Do internetu trafiło nagranie, na którym Zbigniew Stonoga zakłóca pana spotkanie autorskie. Czego od pana chciał?

Dobre pytanie. Kilka tygodni temu w Nowy Targu młodzi ludzie zapytali mnie o opinię na jego temat. Bardzo oględnie wyjaśniłem, że moje zaufanie do tego pana jest zerowe i że wokół niego kręcą się bardzo dziwni ludzie. Pan Stonoga odpowiedział w internecie, że kiedyś tam polecał moją książkę, a ja takie rzeczy mówię. Później zadzwonił do mnie Marcin Rola, dziennikarz, którego bliżej nie znam, freelancer, podobno związany z TV Republika, ale i TVP oraz Polsatem. Mówił, że właśnie ma Stonogę na linii i bardzo by chciał, żebyśmy się spotkali w jego studio [Ring TV – red.] Byłem nastawiony raczej negatywnie, bo nie z każdym się siada do stołu, a o panu Stonodze słyszałem dość, żeby mieć poważne wątpliwości. Rozmawialiśmy w trybie konferencyjnym i obaj mocno nalegali na to spotkanie. Bardzo wstępnie się umówiliśmy, ale ostatecznie poinformowałem pana Rolę, że jeśli w ogóle dojdzie do mojego spotkania ze Zbigniewem Stonogą, to na przełomie sierpnia i września. Mimo nacisków nie zmieniłem zdania.

Dlatego Stonoga postanowił sam przyjść?

We czwartek miałem spotkanie w kościele w Wołominie. Pan Stonoga przyszedł i stanął z tyłu. Nagle mi przerwał, mówiąc, że rozpowszechniam o nim jakieś informacje. Obok niego stał człowiek, który wszystko rejestrował. Powiedziałem mu, żeby nie robił w tym miejscu swojego show. Parę osób zareagowało nerwowo, on się wycofał.

Potem w internecie zobaczyłem wypowiedź pana Stonogi, gdzie mnie nazywa„s-synem”, a dziennikarzy Dorotę Kanię i Michała Rachonia „bydlakami”. Jeśli pan Stonoga nauczy się nie tylko sztuki autokreacji od Piotra Tymochowicza, ale i podstawowych zasad kultury, to nie wykluczam, że siądę z nim do rozmowy, bo na pewno byłoby o czym rozmawiać. Ten pan zasługuje na to, żeby go pokazać takim, jakim jest. Stonoga groził też, że mnie i innych dziennikarzy będzie niszczył. Ciekawe, że niewielu zostało antysystemowych dziennikarzy, których on by nie opluł. Jednocześnie współpracował z najbardziej systemowym adwokatem, jakim jest Roman Giertych. I ma czelność występować – operując przy tym bandyckim językiem – jako przedstawiciel nurtu antysystemowego.

Zbigniew Stonoga nerwowo reaguje na wzmianki o jego związkach ze służbami. Michał Rachoń twierdzi, że biznesmen sam chwalił mu się w rozmowie telefonicznej takimi kontaktami. Jak jest w rzeczywistości?

Mam pewną wiedzę od informatorów, którym ufam - oficerów służb tajnych, których znam jeszcze z dawnych lat. Nie chciałbym jednak odsłaniać tego w tym momencie, bo zobaczymy, czy dojdzie do spotkania. Wiem natomiast o panu Stonodze dość, żeby się od niego totalnie dystansować, bez względu na to, jak bardzo antysystemowo się przedstawia. Mam coraz większą liczbę ciekawych informacji na jego temat. Wiadomo na pewno, że jest prowokatorem, który w niejednej prowokacji uczestniczył.

Jego zwolennicy podkreślają, że ujawniając akta afery taśmowej uderzył w rząd i zwrócił opinii publicznej uwagę na tę aferę. Czy to źle, że to zrobił?

Nie, nie mówię, że to źle. Jednak w internecie można znaleźć mój tekst z czerwca zeszłego roku, opublikowany dokładnie w dniu, w którym wybuchła afera podsłuchowa, kiedy zobaczyłem, kto publikuje te teksty: Sylwester Latkowski i Michał Majewski. Pierwszy zasługuje na książkę, bo to ciemna postać chodząca na pasku Pałacu Prezydenckiego. Z kolei Michał Majewski pluł na mnie, kiedy zrobiłem materiały o WSI dla programu „30 minut” w TVP. Razem z Anną Marszałek straszliwie mnie wtedy zaatakowali na łamach „Dziennika”. Taka parka „dziennikarska” - Majewski i Latkowski - występuje w roli obrońców wolności słowa, którzy swoim ciałem zasłaniają laptopa. Nie widziałem śmieszniejszego widoku. Cała afera podsłuchowa była rozgrywką w obrębie jednej sitwy między „małym pałacem” a „dużym pałacem”. Oczywiście to świetnie, że wybuchła. Jeśli dwóch złych się bije, to normalni ludzie zyskują. I Polacy zobaczyli, jaka hołota nami rządzi. To jest plus afery podsłuchowej. Ale ona nie wybuchłaby nigdy, gdyby nie było to na rękę środowisku związanemu z prezydentem Bronisławem Komorowskim. Toczy się wielopiętrowa gra – tyle mogę powiedzieć.

Mówił pan też, że Stonoga to „szalupa ratunkowa wypuszczona przez służby”. Drugą szalupą ma być partia Ryszarda Petru. Czy to się uda? Spodziewa się pan, że Stonoga wejdzie do sejmu?

Mam nadzieję, że nie.

Rozmawiał Jakub Jałowiczor