Ks. Henryk Błaszczyk był w Moskwie dwukrotnie. Modlił się nad ciałami zmarłych oraz sprawował opiekę duszpasterską dla członków rodzin i zespołu wsparcia. - Moim zadaniem była opieka duszpasterska i wsparcie duchowe, i z tego starałem się jak najlepiej wywiązać. Trzeba też tutaj powiedzieć, że nie byłem tam jedynym duszpasterzem. Dość szybko dotarli do nas kapelani wojskowi - dwóch z ordynariatu polowego w rangach oficerów wyższych oraz dwóch z ordynariatu prawosławnego. Ci ostatni także byli w wysokiej randze oficerskiej – mówi kapłan.

 

Ks. Błaszczyk także był przesłuchiwany. - Dwukrotnie po powrocie do kraju w Prokuraturze Wojskowej w Warszawie oraz w Prokuraturze Wojskowej w Olsztynie. Dostrzegam w działaniach prokuratury wojskowej wiele aktywności w kierunku wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej oraz zdefiniowania zakresu niedopełnionych obowiązków funkcjonariuszy i urzędników państwa polskiego – mówi. Dodaje jednak, że można było w tej sprawie zrobić dużo więcej, „a także częściej przekazywać komunikaty z toku prowadzonego śledztwa dla społeczeństwa”.

 

O kapłanie zrobiło się głośno, kiedy na jaw zaczęły wychodzić informacje o błędach w identyfikacji ciał, on zaś był obecny przy zamykaniu trumien. Jednak nie wszystkich, co tłumaczy w rozmowie z „ND”. „Bardzo często w mediach, mówiąc o zamykaniu trumien, mówi się o dwóch momentach. Pierwszy to rozpoznanie ciał - po ich opisaniu oraz wypełnieniu dokumentów oddawano to ciało pracownikom prosektorium, wśród których nie było Polaków. W tym momencie następowało pożegnanie rodziny z osobą zmarłą. Uczestniczyli w tym rodzina i kapelan, o ile został o to poproszony. W tych kwestiach jako duszpasterze byliśmy bardzo delikatni. I kiedy w moich wcześniejszych wypowiedziach mówiłem, że nie było mi dane być przy każdym ciele, to właśnie mówiłem o tym momencie. Natomiast starałem się być przy każdej trumnie przed jej zamknięciem z modlitwą pierwszej stacji z rytuału pogrzebu chrześcijańskiego, tzn. w momencie złożenia ciała, które już znajdowało się w foliowym worku” - wyjaśnia.

 

Ks. Błaszczyk odpowiada także na pytanie, czy żołnierze, którzy zginęli w katastrofie zostali pochowani w mundurach i z należnymi honorami. „Niestety, ze względu na dość znaczny stopień zniszczenia tych ciał mundury kładziono na ciała opakowane w czarne worki. Przy trumnach wojskowych wykonano też ceremoniał pogrzebu wojskowego z udziałem żołnierzy kompanii honorowej oraz kapelanów wojskowych” - mówi.

 

Kapłan opowiada także o szczegółach pochówków: „... o ile pamiętam, to polscy konsulowie podjęli decyzję o położeniu kompletnego ubrania na ciele zamkniętym w worku (rodziny zostały o tym poinformowane na spotkaniu). Niewiele ciał zostało ubranych. Wiem, że rodziny, które znalazły swoich bliskich z niewielkimi obrażeniami, zgłaszały postulat ubrania takiego ciała. I kilka takich ciał widziałem, ale niewiele. Ciało zakrywano białym welonem wykonanym z materiału podobnego do jedwabiu. Na tak przygotowane do transportu ciało kładłem różaniec. Niekiedy też wkładałem przedmioty osobiste przysłane przez rodzinę, które wcześniej przekazano stronie rosyjskiej. Przedmioty te przywożono z odrębnego pomieszczenia razem z ciałem, które miało być włożone do trumny. Każde ciało zostało też sfotografowane przez fotografa, który był Polakiem i - o ile pamiętam - był funkcjonariuszem polskiej policji państwowej” - mówi.

 

Ks. Błaszczyk tłumaczy również, dlaczego dotychczas mówił o wielkiej życzliwości ze strony obecnych na miejscu katastrofy Rosjan: „Gdy mówiłem dwa i pół roku temu o życzliwości Rosjan, to przez pamięć tej grzeczności i współczucia tych z nich, którzy - jak sądzę - szczerze chcieli pomóc. Tam, w Moskwie, rodziny zmarłych spotykały się z wieloma przejawami życzliwości i współczucia ze strony Rosjan. Nikt też nie wątpił w tę spontaniczną życzliwość. Dzisiaj z perspektywy czasu widzę, jak od samego początku nie wykazano należnej sumienności w wielu sprawach, zwłaszcza w rzetelnym opisie wyników sekcji, a także staranności o zachowanie tożsamości ciał”.

 

Kapłan wyznaje także, że rodziny ofiar przeprosił za dwie rzeczy. „Za stwierdzenie wypowiedziane ponad półtora roku temu, że ekshumacja (totalna) jest szaleństwem. W tym okresie docierały do nas pierwsze informacje o nieścisłościach w dokumentacji medycznej opisującej wyniki przeprowadzonych sekcji zwłok ofiar katastrofy. To zawarte w tych dokumentach nieścisłości - niekiedy tak daleko posunięte, że budziły naturalne oburzenie bliskich - wykształciły wolę poszukiwania prawdy. W kilku przypadkach jedyną, choć najdramatyczniejszą dla rodzin zmarłych drogą do niej była ekshumacja ciał. Ta pewność co do tożsamości zmarłego jest wartością tak wysoką, że wartość spokoju należnego zmarłym musiała ustąpić miejsca należnej wszystkim, a zwłaszcza bliskim, prawdzie. Przeprosiłem także za fakt, iż przez nieścisłość mojej wypowiedzi co do obecności przy trumnach zmarłych bliscy oraz słuchacze mogli nabrać słusznego przekonania, że wydaję świadectwo pewności o tożsamości zmarłych złożonych do trumny. Od samego początku wyrażałem przekonanie, że bliscy pochowali tych, których kochają. Zrodziło się ono we mnie z tych momentów oglądania ciał zmarłych razem z ich bliskimi, kiedy określono tożsamość zmarłych. Tę pewność przeniosłem na ten ostatni moment, w którym starałem się być przy każdej trumnie, gdy modliłem się nad ciałem osłoniętym czarnym workiem tuż przed zamknięciem wieka trumny. Takie wówczas miałem szczere przekonanie. Wyniki ekshumacji oraz wcześniejsze kłamliwe raporty sekcyjne uświadomiły mi, że byłem w błędzie. Ale chcę mieć taką nadzieję, że jest to już koniec pomyłek, bo z tego niedbalstwa Rosjan powstało tak wiele wątpliwości, obaw i porażającego cierpienia, które tylko pomnaża i tak bezmiar tej tragedii”.

 

Ks. Błaszczyk konstatuje, że wywiad w „ND” jest jego ostatnią wypowiedzią na temat katastrofy smoleńskiej. Całość obszernej rozmowy znajdziemy w dzisiejszym wydaniu „ND”.

 

eMBe

fot. Naszdziennik.pl