Znakomitego wywiadu udzielił przed wyjazdem na synod poświęcony rodzinie abp Stanisław Gądecki. Rozmowa z „Naszym Dziennikiem” jest tym bardziej znamienita, że od soboty wywołuje zgrzyty w mediach głównego nurtu, a słowa przewodniczącego KEP stoją ością w gardle lewicowym komentatorom, m.in. prof. Magdalenie Środzie, która oburza na łamach Natemat.pl oburza się na hierarchę.

Cóż takiego powiedział metropolita poznański? Nic wielkiego. Ot, tyle tylko rodzina to nadal wielka wartość dla Polaków, ale niestety rośnie fala takich niebezpiecznych zjawisk, jak konkubinaty, życie ze sobą „na próbę”, rozwody. Abp Gądecki powiedział też, że pary, które mieszkają razem przed ślubem, same „okaleczają swoją miłość”, czym naraził się na szczególną wściekłość postępowców. To właśnie te słowa o „eksperymentowaniu” na osobach ludzkich były cytowane przez większość mediów. A przecież Kościół podkreśla wartość czystości przedmałżeńskiej od lat! Wraz z powszechnością kursów dla narzeczonych (pomijając już fakt, że czasem ich poziom może pozostawiać wiele do życzenia), ludzie mają coraz większą świadomość, że jeśli chcą żyć uczciwie i zgodnie z nauką Jezusa Chrystusa, nie powinni mieszkać ze sobą przed zawarciem związku małżeńskiego. Przewodniczący KEP nie powiedział więc niczego specjalnie nowego, a oburzenie jego słowami przypomina nieco tupanie nóżką naburmuszonego dziecka, które usłyszało od rodziców, że psucie zabawek jest czymś złym i nie powinno tego robić.

Jeszcze większe oburzenie wywołały słowa, jakie hierarcha powiedział na temat ideologii gender. „Obecnie groźnym wyzwaniem jest – lansowana pod płaszczykiem programu równościowego – ideologia genderyzmu. Niektórym rodzicom podoba się uczenie chłopców, że winni po sobie sprzątać, a nie czekać, aż zrobią to za nich dziewczynki. Pociągające jest również hasło, że wszyscy ludzie są sobie równi i mają prawo do szczęścia. Lecz jednocześnie rodzice często nie uświadamiają sobie tego, że w imię przezwyciężania stereotypów uwarunkowanych kulturowo ukazuje się przy okazji różne modele partnerskie jednopłciowe jako równoważne rodzinie” - ostrzegał poznański metropolita.

Co z tego zrozumiała prof. Magdalena Środa? Chyba niewiele, bo całą swoją uwagę skupiła na uczeniu chłopców, że mają sprzątać, nie czekając, aż zrobią to dziewczynki. A może etyczka nie doczytała do końca słów hierarchy, bo jak inaczej tłumaczyć jej interpretacje zaprezentowane w rozmowie z Natemat.pl?

„Co pan Gądecki sobie myśli? Tego nie wiem. To jest mężczyzna, który chodzi w sukience, a wszystkie czynności wokół niego wypełniają zakonnice. Myślę, że dla biskupa Gądeckiego musi to być fajna perspektywa. W życiu nie ubrudził sobie rąk sprzątaniem ani gotowaniem i świat w którym jedna płeć ma władze i realizuje sobie jakieś modele życia a druga chodzi wokół i sprząta to świat pożądany przez wielu mężczyzn” - stwierdziła prof. Środa.

Jak rozumiem, lekiem na ten straszny świat, w którym mężczyźni nie gotują i nie sprzątają, ma być oczywiście proponowany przez panią profesor gender. „Święty” gender, który ma nas, ciemnych Polaczków, wyleczyć z wszystkich stereotypów na temat podziału ról pomiędzy kobietami i mężczyznami. Tyle tylko, że takie „lekarstwo” najpilniej trzeba zaaplikować, zdaje się, samej prof. Środzie, która żyje stereotypami. Jej opowieści o Kościele i biskupach, za których wszystko robią zakonnice to banialuki i ciemnota, jakich mało. Szkoda, że zabrakło jeszcze bajki o księżach, którzy zjadają dzieci, bo byłby to mniej więcej ten sam poziom odklejenia od rzeczywistości.

Dam sobie niemal rękę uciąć, że abp Gądecki nie widzi nic niestosownego w tym, by mężczyzna sprzątał albo gotował. Przecież nigdzie nic takiego nie powiedział! Jedyne, co zasygnalizował, to niebezpieczeństwo przemycania pod płaszczykiem zwalczania stereotypów związków homoseksualnych jako równoważnych małżeństwu. Tylko tyle. Nie ma tam w ogóle mowy o tym, jak piszą dziś już właściwie wszystkie większe media, że przewodniczący KEP widzi rolę kobiet w rodzinie jako sprzątaczek i kucharek. Trzeba być wyjątkowo złośliwym, aby tak właśnie zinterpretować wywiad z „Naszego Dziennika”.

Jeśli zaś chodzi o sam tzw. podział ról w rodzinie, to przecież jest to kwestia całkowicie umowna. Wystarczy po prostu dogadać pomiędzy sobą to, jakie obowiązki należą do mamy, a jakie do taty. Kościół ani hierarchia nie jest przecież od tego, aby wyznaczać nam, że w od poniedziałku do piątku gotuje kobieta, zaś mężczyzna co drugi dzień wynosi śmieci, a raz tygodniu jedzie na zakupy. Napisałam o „tzw” podziale ról, bo sama będąc już do dłuższego czasu w małżeństwie mam wrażenie, że jest to jakiś fikcyjny problem. Jeśli jedna osoba ma w danym dniu więcej czasu, to gotuje i wstawia pranie, innym razem robi to drugi małżonek. Mężczyzna lubi gotować? Proszę bardzo! Mama z wiertarką? Też takie znam, nic strasznego. Zamiast czekać na gender, jak na wybawienie, wystarczy po prostu ze sobą usiąść i pogadać, słuchać i być w miarę elastycznym (zwłaszcza jeśli ma się do ogarnięcia większą gromadkę dzieci). Chyba, że ktoś miał wielkiego niefarta i trafił na maminsynka, egoistę i faceta, który nawet herbaty nie potrafi sobie zrobić. Tyle, że co tu miałby zmienić gender?

To zresztą całkiem zabawne, że ludzie niosący gender, niczym kaganek oświaty, sami sprowadzają tą niby „naukę” do poziomu rozdzielania prania i gotowania zupy pomiędzy mężczyzną i kobietą. Chętnie usłyszałabym od prof. Środy, do czego miałby mi się ten gender przydać, a w czym nie potrafiłabym sobie poradzić sama, rozmawiając z mężem. Abp Stanisław Gądecki mówi o konkretach – o promocji związków jednopłciowych jako równoważnych małżeństwu i o tym, że takie relacje nie są, delikatnie mówiąc, najszczęśliwsze dla wychowania dzieci. Odpowiedź prof. Środy sprowadza się do obrażania przewodniczącego KEP i ubolewania nad gotowaniem zupy... 

Marta Brzezińska-Waleszczyk