Grzegorz Strzemecki

Największa katastrofa Polski. Jak ją zażegnać?

Tak, naprawdę, oczywiście tak! - odpowiedział Grzegorz Schetyna na pytanie, czy polski rząd powinien podpisać Deklarację Rzymską bez względu na jej treść. Utrzymujące się poparcie dla partii które forsują politykę bez stawiania żądań i warunków jest największą katastrofą jaka spadła na Polskę.

Polityka, zwłaszcza międzynarodowa jest grą interesów, w której każdy kraj musi dbać o swoje, bo inni za niego raczej tego nie zrobią. W języku polityki Schetyna powiedział: "możecie z nami zrobić co chcecie - my się i tak na wszystko zgodzimy". Szef Platformy martwił się, że Polska pojechała do Rzymu "z takim nastawieniem, które jest odczytywane dzisiaj we wszystkich stolicach europejskich, że Polska znowu jakieś żądanie stawia. Że Polska mówi, że może nie podpisać „jeżeli”. To nie jest język, którym się operuje w Europie. Takim językiem się w Europie nie rozmawia."

Kpił czy o drogę pytał? W Europie rozmawia się dużo bardziej brutalnym językiem: "Polska straciła okazję by siedzieć cicho" albo: "wy macie zasady a my mamy fundusze strukturalne" - tak mówi "Francja-elegancja".

Mniej eleganccy Niemcy przemawiają dużo bardziej brutalnym i konkretnym językiem, na przykład:

- demontażem polskich stoczni, żeby niemieckie mogły prosperować bez konkurencji,

- zablokowaniem toru wodnego do Świnoujścia dla najgłębszych statków, żeby  bez konkurencji mogły prosperować porty niemieckie;

- gazociągiem Ribbentrop-Mołotow (przepraszam Putin-Schroeder), wymownym  pomnikiem "euro-solidarności", żeby "mitteleuropa" nie podskakiwała, plus kolejnymi gazociągami w zanadrzu;

- toksycznymi "frankowymi" kredytami niemieckich banków niszczącymi polskich obywateli i polskie rodziny.

- różnymi formami nieekwiwalentnej wymiany handlowej, jednokierunkowych przepływów finansowych i nielegalnego wypływu kapitału, tak by per saldo zawsze korzystała na tym niemiecka metropolia, a Polska pozostawała półkolonią bez perspektyw pełnego rozwoju, w której Polakom opłaca się najbardziej emigracja, np. do Niemiec i zasilenie "nordycką krwią" demografii "narodu panów".

- wreszcie oddaniem w niemieckie ręce większości polskich mediów, by manipulując umysłami i poglądami Polaków nie dopuścić do przeciwstawienie się temu, co wyżej opisano (dodajmy, że sami Niemcy zaciekle strzegą niemieckiej własności w niemieckich mediach dokładnie po to, żeby ktoś zza granicy nie wpływał na poglądy niemieckiej opinii publicznej).

Specjaliści od dyskryminacji nazywają taką sytuację "szklanym sufitem", który choć niewidoczny, to jednak ogranicza rozwój, bo nie można go przebić.

Ów szklany sufit powstał właśnie dzięki polityce bez stawiania żądań i warunków, bo rzekomo jedynie taka jest zgodna arkanami dyplomacji, czego rzekomo nie pojmują prowincjonalne i ksenofobiczne "dyplomatołki". Tak nauczał "dyplomędrzec" Władysław Bartoszewski - Polska jako dziewczyna niezbyt ładna i posażna powinna być sympatyczna, a nie nabzdyczona. Zgodnie z tymi naukami Tusk, krajowy "rekin ludojad", w Europie "zachowuje się przyzwoicie" jako  "łatwa w hodowli" (określenie Der Spiegel) sympatyczna maskotka Angeli Merkel, a "twardziel" totalnej opozycji Schetyna na dzień dobry sympatycznie mówi eurokratom (czytaj: Niemcom), że podpiszmy wszystko, co nam podsuną. Z góry zakłada, że polskie aspiracje i interesy muszą ulec euro-dyktatowi bez jakiejkolwiek próby szukania sposobów i sojuszników do ich obrony.

Taka polityka i tacy politycy mogą liczyć na niemieckie wsparcie przeciw obecnemu polskiemu rządowi. Niemieckie media dostają instrukcje, by przedstawiać jego politykę na rzecz upodmiotowienia Polski jako "ideologię i prymitywne manipulacje", które przegrywają z "wartościami i rozsądkiem" (czytaj: niemieckimi interesami). W ten sposób "do gry włączają się wolne (tzn. niemieckie polskojęzyczne) media, takie jak my" mówi ich dyrektor i już opłacani przez Niemców "dziennikarze" wzywają do obalenia polskiego rządu, otumaniają, szydzą, judzą i szczują na ten rząd i każde jego posunięcie, które zagraża neokolonialnym niemieckim interesom przez ukrócenie opisanych wyżej praktyk albo przez ograniczenie wpływów wysługujących się Niemcom polityków.  To wszystko nazywa się obroną demokracji i służy temu, żeby Polska rządzona przez PO nie stawiała żądań i warunków, żeby nie mówiła "nie".

Znam emerytkę, która nie potrafiła powiedzieć "nie" naganiaczom "nowoczesnych" towarów i produktów finansowych.  Wcisnęli jej kilka zestawów drogich i zupełnie jej niepotrzebnych przedmiotów oraz kredyty na ponad 20 tysięcy złotych. Będzie je spłacać kilka lat. Po spłaceniu rachunków i rat kredytów z emerytury zostaje jej około 100 złotych na życie miesięcznie. Była sympatyczna zamiast pilnować swoich interesów wobec mamiących ją oszustów. Dała trochę zarobić naganiaczom; ale przede wszystkim wraz z wieloma innymi naiwnymi nabiła kabzę banksterom. Tak samo Polska nabijała kabzę niemieckim koncernom za co Tusk dostał od Niemców ordery i posadę, która go ustawi do końca życia.

 Grzegorz Schetyna idzie w jego ślady.  To co powiedział powinno go na zawsze skompromitować jako polityka. Nie łudźmy się jednak - obóz PO i jej akolitów ma wciąż poparcie znaczącej części Polaków, którzy dają się mamić frazesami niemieckich naganiaczy twierdzących, że Polska nie może stawiać żądań i warunków, bo "takim językiem się w Europie nie rozmawia". I to jest największa katastrofa Polski.

Jak ją zażegnać, jeśli owa znacząca część nie przyjmuje żadnych argumentów, a każdy kto proponuje upodmiotowienie Polski jest dla tej niej godnym pogardy i nienawiści "Pisiorem"? Żeby otworzyć ich umysły trzeba chyba cudu. Módlmy się zatem o ten cud.