Kiedy premier Theresa May mówiła o możliwych sankcjach wobec Rosji za otrucie Siergieja Skripala, padły słowa o zmniejszeniu zależności Wielkiej Brytanii od dostaw rosyjskiego gazu. Nie mniej istotne jest zdecydowany sprzeciw rządu w Londynie wobec projektu Nord Stream 2 – o co apeluje grupa brytyjskich posłów. To kolejne w ciągu kilku dni mocne polityczne wystąpienie przeciwko planom Gazpromu i jego europejskich, głównie niemieckich partnerów. Jednak Berlin nie ustępuje ani na krok i dla swych celów wykorzystuje potężne wpływy w Brukseli.

Polska i inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej ostrzegające przed katastrofalnymi skutkami ewentualnej budowy Nord Stream 2 zyskały nowego sojusznika. To Wielka Brytania, której relacje z Rosją gwałtownie się pogorszyły po zamachu na Siergieja Skripala. Po tym, jak Theresa May powiedziała, że Wielka Brytania będzie szukać innych dostawców gazu niż Rosja, ponadpartyjna grupa polityków w Londynie apeluje, by pójść dalej i aktywnie działać przeciwko Nord Stream 2. 18 marca „Sunday Telegraph” opublikował list siedemnastu brytyjskich polityków, w tym byłego lidera Partii Konserwatywnej Iaina Duncana Smitha, do szefa MSZ Borisa Johnsona, w którym apelują oni o sprzeciw wobec budowy gazociągu Nord Stream 2. Warte podkreślenia jest uzasadnienie. Nie tylko chęć rewanżu na Moskwie za sprawę Skripala, ale „konieczność zaangażowania się Wielkiej Brytanii w zapewnienie gwarancji bezpieczeństwa i suwerenności naszym partnerom z NATO na flance wschodniej”. Jeszcze nie wiadomo, jakie konsekwencje dla Nord Stream 2 będzie miała polityka Londynu. Być może dojdzie do nieoficjalnych prób nacisku na Shella, który jest jednym z partnerów finansowych projektu. Niemal pewne już jest, że nie będzie budowy przedłużenia gazociągu do Wielkiej Brytanii – co wcześniej brano pod uwagę.

List brytyjskich polityków to nie jedyny podobny krok w ostatnich dniach. Jego autorzy zresztą sami podkreślają, że ich stanowisko jest zgodne z opinią USA, które uważają, że Nord Stream 2 osłabi europejskie bezpieczeństwo energetyczne. 15 marca swój sprzeciw wobec budowy gazociągu zadeklarowało w liście do sekretarza skarbu USA Stevena Mnuchina 39 amerykańskich senatorów, zarówno republikanów, jak i demokratów. „Nord Stream 2 uczyniłby amerykańskich sojuszników i partnerów w Europie bardziej podatnymi na naciski i szkodliwe działania Moskwy” – piszą politycy. Dzień wcześniej na łamach „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ponadpartyjna grupa 13 europosłów zaapelowała, by nie pozwolić na budowę Nord Stream 2, gdyż jest to „instrument polityczny w rękach prezydenta Rosji Władimira Putina, który uważa UE za wroga i dąży do jej podziału”. Z kolei 11 marca w Wilnie szefowie parlamentów Polski, Litwy i Łotwy podpisali deklarację głoszącą, że Nord Stream 2 jest ukierunkowany na pogłębienie zależności energetycznej państw UE, w szczególności Europy Środkowej i Wschodniej, od Rosji. Wcześniej podpisali ją szefowie parlamentów Ukrainy i Mołdawii. Zresztą Ukraina apeluje też o objęcie sankcjami Gerharda Schroedera, wielce zasłużonego dla budowy Nord Stream. Berlin odrzuca taką możliwość, a Nord Stream 2 nazywa projektem czysto gospodarczym, nie zważając nawet na zachowanie Gazpromu po niekorzystnym dla niego arbitrażu. Niemcy utrzymują twarde stanowisko – co potwierdziły wizyty szefa MSZ Heiko Maasa i kanclerz Angeli Merkel w Warszawie. Coraz większy nacisk i coraz szersza koalicja przeciwników Nord Stream 2 nie robią na Berlinie wrażenia. Niemcy są pewni swego, gdyż mają ogromne wpływy w Brukseli i uważają, że mogą przeforsować korzystne dla siebie decyzje władz UE.

dam/WarsawInstitute.org