komorowski.

– Rachunek za nieszanowanie zasad UE, historia może nam wystawić bardzo wysoki. Zapłacą go zapewne nasze dzieci, możliwe, że w rublach – krzyczała ze sceny posłanka .Nowoczesnej Kamila Gasiuk-Pihowicz. 

Oto „świnie” oderwane od koryta dają głos. Żal patrzeć, jeszcze bardziej żal słuchać. Miejmy nadzieję, że szybko zakończy się ten dziwaczny teatr…

 

Philo