O komentarz w sprawie raportu „Migracje zarobkowe Polaków” poprosiliśmy Stanisława Piętę, posła Prawa i Sprawiedliwości.

Jest to zapowiedź totalnej katastrofy gospodarczej i społecznej. Przypomnę, że wyraźnie wzrasta liczba osób uprawnionych do uzyskiwania świadczeń emerytalnych, z kolei drastycznie spadła dzietność. Młodzi ludzie nie tylko decyzję o posiadaniu potomstwa przesuwają na dalsze lata, ale znaczna ich część wyjechała z kraju, nie widząc dla siebie perspektyw. Dla naszej gospodarki będzie to miało katastrofalne skutki. Emigracja oznacza spadek wpływów podatkowych, konieczność ograniczenia wydatków państwa, a najważniejsze w moim odczuciu to dramaty rodzinne, rozdzielenie małżeństw, oddzielenie rodziców od dzieci, dziadków od wnuków. Taki stan wywołuje dalekosiężne skutki społeczne. Z Polski zawsze emigrowali ludzie - przed I wojną światową, w Dwudziestoleciu Międzywojennym, czy potem w okresie reżimu komunistycznego - jednak nigdy nie mieliśmy do czynienia z tak katastrofalnym spadkiem dzietności.

Mamy sytuację bardzo niepokojącą! Dramaty rodzinne, spadek wpływów do budżetu i osłabienie wzrostu gospodarczego. Będziemy dysponować mniejszymi kwotami, które mogłyby być przeznaczone na wypłaty emerytur. Przeraża mnie to, że młodzi ludzie nie widzą perspektyw, nie wiążą swoich planów z Polską. Z jednej strony obserwują wzrost wydatków na administrację, z drugiej są świadkami takich decyzji, jak zakup francuskich helikopterów, mimo że mamy w Polsce fabryki, czy nietrafiony zakup Pendolino. Rząd nie troszczy się o przyszłość gospodarczą! Przykładem mogą być nasze stoczni, czy próba likwidacji czterech kopalń.

Polacy nie marzą o wyjeździe i o tym, by zostawić kraj, ale są przymuszani warunkami ekonomicznymi. Gdyby widzieli, że rządzący podejmują decyzje, które w przyszłości będą skutkowały poprawą i rozwojem gospodarczym, to prawdopodobnie aż tylu ludzi by się nie zdecydowało emigrować. 

Emigracja nie jest zjawiskiem pozytywnym i podejście, w którym dominuje przekonanie, że Polacy pracujący za granicą przysyłają część swoich zarobków do rodzin w Polsce, przez co wspierają budżet jest bardzo krótkowzroczne. Ludzie, którzy opuścili Polskę, wzrastają w tamte kraje. Dla nas bez porównywalnie większą stratę stanowi wchłonięcie ludzkiego kapitału przez tamtejsze kraje, niż te kilka euro, które tutaj zostają wysłane na prezenty dla rodziców czy dziadków.

Rząd z innego powodu odnosi korzyść. Emigracja hamuje bunt. Ludzie, którzy mają aspiracje i ambicje, nie wychodzą na ulice, nie domagają się zmiany polityki rządu, tylko zostawiają rodziny i przyjaciół i wyjeżdżają. Gdyby 3 miliony Polaków wróciło do Polski i choć nawet nie połowa z nich wyszła na ulice, to tego rządu by już nie było.

Rządzący inaczej sytuują swoje nadzieje. Oni nie sądzą, że będą rozliczani, liczą na to, że zdobędą stanowiska w biurokracji europejskiej, że realizując politykę gospodarczą państw zachodnich - podnoszenia podatków, wprowadzenia obciążeń np. na produkcję energii, destrukcji chrześcijańskiej kultury. Liczą na to, że zaskarbią sobie zaufanie Europy i tak jak Donald Tusk dostaną ciepłe posadki w Brukseli. Koniec odpowiedzialności, tylko nadzieja na karierę w biurokracji europejskiej.

Kwestią, która mogłaby pomóc w zatrzymaniu upływu Polaków, a także pozwolić na powrót osobom, które już wyjechały, jest obniżenie obciążeń podatkowych, troska o nasze gospodarcze interesy – nie dla importu rosyjskiego węgla, brak zgody na takie decyzje jak zakup Pendolino, czy francuskich śmigłowców. Tak duże kontrakty muszą być realizowane przez polski przemysł. Troska o nasze gospodarcze interesy i pokazanie, że zależy nam na odbudowie i rozwoju przemysłu, że nie ma naszej zgody na politykę klimatyczną. Na taką sprawiedliwość się nie zgadzamy. Musimy się szanować nie tylko w wymiarze polityki historycznej, ale i interesów gospodarczych.”

Not. Karolina Zaremba