Medialne zapowiedzi rewolucji są więc zdecydowanie przedwczesne. Zapisy raportu nie są dokumentem doktrynalnym, i nie mają władzy zmieniania nauczania Kościoła. Cieszy też opór naszych polskich biskupów (ale przecież nie tylko ich) wobec zawartych w tym dokumencie herezji antropologicznych i epatowania odstępstwami od normy w miejsce głoszenia jasnej nauki Ewangelii.

W niczym nie zmienia to jednak faktu, że dokument ten ogłoszony w mediach jest szkodliwy. Zamiast bowiem umacniać nauczanie Kościoła, zamiast wskazywać katolikom drogę do Boga rozmywa on doktrynę, sugeruje rzeczy, których nie da się obronić z katolickiego i biblijnego punktu widzenia (wystarczy tu wspomnieć fragmenty o rzekomej wartości grzesznych relacji homoseksualnych) i wreszcie zamiast umacniać wierzących osłabia ich wolę walki z grzechem i światowymi skłonnościami.

Można zatem powiedzieć, że dokument ten jest kolejnym dowodem na to, że do Miasta Boga wdarł się koń trojański. Część uczestników Synodu nie chce bowiem głoszenia Ewangelii, nie chce szukania nowych metod głoszenia niezmiennej Ewangelii, ale wybiera zamiast tego działania polegające na niszczeniu przekazu Kościoła, na jego rozmywaniu, i w ten sposób niszczy – od środka – Kościół. Przed takimi działaniami ostrzegał już wcześniej Paweł VI, a także Benedykt XVI. Ale one wciąż w Kościele są, wciąż nie brak hierarchów, co doskonale widać na tym synodzie, którzy chcą sprawić, by sól straciła smak, by chrześcijańskie małżeństwa przestały różnić się od laickich kontraktów, i by światło chrześcijaństwa schować pod korcem światowego ględzenia.

Świadomość tego zjawiska nie powinna nas jednak napełniać lękiem. Jezus Chrystus zapewnił nas, że bramy piekielne nie zniszczą Kościoła, i że nie odstąpi On jako całość od jasnego nauczania Ewangelii. Zamiast więc lękać się, zamiast narzekać, trzeba chwycić różańce w dłoń i zacząć się modlić za uczestników Synodu i za Ojca Świętego. Jemu trzeba wielkiej odwagi, by – jak wcześniej Paweł VI – potrafił przeciwstawić się destrukcyjnym nurtom w samym Kościele – i przypomniał w dokumencie, który będzie kończył debatę, nauczanie Kościoła. To może nie być łatwe, ale jak pokazało profetyczne Humanae vitae, jest możliwe. Trzeba tylko wielkiej modlitwy Ludu Bożego, by starczyło mu sił do zniesienia ataków i żalów mediów, a także odstępujących od wiary hierarchów.

Warto też zacząć mocno sygnalizować, że jako wierni nie chcemy żeby karmiono nas niekatolickim fast foodem złożonym z uproszczeń, zafałszowań i ułatwień, ale że pragniemy pełnej doktryny Kościoła, która zawarta jest w Piśmie Świętym, Tradycji i Magisterium (Casti connubi, Humanae vitae, Familiaris consortio, Evangelium vitae i Veritatis splendor). Tylko taka nauka ma moc prowadzenie do Boga, wyzwalania z grzechu i przemieniania życia. Inna nie prowadzi do Boga.

Tomasz P. Terlikowski