Następnie, mieszkając przez kolejne pięć lat na Krecie, mogłem w parafii franciszkańskiej korzystać      z książek, które napisał Jan Paweł II, kiedy jeszcze był biskupem. Był człowiekiem, który z małej miejscowości Wadowice trafił na Watykan – ta ufność, która go tam zawiodła, bardzo mi imponowała i poniekąd odnajdywałem w Nim samego siebie. To sprawiło, że kiedy wróciłem do Polski w wieku dwudziestu lat, przewartościowałem swoje życie m.in. podpisując krucjatę wyzwolenia człowieka. Od tamtego czasu Chrystus stał się dla mnie fundamentem, na którym  budowałem swoje życie. Rozpocząłem pracę i założyłem własną firmę pomimo tego, że całe środowisko mówiło mi, że się nie uda, ja jednak całkowicie zdałem się na Pana Boga.  Szedłem pod prąd, ufając Panu Bogu i wszystko zaczęło się jakoś rozwijać, aż do tego stopnia, że zostałem dyrektorem handlowym w jednej ze znaczących firm.

Wiedziałem, że to wszystko nie jest moją zasługą i  widząc ogrom Bożej łaski  w moim życiu, zrodziła się we mnie myśl, aby rozpocząć studia teologiczne. Niestety wciąż brakowało mi na nie czasu…  Chciałem studiować teologię, aby lepiej poznać Tego, od którego człowiek tak wiele otrzymuje. Ta sprawa bardzo długo mi ciążyła i wciąż nie dawała spokoju.  

Drugą, bardzo trudną rzeczywistością w moim życiu, była nierozwiązana sprawa sprzed lat z moim dalszym sąsiadem. Nie wiedziałam jak rozwiązać ten problem i ten konflikt między nami trwał około dziesięciu lat. Ciągle obiecywałem sobie, że kiedyś go odwiedzę, ale latami nie przychodziła ta odpowiednia chwila, ponieważ nie miałem wystarczająco dużo odwagi, aby przełamać się i pójść do niego.

[koniec_strony]

Kiedy w kwietniu zmarł Jan Paweł II, dzień po tym wydarzeniu, pojechałem do  Sanktuarium Matki Bożej Rychwałdzkiej, aby w ciszy pomodlić się przed obrazem. Usiadłem w ławce i prosiłem Pana Boga przez wstawiennictwo Jana Pawła II właśnie o to, abym mógł rozpocząć studia i rozwiązać trudną sprawę sprzed lat z moim sąsiadem.

Wróciłem do domu i mogłoby się wydawać, że nic wielkiego się nie wydarzyło, jednak  kilka tygodni po pogrzebie w końcu poczułem jakby cały ten ciężar, który nosiłem przez tyle lat, minął; nagle doświadczyłem w sobie tyle wolności i siły, że byłem w stanie przełamać się i pójść do tego człowieka! Przychodzę do niego, rozwiązuję tę sprawę i temat zostaje zamknięty. Jednak na tym wszystko się nie skończyło. Kilka dni później pojechałem na uczelnię i złożyłem podanie o przyjęcie na teologię, które zostało pozytywnie rozpatrzone! W października 2005 roku rozpocząłem studia, które skończyłem w 2011 roku.

Jan Paweł II od godziny śmierci stał się moim orędownikiem. Za jego wstawiennictwem modlę się za wszystkich, którzy stanęli na drodze mojego życia. Jest on moim orędownikiem u Boga. To mój ulubiony święty! Najbardziej podziwiam w nim bezwarunkowe zaufanie Bogu, którego bym każdemu życzył. On wyszedł z tej łodzi bezpieczeństwa, w której większość ludzi pozostaje przez całe życie i kroczył po wodzie wiary, bez względu na to, co mówił świat. Zdanie, które wypowiedział, stało się moim życiowym mottem: „Nie lękajcie się! Wypłyńcie na głębię!”. I po dwudziestu latach takiego zaufania mogę podpisać się pod tym zdaniem, aby się nie lękać, ponieważ nic nie może zmierzyć się z miłością. Miłość zawsze zwycięża. 

Świadectwa wysłuchała Natalia Podosek