Na wschodzie Ukrainy wciąż gorąco. Działania wojskowe nabierają obrotów, a najbardziej niebezpiecznym terenem jest północ okupowanej przez Rosję Gorłówki.
Jak donosi "Fakt", ukraińska strona w ciągu doby 18 lipca straciła siedmiu wojskowych, a 14 zostało rannych. Rada Bezpieczeństwa Ukrainy ogłosiła możliwość wprowadzenia stanu wojennego. Sytuacja pogorszyła się po zabójstwie w Kijowie słynnego dziennikarza Pawła Szeremeta.
– To może stać się katalizatorem zdecydowanych działań ukraińskich władz – piszą w lokalnych mediach
Ołeksandr Turczynow, Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy mówił o zaostrzeniu działań wojennych na wschodzie kraju oraz możliwości wprowadzenia stanu wojennego.
– W przypadku kontynuacji tych niebezpiecznych tendencji, Ukraina będzie podejmować wszystkie niezbędne środki w celu ochrony integralności naszego kraju i bezpieczeństwa obywateli, aż do wprowadzenia do porządku obrad RBNiO kwestii o wprowadzeniu stanu wojennego – czytamy w „Ukraińskiej Prawdzie” wypowiedź Turczynowa.
Zdaniem władz, Ukraińcy nie czują powagi sytuacji.
– Wojskowi giną, broniąc Ukrainy, a w miastach, gdzie panuje pokój, ludzie spacerują, świętują z fajerwerkami. W nocy młodzież bawi się na dyskotekach. Tak nie może być – powiedział portalowi ifeinvest anonimowy deputowany z Bloku Petra Poroszenki. Według niego stan wojenny musi zostać ogłoszony 1 sierpnia.
Ukraińcy twierdzą że Turczynow wcześniej powinien wprowadzić stan wojenny.
– Trzeba było go wprowadzać w 2014 roku, kiedy cała Ukraina była zmobilizowana do walki. Teraz już jest za późno i raczej nikt tego nie zrobi. Skończy się na zapowiedziach. Ludzie są potwornie zmęczeni tym tematem, już nie chcą o tym mówić, panuje ogólna niechęć i zrezygnowanie – mówi Faktowi24 pani Alla mieszkająca w położonej w centrum Ukrainy Połtawie.
gb/fakt.pl