Gdy wsłuchać się tyrady Putina i islamistów przeciw Zachodowi i jego dekadenckiej cywilizacji usłyszy się dokładnie te same elementy. Wrogość wobec nihilizmu, niechęć do immoralizmu, obronę tradycyjnych wartości przeciwko promowanym przez UE, ONZ, a szerzej zachodni świat konsumpcjonizmowi, aborcjonizmowi, genderyzmowi itd. Wspólne obu militarnym przeciwnikom świata Zachodniego jest także to, że za tymi wzniosłymi ideami kryje się także zwyczajna fobia, wobec bogatego Zachodu. Fobia, którą zresztą podziela niemała część szczególnie lewicowych elit z krajach zachodnich. Marksizm, postmarksistowski (a może wprost poststalinowski) imperializm i równie postmarksistowski islamizm karmią się tą fobią, a ich celem jest zniszczenie jej przedmiotu.

I w tym znaczeniu islamizm i putinizm pozostają – choć sojusz ten nie stał się, a być może nigdy się nie stanie ciałem – ewidentnymi sojusznikami. Wspólnego wroga można łatwiej pokonać, gdy jest się razem. Tym, co osłabiać może sojusznicze zapędy są oczywiście – zrozumiałe obawy Rosji – przed wzmocnieniem własnych islamistów i politycznego islamu, co przy rosnącym odsetku muzułmanów wśród obywateli Federacji Rosyjskiej, może mieć katastrofalne skutki. Islamizm nawet jeśli skorzysta z pomocy Rosjan, nawet jeśli będzie przez nią wspierany, a także – politycznie wesprze Rosję, odciągając świat zachodni od mocniejszego zaangażowania w obronie państw byłego Związku Sowieckiego, nie zrezygnuje z podboju również Rosji. Ona jest dla niego takim samym przedmiotem ekspansji, jak każdy inny kraj, a mniejszości (rosnące demograficznie w siłę) islamskie są dla niej naturalnym elementem rozsadzania lekko przykrytego prawosławnym blichtrem ateistycznego status quo Rosji. To jednak, co skazuje islamizm i putinizm na walkę na terenie Rosji nie musi przeszkadzać we współpracy przeciwko Zachodowi, która obu stronom, na krótką miarę się opłaca.

Te wspólne pozornie antynihilistyczne elementy islamizmu i putinizmu zwodzą (szczególnie w odniesieniu do rzekomo prawosławnego przesłania Rosji) niektórych przedstawicieli europejskiej, a także polskiej prawicy. Części intelektualistów czy publicystów wydaje się, że putinizm (islamizm nie) może stać się elementem walki z zachodnią dekadencją. Problem polega na tym, że – do pewnego stopnia – putinizm i islamizm są również nihilizmami. Ich przedstawiciele uznają, że cel uświęca środki (opinia nie do zaakceptowania z punktu widzenia klasycznych teorii moralności, które wyrastają z racjonalizmu filozofii greckiej i chrześcijańskiego pojmowania Logosu); że moralność nie może ograniczać Boga i ludzi Boga; że zniszczenie wroga jest usprawiedliwoną formą budowania królestwa Bożego (czy Imperium ludzkiego) na ziemi. W obu tych systemach nie ma także – tak mocno zakorzenionego w cywilizacji zachodniej ufundowanej na katolicyzmie – rozdziału dwóch mieczy, czyli państwa i Kościoła. I w tym znaczeniu islamizm i putinizm także są bardzo sobie bliskie, a jednocześnie bardzo dalekie od tego, na czym ufundowana była (i do pewnego stopnia jest) cywilizacja europejska.

Konserwatywna prawica, a szerzej chrześcijanie, muszą jasno i zdecydowanie sprzeciwiać się zarówno zachodniemu jak i wschodniemu nihilizmowi. Owszem różnią się one od siebie, i różnic tych trzeba być świadomym, ale jednocześnie nie wolno nie zauważać, że w istocie zarówno islamizm, putinizm jak i postoświeceniowy nihilizm są różnymi obliczami tego samego zjawiska, mają podobne korzenie (tak, tak – islamizm i putinizm są ruchami nowoczesnymi i modernistycznymi) i nawet podobnych wrogów. Putin, zwolennicy islamskiego kalifatu i niemała część barbarzyńców, którzy są obecnie u władzy nienawidzi zachodniej cywilizacji i jej korzeni, czyli łacińskiego chrześcijaństwa. Walka (przede wszystkim duchowa, ale również polityczna) musi się więc toczyć na wszystkich tych frontach. Sojusze mogą być tylko czasowe, a najważniejszą bronią jest głoszenie pełnej Ewangelii i próba odbudowywania, wydobywania spod gruzów i restaurowania dziedzictwa Christianitas. Jeśli tego nie zrobimy przegramy, jeśli zdecydujemy się na sojusze z nihilistami przegramy... Wygrana – być może już po drugiej stronie – jest możliwa tylko pod sztandarami Chrystusa Króla, i w imię tego, co stanowi o istocie zachodniej cywilizacji.

Tomasz P. Terlikowski