To była pierwsza pikieta w Lublinie po przerwie wakacyjnej. Nikt z nas nie spodziewał się jednak tak wyrazistego odbioru ze strony przechodniów.

Zgromadziliśmy się na placu Łokietka o 16:15. Plakat, który towarzyszył nam podczas pikiety, informował mieszkańców Lublina o tym, że urząd miasta (przed którym staliśmy) przeznacza na organizację Homo Faber 150 tysięcy złotych. Organizacja ta w 2011 roku poparła inicjatywę obywatelskąTak dla Kobiet poprzez zbiórkę podpisów pod projektem ustawy o świadomym rodzicielstwie i innych prawach reprodukcyjnych, w którym dąży się do m.in. wprowadzenia "edukacji" seksualnej, finansowania środków zapobiegających ciąży czy też umożliwienie przerywania ciąży w pełnym zakresie, czyli po prostu zalegalizowanie zabijania poczętych dzieci na życzenie. W samej ustawie można przeczytać, iż „każdy ma prawo do samostanowienia w dziedzinie rozrodczości w warunkach umożliwiających świadome decydowanie o rodzicielstwie" oraz „każdy ma prawo do informacji, edukacji, poradnictwa i środków umożliwiających korzystanie z prawa do świadomego rodzicielstwa". Popierając takie zapisy, popiera się możliwość dokonania aborcji. Takie są fakty. Biorąc pod uwagę zbliżające się wybory samorządowe, postanowiliśmy uświadomić Lublinian o co niektórych krokach podejmowanych przez urząd miasta.

Podczas pikietowania odbyły się dwie burzliwe dyskusje z przechodniami. ,Najpierw przejeżdżająca na rowerze kobieta, widząc nasze przesłanie, iż aborcja to morderstwo dziecka, stwierdziła, że kieruje nami hipokryzja i nienawistne ocenianie drugiego człowieka. Słysząc odpowiedź, że nikogo nie potępiamy, a jedynie chcemy ukazać prawdę o aborcji, postanowiła nas „nawrócić". Nas, czyli dziewczyny, ponieważ – jak zaznaczyła – mężczyznom nie wolno wypowiadać się w tym temacie, bo nie mają macicy. Po czym zaczęła przepytywać obecne prolajferki o wiedzę dotyczącą możliwych przypadków dokonania aborcji przez matki, ciotki, babki, o antykoncepcję, czy w końcu o seks. Pytania te wkraczały w życie intymne prolajferek, zatem sprawę postanowiono zgłosić czuwającej policji. Policjanci, po dokładnym przesłuchaniu świadków, chcieli spisać kobietę–prowodyra za molestowanie w miejscu publicznym, ostatecznie jednak odstąpili od tego zamiaru. O ile nasza rozmówczyni chciała wskazać nam jedynie słuszną linię myślenia w kwestii aborcji, a tyle sama nie zamierzała usłyszeć tego, że dziecko istnieje od poczęcia, a aborcja niesie za sobą dramatyczne skutki dla kobiety i jej bliskich. Po paru ostrzejszych zdaniach odjechała. Po niedługim czasie podszedł do nas młody chłopak, który usilnie starał się udowodnić, iż człowiekiem jest się dopiero wówczas, gdy można samodzielnie myśleć, czuć, żyć. Zatem w łonie matki to jest tylko zlepek komórek. Na pytanie, o której godzinie zaczyna się w takim razie to życie, nie potrafił odpowiedzieć. Dalej jednak dyskutował o tym, iż aborcja, zwłaszcza w przypadku głębokiego upośledzenia płodu lub bezmózgowia powinna być dopuszczalna bez żadnego „ale". Bo czy można nazwać życiem to coś bez mózgu? I tak wiadomo, że taka sytuacja nie ma racji bytu. Mimo że nie przekonały go argumenty prolife, to jednak w sposób kulturalny podziękował za dyskusję i pożegnał się ściskając dłoń głównym rozmówcom.

Nie zabrakło jednak słów poparcia dla naszej akcji – młoda dziewczyna podeszła do nas, aby przekazać, iż w pełni zgadza się z naszą działalnością i dodała otuchy w toku gorących dyskusji. Przyszedł także kombatant wojenny, który stwierdził, że nienazwanie aborcji morderstwem jest taktyką zajadłych komunistów z czasów PRL. Życzył nam siły w dalszej obronie życia od poczęcia.

Początek pikietowania po wakacjach przyniósł sporo wrażeń. Mamy nadzieję, że prawda, która dziś pokazaliśmy lublinianom nie da o sobie zapomnieć.

Agnieszka Jarczyk/Stopaborcji.pl