Prof. Staniszkis tłumaczy, że to właśnie klasa polityczna z państwa i jego instytucji uczyniła skuteczne narzędzie wewnętrznej kolonizacji kraju i społeczeństwa.


Jej zdaniem, wspomniana kolonizacja polega na przerzucaniu kosztów kryzysu bezpośrednio na ludzi, co przejawia się w stałym obniżaniu standardów, rosnącej liczbie opłat, a także "cichym i jawnym podnoszeniu podatków". - (...) Premier mówił w sejmie, że jego władza jest ograniczana przez prawo. To nieprawda, Tusk rządzi w sposób arbitralny, unikając tworzenia procedur w sprawach tak ważnych, jak relacje z Unią Europejską, czy dokonując wyboru ścieżki smoleńskiego śledztwa bez jakichkolwiek proceduralnych zasad. Podobną dezynwolturę wobec obowiązującego prawa widać na samym dole, w działaniach sądów, prokuratur, kuratorów w sprawie Amber Gold - mówi prof. Staniszkis.


Pani profesor przyznaje jednak, że podchodzi ze sceptycyzmem do rodzących się oddolnie ruchów społecznych, ponieważ nie wierzy w skuteczność "kryteriów ulicznych". - Jeśli dojdzie do tych zapowiadanych na koniec września demonstracji, to z pewnością trzeba się liczyć z prowokacjami, które ludzi zmęczonych teraźniejszością i zgnębionych brakiem perspektyw na przyszłość mogą tylko odstręczyć. (...) O tym, że jest bardzo źle, że najwyższy czas bić na alarm, wie naprawdę wielu ludzi, także tych z Platformy. Oni mają świadomość, że bez podjęcia systemowych działań wspartych racjonalną wizją rozwoju, Polskę czeka wkrótce mocne tąpnięcie. Są tym przerażeni, ale mówią: I dokąd z tym pójdziemy, do Tuska? - puentuje prof. Staniszkis.

 

Pani profesor Staniszkis jak zwykle wyraża się syntetycznie i rzeczowo - "krótko i na temat". Tyle, że z lektury wywiadu płyną niezbyt optymistyczne wnioski: coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę, że jest źle, ale nie są w stanie dokonać zmian. Społeczeństwo stawia dobre diagnozy, ale co ze skutecznymi receptami?

 

AM/Tygodnik Solidarność