Obudziłam się cała zlana potem. W tym momencie zrozumiałam, że z moim życiem jest coś nie tak.

„Tata poszedł i już nie wrócił”

Narkotyki zaczęłam brać w wieku piętnastu lat, ponieważ wtedy poczułam się „dorosła” i uważałam, że na pewne rzeczy mogę sobie pozwolić. Jednak narkotyki były przede wszystkim formą ucieczki przed tym wszystkim co działo się w moim domu i w moim sercu.

W wieku sześciu lat odszedł od nas tata. Ludziom czasami wydaje się, że rozwód rodziców jest rzeczą normalną, ale tak nie jest. Przed jego odejściem spędzałam z nim dużo czasu, on rysował na drzewie symbole z naszymi inicjałami i naprawdę czułam się przez niego kochana. Pewnego dnia, gdy wróciłam ze szkoły okazało się, że go nie ma. W ogóle nie byłam na to przygotowana. Tylko oznajmiono mi, że tata poszedł i już nie wróci… Tragedią jest, gdy komuś spali się mieszkanie, a dla mnie to było jak spłonięcie mojego duchowego domu. Wtedy rozsypał się cały mój świat. Dodatkowo to wydarzenie było dla mnie podwójnie ciężkie, ponieważ mama zabroniła mi się z nim w jakikolwiek sposób kontaktować. Kiedy chciałam się z nim spotkać, czułam się winna. Uważałam, że w ten sposób ją ranię. Potem stworzyłam sobie mój własny świat i wytłumaczyłam sobie, że nie potrzebuję taty do życia.

Niestety po odejściu ojca, mama przelewała na mnie wszystkie swoje frustracje, dodatkowo mówiąc na niego różne złe rzeczy. Nieporozumienia między rodzicami doprowadziły do tego, że miałam nieustannie do czynienia z sądami i policją. Generalnie wtedy chciałam już uciec z domu od tego wszystkiego, czego doświadczałam. Kiedy zaczęłam wchodzić w narkotyki, wydawały mi się atrakcyjne, bo kiedy je zażyłam bawiłam się, śmiałam, miałam świetny humor. Zaczęłam od palenia trawy, potem bardzo dużo brałam amfetaminy, a nawet kwasy SLD. I zaczęły się ze mną dziać różne rzeczy, których już nie kontrolowałam. Jednocześnie postanowiłam sobie, że skoro ojciec zranił mnie i moją mamę, to w ten sam sposób będę ranić mężczyzn. Była we mnie ogromna chęć odwetu. Dodatkowo mój pierwszy chłopak zrobił to samo, co mój ojciec – zaczął mnie zdradzać. I to tak samo bolało jak odejście ojca. Wtedy utwierdziłam się w tym, że tak ma być. I to zranienie, którego doświadczyłam na sobie przelewałam na zewnątrz. Jednak ciągle czułam w sobie zgrzyt – chciałam, aby było inaczej, ale świat pokazywał mi coś innego. Potem filmy, które oglądałam, gazety, które czytałam potwierdzały tą teorię, że mężczyźni z natury są zdrajcami. I tak wpadłam w świat narkotyków i zaczęłam zdradzać mężczyzn. Nie chciałam być ciągle wykorzystywaną, więc ja wykorzystywałam. Pan Bóg już wtedy dawno zniknął z mojego życia.

„Moje imię to był lęk”

Z tego czasu nic nie pamiętam z moich uczuć, ponieważ narkotyki tak spłyciły moje myślenie. Nie potrafię przypomnieć sobie, co czułam i myślałam. Ten okres wspominam jako jedną, wielką czarną dziurę. Bo narkotyki i życie w ich ułudzie dają poczuciem jakby się wpadło do jakieś ciemnej piwnicy. Zaczęły dziać się ze mną dziwne rzeczy, m.in. omamy narkotyczne, w których widziałam jakieś postaci, w nocy śniły mi się koszmary, miałam potworne lęki. Nie dość, że żyłam w takim koszmarnym świecie, to on wlewał się do mnie. Byłam przesiąknięta tym wszystkim. Generalnie moje imię w tym okresie to był lęk, strach, ciemność. Nawet dochodziło do tego, że marzyłam o śmierci i nią się fascynowałam. Coraz głębiej wchodziłam w świat, gdzie nie ma nadziei.

Pamiętam, że jednej nocy nie mogłam się obudzić. Chciałam się obudzić, ale nie byłam w stanie! Toczyła się we mnie wtedy walka między dobrem złem. Coś nie pozwalało mi się obudzić. Nawet fizycznie czułam, jakby ktoś zamykał mi oczy. Wiedziałam, że jak się nie obudzę to już nigdy nie ujrzę dziennego światła. I pamiętam, że jak się przebudziłam to cała byłam zlana potem i nie byłam w stanie wstać z łóżka, tylko czołgałam się po ziemi. Szłam na czworakach do pokoju mojej mamy, gdzie położyłam się na podłodze. W tym momencie zaczęłam rozumieć, że z moim życiem jest coś nie tak.

„Doświadczyłam Żywego Boga”

Po tym koszmarnym wydarzeniu małymi kroczkami zaczęłam wracać do tego, co było wcześniej. Wypłakiwałam moje życie Panu Bogu. Zaczęłam nieśmiało chodzić do kościoła. Zadawałam Bogu pytanie, dlaczego tak jest na świecie. Chciałam wrócić do Niego. Zaczęła się także od tego momentu rodzić we mnie bojaźń Boża i siła. Pomimo tego, że dalej źle żyłam to zaczęłam wołać do Boga o pomoc. Myślę, że to był moment, w którym podałam Bogu rękę, aby mnie z tego bagna wyciągnął. A On dał mi światełko, że można inaczej. Zaczęłam szukać innego mężczyzny i innego środowiska. Kiedy poznałam mojego obecnego męża, który był już całkiem innym człowiekiem niż cały świat, który wcześniej mnie otaczał, zaczęłam oddawać Bogu nasze relacje, abym umiała żyć w inny sposób niż do tej pory . Pamiętam, że jak zaczęłam się z nim spotykać to pragnęłam nowego życia, chciałam coś zmienić.

Momentem przełomowym byłą chwila, kiedy przy nim wyrzuciłam do kanału narkotyki, które miałam pochowane w domu. I to było takie mocne zerwanie z tym złem. Jednak ten gest nie był tylko dla mojego przyszłego męża, ale zrobiłam to także dla Boga. Zauważyłam, że jak Panu Bogu coś obiecałam, to dostawałam od Niego łaskę siły, aby dotrzymać tej obietnicy. Następnym etapem, jak się narodziły dzieci, było porzucenie palenia. Zawsze marzyłam, aby mieć cudowną rodzinę, której nigdy nie miałam i nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie kocącej przy dzieciach papierosy.

Jestem przekonana, że Bóg mnie prowadził przez całą historię mojego życia, ale do tego czasu nie widziałam Go. W pewnym momencie zaczęłam z Nim współpracować, ale ciągle w pełni nie uświadamiałam sobie, że On jest blisko. Jednak wiem, że Bóg dał mi siłę do tego, aby zmieniać się na lepsze. Jak już wzięłam ślub i urodziły się dzieci to czułam, że moje życie jest już jaśniejsze, powoli zaczęłam spokojnie oddychać, pomimo tego, że było we mnie jeszcze bardzo dużo lęków i problemów z emocjami.

I potem w mojej rodzinie umierała jedna osoba. W szpitalu, gdy ją odwiedzałam, spotkałam pewną siostrę zakonną, która także miała chorą ciocię. Jakoś tak się złożyło, że zaczęłyśmy ze sobą rozmawiać, a ona skierowała mnie do księdza egzorcysty. Poszłam do niego, aby opowiedzieć, że w mojej rodzinie jest wiele zła, a na rozmowie okazało się, że ja też potrzebuję uzdrowienia i nawrócenia. Zachęcił mnie do przystąpienia do spowiedzi generalnej. To był moment przełomowy w moim życiu. Ksiądz, który miał mnie wyspowiadać powiedział w jaki sposób mam się przygotować do tego sakramentu. Nie było to łatwe, ponieważ musiałam na kartce napisać te wszystkie grzechy, których miałam niemało. Jest to bardzo trudne, bo wtedy czuje się cały ciężar tego zła. Człowiek musi wrócić do tych starych „brudów”, o których chce zapomnieć. Pamiętam, że jak się spowiadałam to wszystko mówiłam, co na początku powodowało opór. Na początku było trudno. Miałam spisaną całą stronę. Jednak w momencie, gdy kończyłam mówić poczułam ulgę. Po spowiedzi miałam potargać kartkę i wrzucić ją do kosza. To był pierwszy moment w moim życiu, kiedy czułam lekkość, czułam jakbym latała. To było doświadczenie, jakbym unosiła się nad ziemią. Czułam wolność, totalną wolność, jakby ktoś nagle wypuścił mnie z klatki. Miałam poczucie jakbym wszystko zaczynała od nowa. Z czystą kartką. Jednocześnie poczułam taką ogromną radość, że nie wszystko jest takie złe jak pokazywał świat.

Jednak potem pomału zaczęły pojawiać się pytania, co będzie, kiedy będę pozbywać się rzeczy, które wcześniej były dla mnie przyjemnościami. Pojawiały się obawy, że wchodzę w świat wyrzeczeń, że Pan Bóg to jest taka jedna wielka zasada. A teraz czuję wolność od tego, że mi już nie zależy na tych rzeczach i jestem tak szczęśliwa, bo widzę, że to było zniewolenie: palenie papierosów, jakieś dziwne imprezy, stosowanie antykoncepcji. Jestem naprawdę wolna i szczęśliwa. Jeszcze przed nawróceniem wydawały mi się pewne złe rzeczy normalnością, a teraz nie widzę problemu w tym, że z czegoś mam zrezygnować.

Po spowiedzi generalnej doświadczyłam żywego Boga, tak jak wtedy, kiedy byłam dzieckiem. Około dziesięciu lat zadawałam Bogu pytanie, dlaczego w moim życiu jest tak trudno, dlaczego zdarza się w nim tyle bolesnych rzeczy. Jednak zasypywałam Go pytaniami i odchodziłam. Nie czekałam na Jego odpowiedź. A Bóg czekał na moment, kiedy będę gotowa, aby mi odpowiedzieć. I wtedy, kiedy byłam już bardziej na Niego otwarta to namacalnie doświadczyłam Boga. Wcześniej nie słyszałam o tym, że można w tak namacalny sposób zobaczyć. Pamiętam wieczór, w którym znowu zaczęłam płakać nad swoim życiem, że tyle rzeczy w nim zaprzepaściłam, że byłam człowiekiem, który niszczył siebie i innych ludzi. W tym czasie odprawiałam także nowennę dla ludzi pracujących nad sobą. I pamiętam, że wzięłam do ręki tą książeczkę i zaczęłam wczytywać się w słowa, które były tam napisane. I wtedy Bóg odpowiedział mi na te dziesięcioletnie pytania. Gdy czytałam słowa nowenny miałam uczucie, że jeden fragment został mi jakby rzucony w twarz. I Bóg w nim odpowiedział mi, że te problemy dał mi po to, aby zachować mnie od złego i utwierdzić w pokorze. Zrozumiałam, że będę w stanie pogodzić się z przeszłością tylko wtedy, kiedy będę żyła razem z Bogiem.

Teraz czuję, że narodziłam się na nowo. Zawsze brakowało mi miłości rodziców, a Bóg pokazał mi, że On jest moją najdoskonalszą rodziną i obdarzył miłością, której tak mi brakowało. I to dało mi wewnętrzne poczucie przytulenia i bycia znowu kochanym dzieckiem. Po tym doświadczeniu poczułam, że się na nowo narodziłam. Obiecałam Bogu, że kończę w naszej rodzinie przekazywać zranienia z okolenia na pokolenie, ale chcę być tą osobą, która ofiaruje Bogu cała swoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Oddaję Mu teraz moje dzieci, wnuki, które może kiedyś będą mieć, prawnuki… z taką ufnością, że już jesteśmy w rekach Jezusa. Jestem teraz najszczęśliwszą osobą na świecie i nigdy w życiu bym nie wróciła do mojego starego życia. Chwała Panu!

Agnieszka, 35 lat

Świadectwo wysłuchała Natalia Podosek