Mój problem z czystością pojawił się już jak byłem dzieckiem. Jako chłopak zobaczyłem gazetę „dla mężczyzn”, jak „ładnie” określa się magazyny pornograficzne. Następnie wpadłem w masturbację, która wydawała się czymś całkiem w porządku, gdyż dzisiejszy świat pokazuje, że nie ma w tym niczego złego i każdy, „zdrowy” mężczyzna ma prawo to robić.

Masturbowałem się będąc już mężem, a do tego doszło oglądanie filmów pornograficznych, nawet razem z moją żoną. Nie od razu dostrzega się jej destrukcyjne działanie grzechu nieczystości, dlatego to uzależnienie jest tak zwodnicze i niebezpieczne. Jednak wpływało to na moje relacje z innymi ludźmi, szczególnie z kobietami, do których miałem bardzo nieśmiały stosunek. Najbardziej jednak niszczyło ono mój obraz  samego siebie – miałem bardzo niskie poczucie własnej wartości, co powodowało znowu, że uciekałem w świat pornografii. I tak kręciłem się w zamkniętym kręgu. . Z dzisiejszej perspektywy dopiero widzę w jakim błędnym kole żyłem, w czasie, gdy Bóg nie był u mnie na pierwszym miejscu, a na to pierwsze miejsce wybrałem sobie  seksualizm, pieniądze i pracę. Całe dnie, tygodnie i miesiące przelatywały przez palce, widziane przeze mnie tylko z perspektywy wycinku z paska (wysokości wypłaty), zrobienie lub nie zakupów, kupienie takiego czy innego sprzętu do domu lub zorientowaniu się, co jeszcze można by kupić. Byłem pracownikiem dużej korporacji międzynarodowej. Pęd w pracy szybko nauczył mnie liczenia tylko na swoje siły i możliwości, a jednocześnie uniewrażliwił mnie na potrzeby innych, co niestety także przełożyło się szybko na moje życie rodzinne i seksualne . W seksualności szukałem spełnienia i potwierdzenia własnej męskości, a w tym czasie mój związek małżeński zaczął się rozsypywać. Boga  w moim życiu praktycznie w ogóle nie było. Nie chodziłem do kościoła nawet na niedzielna Eucharystię, a do spowiedzi nie przystępowałem latami. Jedynie przekraczałem progi świątyni w Święta Wielkanocne, kiedy trzeba było pójść z córeczką  na poświęcenie „koszyczka”. Dla mnie i żony był to taki wielkanocny zwyczaj – kultywowanie tradycji. Kiedy jednak zaczynał rozpadać się nasz związek uświadomiłem sobie, że moje życie wymyka się spod mojej kontroli i tracę coś najcenniejszego. Zacząłem wiec szukać pomocy, jednak moi znajomi i rodzina radzili mi tylko jedno – rozwód. W tym czasie jednak Bóg postawił na mojej drodze  koleżankę z pracy, która zaproponowała mi kurs dla małżeństw organizowany przez jej wspólnotę. Pojechaliśmy. Na wspólnocie poznałem pierwsze osoby, które zachęciły mnie, aby zawalczyć o związek.

Pierwszym momentem zwrotnym mojego życia była godzinna rozmowa z pewnym księdzem,  którego poleciła mi osoba ze wspólnoty i nie chodzi mi o to, co wtedy on powiedział, ale raczej o pierwsze, jeszcze wtedy nieuświadomione, działanie Ducha Świętego. Tematem rozmowy była walka jaka toczyła się w moim sercu: walczyć o żonę czy dać żonie to o co prosi - „wolność”. To było MOJE pytanie, z którym zmagałem się od kilku miesięcy, codziennie, za i przeciw, co jest lepsze, nieustannie…  Po rozmowie,  z czego zdałem sobie sprawę dopiero jakiś czas później, problem wyboru zniknął.  Zrozumiałem, że jako mąż muszę walczyć o ratowanie małżeństwa ze wszystkich swoich (nadal tylko swoich) sił.

W końcu zdecydowałem się pójść do spowiedzi generalnej. Podczas niej wyznałem wszystkie grzechy – także te związane z masturbacją i pornografię. Kiedy wychodziłem z konfesjonału czułem się lżejszy o kilka ton. Byłem wolny i szczęśliwy. Tego nie da się opisać słowami. Po tej spowiedzi zostałem także uwolniony od „potrzeby” masturbacji. Wtedy dopiero w pełni uświadomiłem sobie, że nie była to „potrzeba”, ale zniewolenie, które nie pozwalało mi się w pełni cieszyć życiem. Jednocześnie zacząłem walczyć o swoje małżeństwo. Wstąpiłem do wspólnoty, w  której są organizowane comiesięczne Msze z modlitwa o uzdrowienie. Wielokrotnie namawiałem na nie moją żonę, ale bezskutecznie. Wtedy postanowiłem odmówić  w tej intencji Nowennę Pompejańską. Zaproponowała mi ją znajoma  ze wspólnoty. Nawet nie wiedziałem jak trzymać w ręce różaniec! Nigdy się na nim nie modliłem, ale zacząłem… Gubiłem paciorki, gdy myliłem tajemnice to były mi one przypominane, czasami zasypiałem z różańcem w dłoni, ale wtedy „ktoś” mnie budził  tuż przed 24:00 – na tyle wcześnie,  aby dokończyć różaniec danego dnia. Koniec Nowenny wypadł akurat na czwartek przed niedzielną Mszą z modlitwą o uzdrowienie. W piątek natomiast podeszła do mnie żona, stwierdzając: „Czuję, że powinna pójść na tę Mszę świętą”. Był to dla mnie szok, tym bardziej, że cały czas modliłem się o jej nawrócenie. Poszliśmy. Mieliśmy już złożony w sądzie pozew o rozwód, ale po tym wydarzeniu postanowiliśmy pozostać razem i zawalczyć o małżeństwo.  Zaczęły się zmieniać także nasze relacje.  

Moje nawrócenie to jest proces, jak do tej pory trwa cały czas i proszę Boga aby nigdy się nie skończył. Pan nawraca mnie każdego dnia, ma sporo roboty, bo jestem zatwardziałym grzesznikiem. Lata niezapraszania Boga do swojego życia zrobiły swoje, na dzień dzisiejszy wiele wysiłku kosztuje mnie walka ze swoimi słabościami. Jedno doświadczenie napawa mnie nadzieją, zawsze ilekroć upadnę, zgubię drogę, to wiem, że mogę wrócić. Jezus czeka na mnie w każdej chwili mojego życia. Moje upadki w sferze seksualności , również były dla mnie lekcją, piękną lekcją pokory, był taki czas już po naszym z żoną rozpoczęciu nawracania, że odczuwane przeze mnie pokusy były tak silne i natarczywe, iż spowiednika odwiedzałem kilka razy tygodniowo. W tym czasie poczułem, że jestem bezradny, że rządza jest silniejsza ode mnie, że nie dam rady. I wtedy prosiłem Pana, aby mnie uratował, prosiłem słowami modlitwy serca: „Jezu syna Boga ulituj się nade mną grzesznym” . I krótko po tym usłyszałem podczas eucharystii słowa: „zrzucam twoje kajdany” . To był moment mojego pełnego wyzwolenia w kwestii zranień mojej męskości. Od tamtej pory (dopiero od tamtej pory !) mogę czule przytulić swoją ukochaną, wywalczoną żoną i cieszyć się jej ciepłem i miłością jaką mnie Bóg obdarza przez jej osobę, cieszyć się w czystości. Po tych wszystkich doświadczeniach zrozumiałem jeszcze jedną dla mnie fundamentalną kwestię, teraz wiem, że idąc z Jezusem przez życie, może nie będzie łatwo, ale tylko tak jestem prawdziwym mężczyzną –  takim z krwi i kości –  takim jakim stworzył mnie mój kochający Tatuś. 

Adam

oprac. Natalia Podosek

Tekst ukazał się na portalu Fronda.pl pierwotnie 6 X 2013