Jeden z czytelników portalu Fronda.pl zwrócił nam uwagę na skandaliczną ofertę, na która można natknąć się w internecie. Pewna firma proponuje bowiem zorganizowanie... ślubu na niby. „Ślub bez kościoła, bez urzędu, bez konsekwencji...” - to motyw przewodni oferty, która jest tak kuriozalna, że postanowiliśmy przytoczyć większe jej fragmenty.

„Jesteście ze sobą od dawna? Wasze Rodziny coraz częściej wspominają o Ślubie, wręcz naciskają na niego? Jednak Wy nie jesteście przekonani do instytucji ślubu lub deklaracji do końca życia. Jak w tej sytuacji zadowolić tu wszystkich? Mamy dla Was rozwiązanie, które usatysfakcjonuje Was i Wasze Rodziny! Zajmujemy się organizacją przedstawień ślubnych. Aktorami jesteście Wy i nasza firma, a widownią goście weselni, którzy nigdy nie dowiedzą się o waszej mistyfikacji!” - gwarantuje pan Krzysztof, organizator ślubnej szopki.

Firma oferuje zorganizowanie „przedstawienia ślubnego” w plenerze z aktorem, odgrywającym urzędnika lub... w kościele, z udawanym „księdzem”. W pakiet wchodzi także cała scenografia wraz z „doskonałymi kopiami dokumentów (by nikt niczego w trakcie przedstawienia nie mógł się domyślić)” oraz zorganizowanie dekoracji i przyjęcia.

Koszty odegrania takiej szopki przed rodziną są niemałe, bo samo wynajęcie kościoła to już 5 tys. złotych, do tego dekoracje i kwiaty (1 tys. złotych) oraz fikcyjni świadkowie (300 zł). Oprawa muzyczna może kosztować od 1,2 do 3 tys. złotych. Ale pomysłodawca jest przygotowany na wątpliwości przyszłych „młodych par”. „Przerażają Was ceny przedstawienia ślubnego? Ta inwestycja może się zwrócić, a nawet pozwoli Wam zarobić! W jaki sposób? Wszyscy goście przynoszą prezenty ślubne. Bardzo często są to wybrane przez Was i umieszczone na liście prezentów przedmioty lub po prostu pieniądze” - zapewnia pan Krzysztof.

Jego firma gwarantuje „całkowitą dyskrecję” i „profesjonalne wykonanie”, ale warunek jest jeden – oboje narzeczonych musi wiedzieć, że bierze udział w mistyfikacji. Chciałoby się skomentować, że chociaż tyle przyzwoitości zachował „pan Krzysztof”, bo przecież mógł pójść po bandzie i zaoferować organizowanie szopki na całego, najwyżej „mąż” czy „żona” po jakimś czasie dowie się, że „żoną”/ „mężem” wcale nie jest, ale zawsze znajdzie się jakiś plus sytuacji, bo w końcu nie trzeba się będzie rozwodzić...

Patrząc jednak poważnie na ofertę (o ile w ogóle da się poważnie traktować taką szopkę), to jest to po prostu kpina z sakramentu małżeństwa, zaś ci, którzy się na nią decydują, to najpewniej niedorośli do roli żony i męża gówniarze. Zastanawiające jest jednak to, po co w ogóle mieliby urządzać takie przedstawienie. Przecież prawda, prędzej czy później, i tak wyjdzie na jaw, choćby wtedy, kiedy takie „małżeństwo” zechce wziąć wspólny kredyt na mieszkanie.

Przerażająca jest również hipokryzja całego tego przedsięwzięcia. Po co komuś kościelny ślub, jeśli całkowicie nie zdaje sobie sprawy z powagi instytucji, jaką jest małżeństwo? Zresztą, pewnie wielu z nas ma wśród swoich znajomych „zadeklarowanych ateistów” i „antyklerykałów”, którzy jednak w stosowanym czasie pognali przed ołtarz. Dlaczego? Bo biała sukienka, ładna ceremonia, wesele i rodzina, bo w końcu „taki zwyczaj”. Trąci hipokryzją? A jakże! Podobnie, jak organizacja ślubnych szopek. Jeśli ktoś jest taki wyzwolony i światowy, to czemu nie ma odwagi powiedzieć rodzicom i znajomym, że ślubu nie będzie?

I wreszcie, last but not least, zastanawiające jest to, gdzie i w jaki sposób „pan Krzysztof” wynajmuje kościoły. Bo jeśli, nie wiedzieć, jakim cudem, udaje mu się zorganizować całą mistyfikację w prawdziwym kościele, a nie teatrze, a w dodatku podstawiony „ksiądz” urządza przedstawienie pt. „Msza święta”, to jest już to sprawa, którą powinny zająć się stosowne organy... 

Marta Brzezińska-Waleszczyk