24 kwietnia Kościół świętuje nawrócenie św. Augustyna, biskupa i doktora Kościoła. 

Różnie odkrywa się życiowe powołanie: nie wszyscy odnajdują je od razu, niektórzy dochodzą do niego po długim poszukiwaniu i walce. Tak było w przypadku św. Augustyna.

Jego zmagania znane są głównie dzięki niezwykłym Wyznaniom. Zaczął je pisać w momencie, gdy został biskupem Hippony. Miał wtedy 42 lata i zaledwie 10 lat wcześniej przeżył nawrócenie. Gdy zaczynał kierować diecezją, pragnął przedstawić swoje dotychczasowe życie: wyspowiadać się przed Bogiem i ludźmi, a zarazem wielbić Stwórcę za Jego miłosierdzie. Mówi o tym sam łaciński tytuł dzieła Confessiones, który znaczy „spowiedź” ze swego życia, ale również „wysławianie”, pochwałę dobroci i mądrości Pana. W Wyznaniach też biskup Hippony najlepiej ukazał swe dojrzewanie do bezżeństwa i wstrzemięźliwości.

„We wrzącym kotle erotyki”

Zdawać by się mogło, że Augustyn miał szansę być dobrym chrześcijaninem od pierwszych lat życia. Z najwcześniejszego dzieciństwa wyniósł zaczątki wiary i — jak pisał — „już z mlekiem matki” przyjął imię Chrystusa. Chociaż jego ojciec pozostawał poganinem (ochrzcił się w przeddzień śmierci), matka Monika była głęboko wierzącą i pobożną kobietą, i starała się wpoić synowi zasady chrześcijańskie.

Przez wiele lat jednak Augustyn pozostawał rozdarty między wpływem ojca i matki. Na skutek działań ojca, jego chrzest odłożono na później. Przyjął go dopiero w wieku 33 lat, po nawróceniu. Do tego momentu najczęściej wiódł życie dalekie od ideałów Ewangelii. Trudno zresztą było wymagać czego innego, bo przecież nie był wtedy jeszcze chrześcijaninem.

Rzeczywiście Augustyn przeszedł długą drogę poszukiwania prawdy. Przez wiele lat toczył walkę o odnalezienie wiary, wydawało się nawet, że bezskuteczną. Doświadczał też ludzkiej słabości. W swych Wyznaniach nieustannie podkreślał, że w okresie młodości i dojrzewania miotały nim uczucia, namiętności zaciemniały mu serce i umysł, trwonił swoje życie i ulegał słabościom, a jedynym jego marzeniem było to, by kochać i być kochanym. Myślał wtedy, że jego sytuację uzdrowiłoby zawarcie związku małżeńskiego, ale do tego nie doszło: „Moja rodzina nie pomyślała o tym, żeby przez małżeństwo uchronić mnie od upadku” (II,2).

Jego zmagania się nasiliły, gdy w 370 roku przybył na studia do Kartaginy. Chciał zostać retorem, czyli mistrzem słowa mówionego i pisanego. Chłonął literaturę łacińską, kochał teatr, lubił towarzystwo kolegów. Zarazem później, z perspektywy Wyznań, surowo oceniał swą sytuację moralną z czasów studenckich: „Przybyłem do Kartaginy i od razu znalazłem się we wrzącym kotle erotyki. Jeszcze się nie zakochałem, a już kochałem samą myśl o zakochaniu” (III,1). Szybko się też zakochał. Już na początku swych studiów związał się z kobietą, której imienia nie przekazał. Związek ten przetrwał około 15 lat i wydawał się bardzo mocny. „Miałem tylko tę jedną kobietę — pisał — i dochowywałem jej wierności” (IV,2). Ale nie było to małżeństwo w rozumieniu prawa rzymskiego, które nie akceptowało związków mężczyzn z kobietami niższego stanu. Był to związek jeszcze w duchu starego pogańskiego świata.

Daj mi czystość — ale jeszcze nie teraz

W czasie studiów kartagińskich, w wieku 19 lat, Augustyn przeżył pierwszy wstrząs duchowy, który bywa nazywany nawróceniem filozoficznym. Po przeczytaniu książki Cycerona Hortensjusz zapalił się do poszukiwania prawdy i mądrości. Ogarnęły go wielkie i szlachetne pragnienia: „Przed mymi oczyma zmarniały nagle wszystkie ambicje światowe. Niewiarygodnym wprost żarem serca zacząłem tęsknić do nieśmiertelności, jaką daje mądrość” (III,4). Kierunek został wyznaczony, ale Augustyn nie potrafił jeszcze dokonać zdecydowanego wyboru. Perspektywa bardziej radykalnego kroku napawała go lękiem. Bał się wszystkich konsekwencji swej decyzji, która wymagała zmiany życia i postępowania. Wprawdzie prosił Boga „o czystość obyczajów”, ale modlił się w sposób nietypowy: „Panie Boże, daj mi czystość i umiarkowanie, ale jeszcze nie w tej chwili!”. Już wiedział, jaka jest droga mądrości. Rozpoznawał, co jest prawdziwe, lecz nie umiał się temu podporządkować. Myślał, że stanowcza decyzja go ograniczy. Sam to tłumaczy w Wyznaniach, zwracając się do Boga: „Był we mnie lęk, że mógłbyś mnie zbyt rychło wysłuchać i od razu uleczyć z choroby pożądania, które chciałem raczej nasycić niż zgasić” (VIII,7). Decyzję więc odkładał wciąż na później. Jeszcze nie teraz... Nie jest on jedynym, który tak się modlił, obawiając się prawdziwego nawrócenia. Takie postępowanie jednak nazywał potem obłędnym.

Augustyn był wciąż pełen niepokoju. Targały nim żądze: zaszczytów, pieniędzy, małżeństwa. Próbował czytać Pismo Święte, ale porzucił lekturę, bo tekst nie był napisany najlepszą łaciną. Zainteresował się astrologią. To z kolei popchnęło go w objęcia ezoterycznej sekty manichejczyków (był tylko jej „słuchaczem”, a nie członkiem, bo nie przeszedł wtajemniczeń). W Wyznaniach wspominał też, że w jego duszy kłębiła się burza, że wył z bólu serca, że w głębi czuł tęsknotę za prawdziwym dobrem, za Bogiem, który był w samym jego wnętrzu (por. VII,7).

Po ukończeniu studiów został profesorem retoryki: najpierw w Tagaście, a potem w Kartaginie. Jednak ambicja i pragnienie sławy doprowadziły go do Mediolanu, który był wtedy faktyczną stolicą Cesarstwa. Trzyletni pobyt w tym mieście (384-387) okazał się przełomowy. To tam Augustyn wyzwolił się z manicheizmu, pokonał sceptycyzm, polubił filozofię platońską. Powoli uporał się z trudnościami intelektualnymi, wyzwalał się również z pragnienia bogactw i zaszczytów. Pomagała mu w tym matka, która towarzyszyła mu ze swą miłością, wiarą i wytrwałą modlitwą.

Wciąż odżywało w nim też pragnienie poszukiwania mądrości. Wraz z kolegami stworzył nawet projekt życia wspólnego „na pustyni”. Grupa miała składać się z około 10 osób. Wszyscy byli znużeni „zamętem i troskami życia”. Postanowili więc odsunąć się od ludzi i żyć na osobności, w ciszy i spokoju, poświęcając się studiom i medytacji. Marzenie jednak okazało się niemożliwe do spełnienia: „Zaczęliśmy rozważać, czy nam na to pozwolą nasze miłe kobiety. Niektórzy z nas już mieli żony, inni zamierzali się ożenić. I wtedy cały ten tak pięknie obmyślony projekt rozpadł się nam w rękach: tak się rozsypał, że trzeba go było precz odrzucić. Wzdychając, jęcząc — poszliśmy jednak dalej szerokimi i utartymi drogami tego świata” (VI,14). Czas radykalnego wyboru miał wkrótce nadejść. Ale jeszcze nie teraz.

„Czemu na sobie samym się opierasz?”

W Mediolanie Augustyn spotkał św. Ambrożego, człowieka o wielkim autorytecie, od kilku lat biskupa tego miasta. Był pod jego wrażeniem: słuchał jego kazań, zachwycał się ich stylem, ale także treścią, podziwiał stanowczość i mądrość biskupa, widział szacunek i powagę, jakimi go otaczano. Jednak przyznaje szczerze: „Jedyną kłopotliwą stroną jego życia wydawał mi się celibat” (VI,3). Tego Augustyn nie był jeszcze w stanie zrozumieć, chociaż wybór takiego stanu zdawał się go intrygować. Sam jednak stanął wtedy przed perspektywą małżeństwa. Znalazł kandydatkę na żonę. Oświadczył się i propozycja została przyjęta. Szczególnie cieszyła się z tego matka. Zawarcie związku oznaczałoby, że zaczyna on porządkować swe życie moralne, co było warunkiem dopuszczenia do chrztu.

Trzeba było jednak zerwać dotychczasowy konkubinat. Augustyn musiał więc oddalić swą długoletnią towarzyszkę, z którą nie mógł zawrzeć prawnego związku. „Bezimienna” wróciła do Afryki, gdzie ślubowała prowadzić od tej chwili życie w czystości. Augustyn wiele lat później, już jako biskup, opłakiwał to wydarzenie: „Kobietę, z którą dotychczas żyłem, oderwano od mego boku, gdyż była to przeszkoda na drodze do małżeństwa. Ponieważ moje serce mocno do niej przywarło, teraz wyszarpnięto w nim ranę, która broczyła krwią obfitą. Kobieta wróciła do Afryki, ślubując Ci, że nigdy się nie odda żadnemu innemu mężczyźnie, a ze mną zostawiła syna naturalnego, jakiego mi urodziła” (VI,15). Augustyn ze wstydem przyznawał, że nie potrafił naśladować szlachetności tej kobiety i jej wierności, zwłaszcza w bezpośrednim okresie po rozstaniu, gdy — ze względu na wiek narzeczonej — musiał czekać na zawarcie właściwego związku.

Jednocześnie odkrywał piękno życia monastycznego. Z zapałem słuchał opowiadań Afrykańczyka Pontycjana o życiu pustelniczym w Egipcie, o klasztorach w Mediolanie i Trewirze. Ten styl życia wydał się mu najlepszą drogą do poszukiwania mądrości i prawdy.

Przykład ludzi, którzy żyli w bezżeństwie i powściągliwości, stanowił dla niego okazję do rachunku sumienia. Wskazywał też, że takie życie jest możliwe i że to Bóg daje siłę wytrwania w postanowieniu. Zażenowany mówił do siebie: „Nie stać cię na to, na co było stać tych mężczyzn i te kobiety? A czyż oni w sobie samych znajdują siłę? O, nie, nie w sobie, lecz w Panu Bogu swoim! (...) Czemu na sobie samym się opierasz — i upadasz? Rzuć się ku Niemu! Nie obawiaj się — On się nie cofnie, abyś upadł. Rzuć się z całą ufnością, On przygarnie cię i uleczy” (VIII,11).

Augustyn wiedział już, że musi zaufać Bogu, a nie liczyć na własne siły. Czekał jednak na cud, który go porwie i nim owładnie, czekał na niezwykłe objawienie, które rozświetli mu wszystkie wątpliwości. Dokonało się to podczas słynnej sceny w ogrodzie mediolańskim, latem 386 roku. Tym razem Augustyn nie prosił Boga o odłożenie nawrócenia, ale błagał o jego przyspieszenie. Gorąco pragnął wejść na właściwą drogę. Modlił się o pomoc: „O, Panie, czemu zwlekasz? Dokądże, Panie? (...) Jak długo, jak długo jeszcze? Ciągle jutro i jutro? Dlaczego nie w tej chwili? Dlaczego nie teraz już kres tego, co we mnie wstrętne?”. Gdy tak opłakiwał swą niemożność przemiany, usłyszał głos dziecka: „Bierz, czytaj! Bierz, czytaj” (Tolle, lege). Podszedł do miejsca, gdzie zostawił tom listów św. Pawła, otworzył i czytał w milczeniu słowa, na które najpierw padł jego wzrok. Był to fragment mówiący o przyobleczeniu się w Chrystusa i odrzuceniu żądz cielesnych: „... nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa i nie troszczcie się zbytnio o ciało, dogadzając żądzom” (Rz 13,13-l4). I zaraz dalej pisze Augustyn: „Ani nie chciałem więcej czytać, ani nie było to potrzebne. Ledwie doczytałem tych słów, stało się tak, jakby do mego serca spłynęło strumieniem światło ufności, przed którym cała ciemność wątpienia natychmiast się rozproszyła” (VIII,12).

Była to chwila oświecenia, duchowej przemiany, która spadła jak grom z jasnego nieba. Dlatego swe nawrócenie, jakie wtedy przeżył, Augustyn zawsze traktował jako łaskę, dar udzielony mu przez miłosiernego i dobrego Boga.

Od tej pory zaczął inaczej patrzeć na siebie i wszystkie swoje problemy. Bardzo żałował, że wcześniej nie odkrył wartości tej drogi: „Późno Cię umiłowałem, Piękności tak dawna a tak nowa, późno Cię umiłowałem” (X,27). Jak refren wraca w Wyznaniach owa nuta żalu, że tak późno odnalazł Boga. Czas, który przeżył bez Niego, nie tylko nie był ciekawy ani wartościowy, ale wydał się naprawdę pusty i zmarnowany.

„Już nie szukałem żony”

O swym przeżyciu opowiedział od razu swemu przyjacielowi Alipiuszowi i matce. Reakcja Moniki była niezwykła: „Jakże cieszy się, jak triumfuje! Błogosławiła Ciebie, któryś mocen jest uczynić daleko więcej niż to, o co prosimy. Bo wiedziała, że o wiele obfitszej udzieliłeś łaski, niż ona kiedykolwiek śmiała w mojej intencji prosić, płacząc gorzkimi łzami. Do tego bowiem stopnia nawróciłeś mnie ku Tobie, że już nie szukałem ani żony, ani żadnej w ogóle nadziei doczesnej” (VIII,12).

Rzeczywiście, Augustyn rozpoczął nowe życie. Zrezygnował z planów małżeńskich, by oddać się całkowicie ideałom mądrości i Ewangelii. Nie szukał też doczesnych zaszczytów. Porzucił nauczanie retoryki, poszukiwanie sławy i pieniędzy.

Swoją przemianę przypieczętował chrztem, który przyjął w wigilię wielkanocną 387 roku, wraz z synem Adeodatem i przyjacielem Alipiuszem. Rozpoczął życie ascetyczne, oddane całkowicie Bogu.

Po przyjęciu chrztu, wrócił do Afryki. Powrót był jednak dramatyczny. Tuż przed pożegnaniem Italii, w Ostii (port miejski Rzymu), ciężko zachorowała jego matka i tam zmarła. Przed śmiercią dziękowała Bogu za niezwykłe nawrócenie syna. Wszak w swych długich modlitwach prosiła Go jedynie o to, by przed śmiercią mogła ujrzeć swoje dziecko jako chrześcijanina. Nawet nie marzyła, że Augustyn całkowicie poświęci swe życie Bogu. To, co się stało, przekraczało jej wszelkie marzenia.

Niedługo po wylądowaniu w Afryce, umarł też Adeodat. Augustyn pozostał w rodzinnych stronach, czyli w Tagaście. Sprzedał mienie odziedziczone po ojcu, a pieniądze rozdał ubogim. Zgromadził wokół siebie przyjaciół, tworząc swego rodzaju wspólnotę „mniszą” ludzi świeckich. Nie chciał być kapłanem. Wolał ciszę klasztoru i „życie filozoficzne” w gronie przyjaciół.

W 391 roku udał się jednak do nadmorskiej Hippony (dzisiejsza Annaba w Algierii), by szukać miejsca na nowy klasztor. Tam został porwany przez tłum i, nie bez stawiania oporu, wyświęcony na kapłana. Pozostał w Hipponie, gdzie założył drugą wspólnotę. Napisał też Regułę, opartą na Piśmie Świętym i na przykładzie życia pierwotnego Kościoła jerozolimskiego. W 395 roku został biskupem tej mało znaczącej diecezji, która stała się wkrótce ośrodkiem odnowy duchowej całej Afryki Północnej. Kilka swych dzieł poświęcił małżeństwu (wypracował teologię sakramentu małżeństwa), ale napisał także piękny traktat o bezżeństwie i powściągliwości (De virginitate) oraz wiele pism monastycznych. Kierował diecezją ponad 40 lat. Zmarł 28 sierpnia 430 roku. Przed śmiercią modlił się psalmami Dawida: nie tylko wyrażał żal, że tak późno umiłował Boga, ale również składał Mu dzięki za Jego wielkie miłosierdzie. Zawsze głosił, że łaska jest podstawą dobrych czynów i zasług człowieka. „Ktokolwiek wylicza swoje zasługi — zwracał się do Boga — cóż on wylicza, jeśli nie dary Twoje?” (IX,13). Wskazywał też, że jedynie dzięki łasce można podjąć drogę bezżeństwa i powściągliwości, i na niej wytrwać.

Ks. Józef Naumowicz (ur. 1956), patrolog, wykładowca na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego i w Wyższym Metropolitalnym Seminarium Duchownym w Warszawie. Ostatnio opublikował m.in. książkę Geneza chrześcijańskiej rachuby lat.

za: opoka.org.pl