DANIEL SELIGMAN

O INTELIGENCJI PRAWIE WSZYSTKO

KONTROWERSJE WOKÓŁ ILORAZU INTELIGENCJI

1995

 

(...)

 

Japończycy i Żydzi

 

Wielokrotnie w tej książce stwierdzałem, że osobom o ilorazie inteligencji wyższym od przeciętnego powodzi się w życiu lepiej. Nie zawsze, ale na tyle często, że jest to zauważalne, dzięki wysokiej sprawności intelektualnej pracują w bardziej prestiżowych zawodach i osiągają wyższe zarobki. Tutaj chciałbym przedstawić niektóre ciekawsze dane dotyczące dwu grup, które w powszechnym przekonaniu odniosły sukces. Mowa będzie o Japończykach i innych mieszkańcach Azji Wschodniej oraz o Żydach.

Porównania obu tych grup są fascynujące. Po pierwsze dlatego, że pod wieloma względami ich reprezentanci są do siebie tak bardzo podobni. Zarówno Azjaci, jak i Żydzi osiągają w testach wyniki wyższe od przeciętnych oraz charakteryzują się spektakularną umiejętnością wykorzystywania zdolności umysłowych do osiągania dobrobytu. W obu nacjach spotyka się niezliczone zastępy "urodzonych biznesmenów". Obie nacje kładą również niezwykle silny nacisk na wykształcenie. Jednakże, co jest dość dziwne, ich przedstawiciele mają wyraźnie różne profile ilorazu inteligencji. I jedni, i drudzy osiągają wysokie wyniki w testach, ale nie celują w tych samych dziedzinach. Ich słabe strony też są różne. Ściśle biorąc, zupełnie inaczej myślą.

Zaczniemy od mieszkańców Azji Wschodniej i opinii na ich temat, która jeszcze nie tak dawno temu uchodziłaby za całkiem ekstrawagancką, a dziś uważana jest za coraz bardziej prawdopodobną. Oto ona: niezwykły awans ekonomiczny krajów obrzeża Pacyfiku - Japonii, Tajwanu, Korei Południowej, Singapuru i Hongkongu - odzwierciedla wysoki poziom zdolności intelektualnych tamtejszej ludności. A więc stawia się hipotezę, że jednym z głównych powodów wyższości ekonomicznej Azji Wschodniej jest po prostu to, że ludzie z tamtego rejonu są bystrzejsi od przedstawicieli rasy białej.

Rozwój gospodarczy na tym obszarze nie budzi żadnych wątpliwości. Już od trzydziestu lat te pięć krajów charakteryzuje ogromne tempo wzrostu, w żadnym z nich nie odnotowano poważniejszej recesji i wszystkie mogą mówić o oszałamiającym wzroście stopy życiowej. Standardową miarą rozwoju gospodarczego jest średnie roczne tempo wzrostu realnego (tzn. uwzględniającego inflację) produktu krajowego brutto. W latach 1960-1990 w Stanach Zjednoczonych i RFN wynosiło ono niewiele ponad 3%. W tym samym okresie w Japonii było ono równe 6%, natomiast w Korei i Singapurze - przeciętnie około 8%.

W Ameryce o gospodarkach krajów rejonu Pacyfiku słyszy się głównie, jak bardzo przyczyniają się one do deficytu w obrotach handlowych USA. Przy tej okazji dyrektorzy przedsiębiorstw coraz częściej lamentują z powodu wyraźnej wyższości azjatyckiej siły roboczej. Wzywają także do reform, które zwiększyłyby efektywność szkół amerykańskich. Obciążanie odpowiedzialnością szkół jest obecnie modne w sferach biznesu. Dlaczego wyniki dzieci japońskich, mierzone wieloma różnymi wskaźnikami, stale przewyższają wyniki ich rówieśników ze Stanów Zjednoczonych? Standardowe wyjaśnienie tego stanu rzeczy podaje książka Davida T. Kearnsa (poprzednio prezesa Xeroxa, obecnie zastępcy ministra edukacji) i Dennisa P. Doyle'a (naukowca z Hudson Institute) pt. Winning the Brain Race, która zyskała aprobatę ministra edukacji Lauro F. Cavazosa. Brzmi ono tak:

"Japońscy uczniowie wypadają tak dobrze w porównaniach międzynarodowych, ponieważ spędzają w szkole więcej lat i więcej godzin dziennie niż Amerykanie. [...] W USA większość dzieci chodzi do szkoły przez 180 dni w roku, podczas gdy w Japonii przez 240 dni. Typowy uczeń amerykański poświęca codziennie na odrobienie prac domowych godzinę lub mniej, Japończyk musi siedzieć nad zeszytami dwie i pół godziny lub dłużej".

Japoński system kształcenia jest bez wątpienia nadzwyczaj efektywny i na pewno potrafi zmusić dzieci do znacznie większego wysiłku. Ale to nie wyjaśnia jeszcze istnienia takiej różnicy w wydajności między Wschodem a Zachodem. W innych krajach Azji Wschodniej system szkolny jest na przykład znacznie mniej sztywny niż w Japonii, a szkoły w Hongkongu są cały czas prowadzone na sposób brytyjski. A przy tym w całym tym rejonie odnotowuje się bardzo wysokie osiągnięcia szkolne.

W ramach zakończonej niedawno międzynarodowej oceny nauczania matematyki i przedmiotów przyrodniczych amerykański Educational Testing Service przebadał trzynastolatków z dziewięciu różnych populacji. W matematyce najlepsze wyniki osiągnęły dzieci koreańskie, jedyna grupa z Azji Wschodniej biorąca udział w testach, a najgorsze - dzieci amerykańskie. W naukach przyrodniczych młodzi Koreańczycy zajęli drugie miejsce, o włos za dziećmi z Kolumbii Brytyjskiej, a Amerykanie znów byli ostatni.

Wysokich uzdolnień japońskich dzieci nie można przypisywać wyłącznie poziomowi szkół, ponieważ zdolności te zaczynają być widoczne już w przedszkolu. Podstawę do takiego twierdzenia daje artykuł w "Science" z lutego 1964 roku, w drobiazgowy sposób przedstawiający wyniki badań profesora Harolda W. Stevensona z University of Michigan. Stevenson podjął ambitne zamierzenie porównania dzieci z przedszkola, pierwszej i piątej klasy pochodzących z Japonii, Tajwanu i USA. Jego najważniejszy wniosek brzmi: amerykańskie przedszkolaki charakteryzuje niemal taka sama znajomość matematyki jak tajwańskie, ale obie grupy są daleko w tyle za małymi Japończykami. W piątej klasie Tajwańczycy są już znacznie bliżej Japończyków, natomiast Amerykanie daleko z tyłu za jednymi i drugimi.

Zestawienie ilorazów inteligencji mieszkańców Azji Wschodniej i innych nacji jest szalenie trudne: jak porównywać zdolności werbalne przedstawicieli kultur mających tak różne języki? Naukowcy rozwiązują ten problem na wiele sposobów. Niekiedy opierają się na chińskiej i japońskiej wersji standardowych testów zachodnich (na ogół WAIS lub WISC). Innym wyjściem jest porównanie, jak obie populacje wypadają w takich testach, jak test Matryc Ravena - niewerbalny test mierzący poziom inteligencji na podstawie pomiaru zdolności myślenia abstrakcyjnego.

Pierwsze raporty mówiące o wysokim ilorazie inteligencji ludności Azji Wschodniej zaczęły się pojawiać na Zachodzie pod koniec lat siedemdziesiątych. Ich autorem był na ogół Richard Lynn, brytyjski psychometra z University of Ulster w Coleraine. Lynn mówi, że w wieku czterdziestu siedmiu lat, w 1976 roku, natrafił na informację, że testy WAIS i WISC są stosowane też w Japonii. Napisał tam z prośbą o przysłanie japońskich podręczników do testów, które następnie przetłumaczono na angielski. Od tej pory zaczął zbierać i analizować ich wyniki i w niedługim czasie zorganizował w Azji Wschodniej sieć psychologów regularnie przesyłających mu dane do Coleraine. Wkrótce potem zaczął też otrzymywać dane z kontynentalnej części Chin.

Dane z Chin są zaskakujące. Są to wyniki pomiarów ilorazów inteligencji małych Chińczyków uzyskane w teście Matryc Ravena. Wynoszą one przeciętnie 101 na skali, na której ilorazy inteligencji dzieci amerykańskich są przeciętnie równe 100. Nie warto by było wspominać o tej różnicy jednego punktu, gdyby nie to, że II (iloraz inteligencji) są bardzo wysoko skorelowane z różnymi wskaźnikami materialnego dobrobytu. Generalnie rzecz biorąc, naukowcy uważają, że około 20-50% zmienności ilorazów inteligencji można przypisać czynnikom środowiskowym. A w tym wypadku grupa dzieci żyjących w niezmiernym ubóstwie ma jeden punkt przewagi. (Dochód na jednego mieszkańca kontynentalnej części Chin wynosi może niecałe 5% dochodu na jednego mieszkańca w USA.) Z wyników testów Ravena widać wyraźnie, że ilorazy inteligencji Chińczyków są potencjalnie dużo wyższe niż II (iloraz inteligencji) Amerykanów, a także, że Chiny wyzwolone spod komunizmu mają przed sobą olśniewającą przyszłość gospodarczą.

Jeden z najwcześniejszych raportów Lynna przytacza badania, przeprowadzone w 1977 roku w Singapurze, polegające na porównaniu poziomu inteligencji trzynastoletnich Chińczyków i Malajów. I to badanie, w którym posłużono się testem Matryc Ravena, wykazało, że na skali, na której dzieci brytyjskie osiągały przeciętnie wynik równy 100, mali Chińczycy osiągali średnio 110, a Malajowie - 96 punktów. Lynn omawia także dość dokładnie dwa eksperymenty przeprowadzone w 1982 roku wśród dzieci chińskich w Hongkongu. Pierwszy, oparty na Neutralnym Kulturowo Teście Inteligencji Cattella (test ten zwraca też uwagę na rozumowanie), wykazał, że reprezentatywna grupa dziewięcioletnich Chińczyków osiągnęła średni wynik 106,7, podczas gdy dla Amerykanów w tym samym wieku normą jest 100. W drugim eksperymencie przebadano chińskie dzieci w różnym wieku, stosując test Ravena oraz między innymi test słownikowy. (W ciągu dwu minut dzieci miały napisać tyle nazw zwierząt, ile sobie przypomną, co było sprawdzianem ich sprawności językowej oraz umiejętności przypominania.) Na podstawie tych danych Lynn stwierdził, że przeciętny iloraz inteligencji Chińczyków jest równy 109,8, natomiast dzieci brytyjskich - 100.

Najnowsze studia Lynna poświęcone wynikom testów przeprowadzonych w Japonii nieco zmieniają sens tych informacji. Lynn nadal utrzymuje, że mieszkańcy Azji Wschodniej mają ogólnie wyższe ilorazy inteligencji niż ludzie z Zachodu, jednak wprowadzone przez niego pewne poprawki techniczne wskazują już tylko na trzy- lub czteropunktową różnicę *[Nasza niedokładność wynika w tym miejscu z tego, że Lynn badał różne grupy wiekowe, w kilku różnych populacjach, stosując wiele różnych testów.]. (Nie będziemy analizować charakteru tych poprawek, ale może warto wspomnieć, że niektórzy koledzy Lynna kwestionują potrzebę ich wprowadzenia *[Spór ten koncentruje się wokół braku zgodności co do tego, czy w krajach rozwiniętych poziom inteligencji generalnie się podnosi. Lynn sądzi, że tak, a więc uważa także, że informacje o wynikach testów mieszkańców Azji Wschodniej, jako opierające się na późniejszych danych, muszą być wyrównywane w dół, by były porównywalne z danymi na temat ilorazów inteligencji przedstawicieli rasy kaukaskiej.].) W każdym razie twierdzi on, że najważniejszą informacją płynącą z tych danych jest to, iż Azjaci mają odmienną strukturę inteligencji *[Lynn w The Intelligence of the Mongoloids, str. 814, mówi: "Mongoloidzi różnią się od białych raczej wzorcem czy profilem zdolności, niż ilorazem inteligencji jako takim".]. Lynn odwołuje się do modelu hierarchicznego obejmującego trzy poziomy zdolności.

1. Górny poziom obejmuje czynnik g, czyli czynnik ogólny inteligencji, który jest synonimem zdolności rozumowania. Jest on odpowiedzialny za dodatnie interkorelacje między czynnikami specyficznymi, o których uważa się, że wszystkie - choć w niejednakowym stopniu - podlegają wpływowi rozumowania.

2. Na drugim poziomie czynnik ogólny g podzielony jest na dwa czynniki grupowe, które z grubsza określa się jako werbalne i percepcyjno-przestrzenne. Niektóre uzdolnienia matematyczne i mechaniczne (na przykład zdolność do wyobrażenia sobie przedmiotu po jego obrocie w przestrzeni) są silnie uzależnione od uzdolnień percepcyjno-przestrzennych.

3. Trzeci poziom obejmuje zdolności elementarne, których lista wciąż się wydłuża. Niektóre z nich uważane są za szczególne formy szeroko pojmowanych uzdolnień werbalnych i percepcyjno-przestrzennych, ale niektóre inne, jak na przykład pamięć muzyczna, są traktowane jako odrębne zdolności.

Wróćmy do różnic między Wschodem a Zachodem. Zaczynając od górnego poziomu w hierarchii inteligencji, Lynn stwierdza, że dzieci japońskie cechuje wyraźnie wyższe natężenie czynnika g, a przynajmniej przewaga ich zaznacza się od mniej więcej szóstego roku życia. W młodszym wieku natężenie czynnika g jest u nich niższe, co wiąże się z tym, że rozwijają się wolniej niż dzieci rasy białej. (Ich wolniejsze tempo rozwoju jest udokumentowane.) Ale gdy tylko doganiają białe dzieci, wysuwają się na czoło. I jeśli natężenie czynnika g mierzone u dzieci amerykańskich wynosi średnio 100 punktów, dzieci japońskie między 10. a 16. rokiem życia na tej samej skali osiągają około 104 punktów.

Na drugim poziomie obraz nie jest już tak klarowny. W werbalnym składniku czynnika ogólnego g dzieci japońskie nie wyróżniają się niczym. Znów w bardzo młodym wieku są w tyle za amerykańskimi rówieśnikami, ale tym razem nadrabiają zaległości dopiero w wieku 9 lub 10 lat, a następnie nie wysuwają się na czoło, lecz cały czas mają wyniki przeciętnie w granicach 100. Lynn sądzi, że są one mniej sprawne werbalnie niż dzieci amerykańskie. Sprawność językową można podnieść poprzez intensywne ćwiczenia, zatem zbliżenie wyników obu grup dzieci po 9. roku życia mówiłoby raczej o wyższości japońskiego systemu kształcenia, a nie o identycznych umiejętnościach werbalnych. W percepcyjno-przestrzennym składniku czynnika g, od którego są uzależnione uzdolnienia matematyczne, Japończycy mają wyższe wyniki już w wieku czterech i pół roku. I znów, jeżeli przyjmie się przeciętny wynik białych dzieci amerykańskich za 100, okaże się, że Japończycy między 10. a 16. rokiem życia osiągają około 105 punktów.

Na trzecim poziomie, jak można by się spodziewać, uzdolnienia specyficzne różnicują się jeszcze silniej. Dzieci japońskie wypadają stosunkowo słabo w większości testów słownych, ale na ogół osiągają znakomite rezultaty w testach sprawdzających uzdolnienia rysunkowe, szybkość spostrzegania i umiejętność wyobrażania sobie obiektów podczas ich ruchu obrotowego w przestrzeni. Żeby zaspokoić Państwa ciekawość, powiem, że są prawie tak samo uzdolnione muzycznie jak Amerykanie. Oto, jak Lynn podsumowuje te dane:

"Między inteligencją Japończyków i białych Amerykanów widać cztery wyraźne różnice. Azjatów charakteryzuje wyższy [...] poziom czynnika g, niski poziom zdolności werbalnych (dotyczy to dzieci od 2,5 do 9 lat, gdyż starsze nadrabiają zaległości), wysoki poziom zdolności percepcyjno-przestrzennych oraz to, że wszystkie ich zdolności rozwijają się we wczesnym dzieciństwie [...] Te cechy charakteryzują także żółtych mieszkańców Stanów Zjednoczonych oraz - wiadomo to na pewno - Hongkongu, Singapuru i Tajwanu".

A więc można ogólnie przyjąć, że ludność Azji Wschodniej ma przewagę w rozwiązywaniu zadań wizualno-przestrzennych mających związek z matematyką i naukami przyrodniczymi, natomiast jest znacznie słabsza w sferze werbalnej. Tu na marginesie uwaga: różnice między mongoloidami a ludźmi rasy białej, o których mówi Lynn, przypominają nieco (choć są większe) *[Lynn zauważa, że różnica w zdolnościach percepcyjno-przestrzennych między Mongoloidami a białymi jest mniej więcej cztery razy większa niż między mężczyznami a kobietami.] różnice między inteligencją mężczyzn i kobiet z Zachodu. Mężczyźni są przeciętnie bardziej uzdolnieni do matematyki i nauk przyrodniczych niż kobiety, natomiast kobiety przewyższają ich w zdolnościach werbalnych. I kolejna uwaga: Amerykanie rozwiązują zadania percepcyjno-przestrzenne prawie tak samo dobrze jak kobiety pochodzące z Azji Wschodniej *[Wiele mówiący szczegół: mężczyźni osiągają na ogół o 55 punktów wyższe wyniki w części matematycznej U.S. Scholastic Aptitude Test, ale wyniki Amerykanek pochodzenia azjatyckiego plasują się mniej więcej na tym samym poziomie co wyniki mężczyzn.].

Skąd się wzięły te różnice w uzdolnieniach między mieszkańcami Wschodu i Zachodu? Ponieważ większość z nich jest widoczna już u bardzo małych dzieci, nie można ich wytłumaczyć jedynie wpływem środowiska. Lynn jest przekonany, że przesądza o tym czynnik genetyczny, i proponuje fantastyczne ewolucyjne wyjaśnienie wyjątkowości genetycznego dziedzictwa Azjatów.

W wielkim skrócie jego interpretacja brzmi następująco. Około 60 000 lat temu, kiedy na półkuli północnej trwała epoka lodowcowa, populacje mongoloidów stanęły w obliczu wyjątkowo surowej "presji selekcji" osobników o wysokiej inteligencji. Północno-wschodnia Azja była w tym czasie najzimniejszą częścią świata zamieszkiwaną przez człowieka. By móc tam przeżyć, ludzie musieli osiągnąć olbrzymi kunszt łowiecki. W artykule z 1987 roku Lynn pisze o "zdolności spostrzegania najmniejszych zmian w pozornie monotonnym krajobrazie, jak na przykład ruch białego zająca arktycznego na tle śniegu i lodu; zapamiętywaniu wzrokowym różnych znaków podczas długich ekspedycji łowieckich z dala od domu; sporządzaniu w pamięci dobrej przestrzennej mapy rozległych terenów". Według Lynna te właśnie przeciwności losu przyczyniły się w końcu do wykształcenia najlepszych w świecie zdolności wizualno-przestrzennych.

Jak Lynn uzasadnia stosunkowo niższe zdolności werbalne mongoloidów? Otóż odwołuje się przy tej okazji do omawianego już zróżnicowania zdolności mężczyzn i kobiet. Tak jak większość naukowców, sądzi, że różnice te są wynikiem presji ewolucji; polującym mężczyznom potrzebne były raczej zdolności wizualno-przestrzenne, a wychowującym dzieci kobietom zdolności werbalne. Uważa, że u mongoloidów ten proces posunął się jeszcze dalej. Mieszkając na mroźnych stepach Syberii, mogli przeżyć jedynie dzięki ewolucyjnej "wymianie", w której uzdolnienia werbalne "przehandlowano" za spotęgowane, konieczne do przeżycia zdolności wizualno-przestrzenne. Zdolności werbalne mieszczą się oczywiście w lewej półkuli mózgowej. Lynn stawia hipotezę, że u mongoloidów kora mózgowa lewej półkuli uległa inwazji i została zmuszona do przejęcia większej części przetwarzania wizualno-przestrzennego. Pewne dowody na poparcie tej tezy można znaleźć w odmiennej strukturze neurologicznej mózgu Azjatów, ale sprawa nie jest jeszcze do końca wyjaśniona.

Jak zauważyliśmy wcześniej, zachodzi dodatnia korelacja między wielkością mózgu a ilorazem inteligencji. Warto więc chyba w związku z tym wspomnieć, że ludzie z Azji Wschodniej mają mózgi większe w stosunku do wagi ciała niż biali. J. Philippe Rushton z University of Western Ontario uzasadnia ten pogląd konkretnymi danymi. Zgadza się on, że mongoloidzi mają bezwzględną pojemność czaszki mniejszą niż przedstawiciele rasy białej, ale większą pojemność względną:

"Członkowie rasy białej mają ciężar ciała większy o trzy odchylenia standardowe od mongoloidów, ale pojemność czaszki większą jedynie o dwa odchylenia standardowe, co wskazuje niedwuznacznie, że ich mózgi są relatywnie mniejsze od mózgów mongoloidów. Oznacza to, że relatywna pojemność czaszkowa mongoloidów wynosi 1460 [cm3], podczas gdy przedstawicieli rasy białej - 1446 [cm3], przy kontrolowaniu parametrów wielkości ciała [...], a więc mózgi mongoloidów, przy każdej masie ciała, są, przeciętnie, o 14 [cm3] pojemniejsze niż mózgi przedstawicieli rasy białej".

Różnica w uzdolnieniach wizualno-przestrzennych nie jest jedyną różnicą we wzorcach II mieszkańców Zachodu i Wschodu. Obie populacje różnią się także zmiennością wyników. Reprezentatywna próba Amerykanów lub Europejczyków wykazuje większą zmienność niż próba Azjatów. W znanym już rozkładzie w kształcie dzwonu wyniki Japończyków tworzą dzwon dużo węższy, czyli są bardziej skupione wokół średniej, co zresztą jest zgodne z przewidywaniami, gdy chodzi o tak jednorodną populację.

Różnica w rozkładzie II ma doniosłe znaczenie, dlatego trzeba tym danym poświęcić więcej uwagi. Prawie u wszystkich populacji zachodnich odchylenie standardowe (SD) wynosi 15 punktów. Ale w wypadku Japończyków i innych nacji Azji Wschodniej odchylenie standardowe wynosi trochę poniżej 13 punktów II. Różnica ta wydaje się mało istotna, gdyż nie zmienia niczego w centrum rozkładu. Ale niższe odchylenie standardowe połączone z wyższym przeciętnym II wywiera doniosły wpływ na jakość japońskiej siły roboczej. Oznacza ono mianowicie, że w Japonii jest stosunkowo niewielu pracowników o niskim poziomie umysłowym. W Stanach Zjednoczonych około 25% wszystkich zatrudnionych ma II niższy od 90, a 10% niższy od 80 punktów, podczas gdy w Japonii odsetek ten wynosi odpowiednio 15 i 3%.

W sumie dane dotyczące II wyjaśniają, przynajmniej częściowo, wyraźną wyższość japońskiej siły roboczej. Japończycy są nadzwyczaj dobrze wyposażeni do efektywnej pracy w nowoczesnej gospodarce industrialnej. Większość (choć nie tak zdecydowana) amerykańskiej siły roboczej też jest zdolna do osiągnięcia podobnej wydajności. Grupę, którą trudno wyszkolić i która nie może osiągnąć wysokiej wydajności, stanowią osoby mieszczące się w dolnych 10% rozkładu. Amerykańskie wojsko od razu odrzuca te dolne 10% właśnie ze względu na trudności z ich wyćwiczeniem. Zatem to, że w Japonii jedynie 3% siły roboczej występuje w tym "problemowym" obszarze, stanowi naprawdę dużą różnicę.

Na temat II Żydów nie mamy tak wyczerpujących danych jak o mieszkańcach Azji Wschodniej, ale ogólny obraz nie budzi żadnych wątpliwości. Biorąc pod uwagę wyraźną nadreprezentację amerykańskich i europejskich Żydów w tak wielu dziedzinach, w których potrzebny jest potężny umysł, byłoby dziwne, gdyby się okazało, że ich poziom inteligencji jest niższy od przeciętnego czy nawet przeciętny. Na ogół podaje się, że około 2% ludności w Stanach Zjednoczonych jest pochodzenia żydowskiego *[Norden, Counting the Jews, str. 41. W artykule cytowane są dane ze spisu ludności żydowskiej (National Jewish Population Survey) z 1990 r., w którym szacuje się jej liczbę na 5,5 miliona, tj. 2,2% ogółu mieszkańców USA. Kryterium nie była religia, lecz poczucie tożsamości; około 20% osób podających się za Żydów to ludzie niewierzący.], jednak w Uzdolnionej Grupie Termana stanowią oni 10%. Żydzi byli też laureatami około 30% Nagród Nobla w dziedzinie nauk ścisłych.

Żydzi są też rekordzistami według innych miar, na przykład statusu zawodowego. Christopher Jencks i jego współpracownicy cytują badania z których wynika, że "status zawodowy Żydów jest mniej więcej o jedną trzecią odchylenia standardowego wyższy niż innych białych mężczyzn pochodzących z tej samej klasy społecznej i mających takie samo wykształcenie". Żydzi są też bardzo wyraźnie nadreprezentowani wśród zamożnych Amerykanów. Nathaniel Weyl na podstawie analizy pochodzenia etnicznego osób z listy 400 najbogatszych Amerykanów, podawanej przez "Forbes", stwierdził, że 92 na 400 były pochodzenia żydowskiego.

II Żydów jest tematem dość drażliwym. Gdy wspominałem znajomym, że mam zamiar zająć się nim w jednym z rozdziałów, nie mogłem nie spostrzec, że większość z nich - a byli wśród nich również Żydzi - zaczynała się krzywić. Zauważyłem też jednak, że mieli niejaki kłopot z ustaleniem, co jest złego w przedstawianiu tych danych. W istocie bowiem byli nimi bardzo zainteresowani.

Temat ten jest kontrowersyjny z jeszcze innego względu. Gdy wspominałem o II Żydów, stwierdziłem, że na wielu osobach głębokie wrażenie wywarły często powtarzane opowieści o słabych wynikach Żydów w testach sprzed lat. Historie te dotyczą testów mierzących II, którym Urząd ds. Imigracji poddawał imigrantów pochodzenia żydowskiego przybywających na Ellis Island w czasie pierwszej wojny światowej, i ich bardzo słabych wyników. Powołują się na nie krytycy testowych pomiarów inteligencji, gdy chcą udowodnić, że, po pierwsze, dane z testów są w zasadzie bezwartościowe, a po drugie, że ich wyniki często służyły do dyskryminowania mniejszości. Zakładając, że wielu czytelników słyszało którąś z wersji tej historii, poprzedzę część poświęconą poziomowi inteligencji Żydów przypomnieniem tego, co wiadomo na temat tej cause celebre.

Stała się ona ogólnie znana po tym, jak Leon Kamin z Princeton (obecnie w Northeastern University), niezmordowany krytyk testów, opublikował książkę The Science and Politics of IQ. Według Kamina, Henry H. Goddard, psycholog z Urzędu ds. Imigracji, odkrył, że imigranci osiągali na ogół złe wyniki w testach. "Złe" jest może określeniem zbyt łagodnym. Opierając się na swych badaniach, Goddard ocenił, że 83% Żydów, 80% Węgrów, 79% Włochów i 87% Rosjan to osoby "upośledzone umysłowo".

Nietrudno zrozumieć, dlaczego tego rodzaju sąd wzbudził niemałe oburzenie. Peter Medawar, biolog, powiedział, że wyniki badania są "ekstremalną bzdurą, [...] i trudno chyba będzie wymyślić większą". W The Mismeasure of Man Stephen Jay Gould z Harvardu, kolejny krytyk II, dodał dyskredytującą Goddarda uwagę, że wyniki jego testów i w ogóle testy przyczyniły się do wprowadzenia w roku 1942 praw utrudniających Żydom (i przedstawicielom niektórych innych grup) wstęp do USA. Po czym dodał, że w związku z tym testy można uznać za winne zwiększenia liczby ofiar Holocaustu.

O ile wiem, jedyna sensowna odpowiedź na ataki wobec Goddarda pojawiła się w artykule w "American Psychologist" z września 1983 roku. Jego autorami byli psycholog z Harvardu Richard J. Herrnstein i Mark Snyderman, robiący wówczas doktorat z psychologii. Artykuł nie był poświęcony jedynie wynikom testów Żydów, lecz jego celem było przede wszystkim stwierdzenie, czy dane z testów mierzących II rzeczywiście miały wpływ na Ustawę Imigracyjną z roku 1942. Herrnstein i Snyderman twierdzą z przekonaniem, że nie. Po drodze rozprawiają się też z mitem, jakoby Goddard uznał 83% imigrantów żydowskich za upośledzonych umysłowo.

Przeglądając oryginalne raporty Goddarda, autorzy ci zwrócili uwagę na szczegół, o którym nie wspominali jego krytycy. Mianowicie Goddard nie twierdził, że testował reprezentatywną próbę imigrantów pochodzenia żydowskiego (czy jakiegokolwiek innego). Testował jedynie stosunkowo nieliczną grupę przyszłych imigrantów, którzy (wszyscy) byli pasażerami 3. lub 4. klasy, i co do których miał podejrzenia, że mogą być niedorozwinięci umysłowo. Przeprowadzając testy, był zainteresowany głównie tym, by udowodnić, że jego adaptacja testu inteligencji Bineta może być przydatna do rozróżniania osób o inteligencji nieco niższej od przeciętnej i tych, które są naprawdę umysłowo upośledzone.

Herrnstein i Snyderman uważają zresztą, że jego test nie nadawał się do tego zbyt dobrze. Dla nas jednak ważniejsze jest to, że Goddard wcale nie zamierzał testować Żydów w ogólności. W artykule w "American Psychologist" zacytowane są jego słowa, że badania, które prowadził, "nie usiłują określić procentu osób upośledzonych umysłowo wśród imigrantów w ogóle, ani nawet wśród konkretnych grup, takich jak Żydzi, Węgrzy, Włosi czy Rosjanie". Uporczywe twierdzenie, że było inaczej, powinno się więc potraktować jako intelektualne oszustwo.

Jak zauważyliśmy wcześniej, Japończycy i Żydzi mają zupełnie inne zdolności. Być może najbardziej rzucającym się w oczy faktem w danych na temat Żydów jest to, że ich "profil" II jest niemal idealnym przeciwieństwem profilu Azjatów. W skalach mierzących II, takich jak Skala Inteligencji Wechslera dla Dorosłych (WAIS), Azjaci osiągają niezwykle wysokie wyniki w testach niewerbalnych, co na ogół świadczy o zdolnościach percepcyjno-przestrzennych, i średnie - lub jeszcze niższe - w testach werbalnych. Wyniki Żydów są krańcowo różne - bardzo wysokie w testach werbalnych i mierne w niewerbalnych. Badani pochodzenia żydowskiego lepiej więc wypadają w Stanford-Binet Intelligence Scale niż w jakichkolwiek testach wchodzących w skład Skali Inteligencji Wechslera dla Dorosłych, wyraźnie dlatego, że w tych ostatnich jest więcej zadań niewerbalnych.

Okazuje się, że przedstawiciele żadnej grupy etnicznej nie osiągają tak wysokich wyników w testach werbalnych jak Żydzi. Często cytuje się badania z 1980 roku, przeprowadzone w Ann Arbor Institute for Social Research, które wykazują, że chłopcy pochodzenia żydowskiego mają przeciętnie iloraz inteligencji równy 112,8 (w Stanford-Binet Intelligence Scale), to jest wyższy o około trzy czwarte odchylenia standardowego od przeciętnego ilorazu białych chłopców innego pochodzenia.

Miles D. Storfer, prezes Fundacji Badań Mózgu (Foundation for Brain Research), zgromadził najwięcej, o ile mi wiadomo, informacji o ilorazie inteligencji Żydów ze Stanów Zjednoczonych i innych krajów i przedstawił je w pasjonującym rozdziale swej książki Intelligence and Giftedness.

Omawia w nim na przykład badania z lat pięćdziesiątych, w których wzięło udział 2000 ortodoksyjnych dzieci żydowskich starających się o przyjęcie do hebrajskich szkół w Nowym Jorku. Badania te wykazały, że dzieci miały średni iloraz inteligencji 114,9, a także, że mniej niż 1/7 testowanych miała wynik poniżej 100. Inne badania cytowane przez Storfera również podają wyniki w granicach od 110 do 115. Storfer pisze: "Wyniki, jakie żydowskie dzieci osiągają w Stanford-Binet Intelligence Scale, są przeciętnie o jedno pełne odchylenie standardowe powyżej normy". W niektórych badaniach stwierdzono, że po ukończeniu szkoły dzieci osiągają jeszcze wyższe wyniki w testach werbalnych, ale przyczyny tego zjawiska nie są znane. Niektórzy badacze uważają je za przejaw dojrzewania, co by znaczyło, że grupa ta jest genetycznie zaprogramowana tak, by z wiekiem doskonalić swe i tak już bardzo wysokie zdolności werbalne.

Storfer przytacza jeszcze jeden interesujący szczegół. Żydowskie dzieci bardzo słabo rysują, chociaż na ogół ta umiejętność dość wysoko koreluje z II. Dzieci z nowojorskiej szkoły hebrajskiej osiągnęły wyniki znacznie niższe od średniej w teście Rysunku Postaci Ludzkiej Goodenough, co jest zresztą zgodne z ich marnymi wynikami w testach niewerbalnych Skali Wechslera. (Test Rysunku Postaci Ludzkiej nie ma na celu pomiaru prawdziwych zdolności artystycznych, a tylko wiedzy dziecka o charakterystycznych cechach fizycznych ludzi.) *[To nie tak. Test ten stosowany jest głównie jako: (1) narzędzie do badania intelektualnego rozwoju dziecka; wiek: 6-14 lat, (2) metoda badania osobowości - problemy przystosowania, defekty charakteru, a także (3) technika projekcyjna.]

Wyniki uczniów szkół ortodoksyjnych nie są oczywiście typowe dla wszystkich młodych Amerykanów pochodzenia żydowskiego. Najlepsze dostępne dane z reprezentatywnej próby pochodzą z Project Talent, szeroko zakrojonego badania sondażowego białych uczniów szkół średnich z początku lat sześćdziesiątych. Uczniów dziewiątej klasy poddano badaniom obszerną baterią testów (w sumie czterdzieści dziewięć!), a następnie przebadano ich ponownie, gdy byli w dwunastej klasie (choć tym razem już nie wszystkimi 49 testami). Dane zawierają wyniki 1236 uczniów pochodzenia żydowskiego.

Storfer podsumowuje je następująco:

Matematyka. Przeciętne wyniki młodych Żydów przewyższały wyniki pozostałych dzieci; w wypadku chłopców były lepsze o jedno odchylenie standardowe, a w wypadku dziewcząt o niewiele mniej, bo 0,75 odchylenia standardowego. Ponieważ w tym teście chłopcy osiągają wyraźnie wyższe wyniki od dziewcząt, przeciętny wynik chłopców pochodzenia żydowskiego mieścił się w górnym 1% wszystkich badanych dzieci.

Zdolności werbalne. Młodzież pochodzenia żydowskiego i tutaj osiągnęła wyższe wyniki od swych rówieśników, przy czym chłopcy byli lepsi o 0,7, a dziewczęta o trochę ponad 0,5 odchylenia standardowego.

Szybkość i dokładność percepcji. W teście mierzącym koordynację wzrokowo-ruchową w warunkach ograniczenia czasu wykonania zadań oraz w teście gramatycznym i językowym wyniki Żydów i innych dzieci były podobne.

Rozumowanie przestrzenne. W tym teście żydowscy uczniowie wypadli znacznie słabiej (o pół odchylenia standardowego) niż pozostali badani. Równie mierne wyniki osiągnęli w teście pamięci krótkoterminowej (przypominanie sekwencji liter nie tworzących wyrazów - wyniki o 0,3 odchylenia standardowego niższe niż pozostali).

Tutaj chciałbym od razu uprzedzić pewien zarzut. Pisząc o strukturze inteligencji Azjatów, zauważyłem, że ich niezwykle wysokie osiągnięcia w matematyce były związane z ich wysokimi zdolnościami percepcyjno-przestrzennymi. A teraz przedstawiam dane, z których wynika, że Żydzi, którym brak tych uzdolnień, też okazują się wybitnymi matematykami, o czym świadczy liczba Żydów wśród laureatów Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki i ekonomii.

Tę pozorną sprzeczność można wyjaśnić następująco. Po pierwsze, trzeba powiedzieć, że matematyka jest dyscypliną, do której różni ludzie podchodzą w różny sposób. Niektórych matematyków można określić jako geometrów, innych jako algebraików. Azjaci należą raczej do geometrów, co oznacza, że rozwiązują problemy matematyczne w procesie, w którym "widzą" rozwiązania przestrzennie, oczyma wyobraźni. Z kolei Żydzi (i inni przedstawiciele Zachodu) są raczej algebraikami, podchodzącymi do problemu w sposób silnie uzależniony od rozumowania werbalnego.

Rozróżnienie na wzrokowców i "argumentatorów" wydaje się związane z niezwykle wysokim poziomem czynnika g u Żydów, gdyż właśnie ten czynnik decyduje o zdolności rozumowania. Proszę sobie przypomnieć, że Azjatów cechuje znacznie wyższy poziom czynnika g niż przedstawicieli rasy białej: japońskie dzieci, na przykład, aż o cztery punkty przewyższają swoich białych rówieśników. Ale Żydzi przewyższają, jeśli chodzi o poziom czynnika g, nawet Azjatów, przy czym różnica między nimi jest wyraźnie wyższa niż między Azjatami a białymi.

Skąd więc biorą się te wręcz wyjątkowe zdolności intelektualne Żydów? Dlaczego mają oni takie uzdolnienia werbalne i tak wysoki poziom czynnika g? I dlaczego są tak słabi w innych dziedzinach?

Storfer tłumaczy to wszystko środowiskiem i akcentuje dwa elementy:

1) tradycje wychowywania dzieci w rodzinach żydowskich, gdzie już od pierwszych dni życia niemowlęcia rodzice, głównie matka, poświęcają mu bardzo dużo uwagi i stymulują je intelektualnie;

2) kultura żydowska, w której rytualne modlitwy i nacisk na wykształcenie religijne rozwijają mowę i dostarczają nowych bodźców intelektualnych bardzo małym dzieciom.

"Większe zdolności poznawcze Żydów pozostają w ścisłym związku z rolą matki i kształcenia w tradycyjnych domach żydowskich" -podsumowuje Storfer.

Jego opinia na temat przyczyn wyższości inteligencji Żydów nie jest jednak powszechnie akceptowana i rywalizuje z jeszcze co najmniej dwiema hipotezami, które badał przez lata Nathaniel Weyl i przedstawił je ostatnio w swej Geography of American Achievement.

Jedna hipoteza mówi o tym, że przy życiu zostawali osobnicy "przesiani przez prześladowania". Intuicyjnie idea ta jest całkiem możliwa do przyjęcia. Wiadomo, że uciekinierzy polityczni mają II wyższy od przeciętnego, i wszyscy mamy wrażenie, że są to w większości niezwykli ludzie. Pielgrzymi, którzy uciekli przed prześladowaniami i osiedlili się w Nowej Anglii byli z pewnością grupą wybitną. We współczesnych nam czasach Kubańczykom, którzy zbiegli przed reżimem Fidela Castro, powodzi się w Stanach Zjednoczonych znacznie lepiej niż innym grupom latynoskim *[Zob. "American Demographics", marzec 1992, 18, raport pt. Hispanic Affluence Has a Cuban Accent ("Latynoscy bogacze mówią z kubańskim akcentem").]. W latach trzydziestych wśród Żydów przybyłych do USA z Niemiec było nieproporcjonalnie dużo znakomitości, zaczynając od Alberta Einsteina.

Irvin A. Agus, historyk, który wybitnie przyczynił się do opracowania hipotezy o "przesiewaniu", twierdzi, że proces ten można prześledzić od czasów Imperium Rzymskiego, w którym zamieszkiwało około miliona Żydów. Populację żydowską dziesiątkowały plagi, najazdy barbarzyńców i zmiana wyznania na chrześcijaństwo. Przeżywali tylko najbogatsi i najlepiej wykształceni. Byli to według Agusa przodkowie wschodnioeuropejskich Żydów aszkenazyjskich, od których pochodzi olbrzymia większość dzisiejszej populacji żydowskiej na świecie.

Ten odsiew trwał nieustannie przez całe średniowiecze, kiedy to w prawie całej Europie Żydzi żyli pod silną presją zmiany wyznania. Oto, jak Weyl podsumowuje te wywody:

"Ponieważ w tamtych czasach prawie cała wiedza i wszystko, co za nią uchodziło, były przesiąknięte religią, gotowość do poświęcenia wszystkiego za wiarę znamionowała inteligencję i kościec moralny. Znamy z historii wiele podobnych sytuacji, kiedy to prześladowania religijne eliminowały słabeuszy, zostawiając mężczyzn i kobiety o niezłomnych charakterach, silnej woli, odwadze, nieugiętych zasadach etycznych i wysokim poziomie inteligencji".

Weyl uważa, że hipoteza ta podaje oryginalne, ale bynajmniej nie całkowite wyjaśnienie tego, że inteligencja Żydów przyjęła taką a nie inną formę. Jego zdaniem o wiele ważniejsze jest zjawisko, które nazywa selektywnym hodowaniem mózgowców.

Po raz pierwszy przedstawił je w książce The Creative Elite in America, gdzie pisze, że "wyższość intelektualna Żydów jest końcowym wynikiem siedemnastu wieków selektywnego wychowywania uczonych". Oto w wielkim skrócie jego argumentacja:

Przez całe pokolenia oczekiwało się, że najbystrzejsi i najlepiej wysławiający się chłopcy zostaną rabinami i jako najwybitniejsze osobistości w społeczności będą się żenić i mieć duże rodziny. Wziąwszy pod uwagę prestiż i wpływy rabinów i innych kapłanów, co bogatsi Żydzi ubiegali się o skoligacenie się z nimi, co w czasach zarazy lub prześladowań, kiedy pieniądze ratowały życie, zwiększało ich szanse na przetrwanie. Postępując tak, lud żydowski chronił i zarazem powiększał zasób talentów umysłowych.

W świecie chrześcijańskim występowało odwrotne zjawisko. Wielu najbardziej elokwentnych chłopców kierowano tam ku stanowi duchownemu, w którym tradycyjny celibat kleru, nawet jeśli nie zawsze w pełni przestrzegany, wpływał na zmniejszenie liczby genów odpowiedzialnych za zdolności werbalne.

Krótko mówiąc, istnieją konkurencyjne hipotezy usiłujące wytłumaczyć fenomen wysokiego poziomu inteligencji Żydów wpływem środowiska lub dziedziczności. Która z nich jest słuszna? Przyznaję, że bardziej podoba mi się teoria Weyla, być może dlatego, że i w innych kontekstach znajduję nieodparte dowody świadczące o dziedziczności. Jednak jego teza nie jest jeszcze udowodniona i można się spodziewać wielu lat dyskusji nad przyczynami wysokiego II Żydów i szczególnej struktury ich inteligencji.

 

Różnice w II między białymi a czarnymi

Polemika wokół II, której zasadnicze elementy przedstawiłem w tej książce, jest w dużej mierze wyrazem zaniepokojenia Ameryki, dotyczącego tezy o różnym poziomie zdolności umysłowych różnych grup ludności. Niepokój ten jest szczególnie intensywny, gdy zagadnienie to odnosi się do czarnych i białych Amerykanów. W zależności od zastosowanego testu II czarni osiągają średnio wyniki gorsze od białych o 15-18 punktów.

Warto podkreślić, że są to różnice średnie i wyniki uzyskiwane przez obie populacje zachodzą na siebie. Ponad 5 milionów czarnych ma wyniki przewyższające średni rezultat białych Amerykanów i ponad 30 milionów białych plasuje się ze swoim II poniżej średniego wyniku czarnych *[Szacuje się, że ilorazy inteligencji w obu populacjach mają mniej więcej normalny rozkład i że luka między białymi a czarnymi wynosi około 1 odchylenia standardowego. Zgodnie z tym słusznym i powszechnie akceptowanym założeniem, około 1/6 czarnej populacji miałaby iloraz inteligencji wyższy od przeciętnego II białych. W 1992 roku liczbę czarnej ludności szacowało się na 32 miliony.]. Zauważmy także, że różnica między wynikami obu grup - te 15 czy 18 punktów - jest dużo mniejsza niż różnice w obrębie każdej grupy. Okazuje się, że istnieją poważne różnice regionalne wartości II czarnych. Murzyni z rolniczego Południa mają wyniki na zastraszająco niskim poziomie, podczas gdy rezultaty czarnych z niektórych stanów Północy okazują się nie odbiegać znacznie od średniego wyniku białych. Badania przeprowadzone przez siły zbrojne w roku 1968 pokazały, że najwyższą stanową średnią wartość II (95) osiągnęli Murzyni z Wisconsin. Dowody potwierdzają, że u rasy czarnej istnieje pełny zakres zdolności umysłowych. Podano też informacje o najwyższych rezultatach czarnych, którzy mieli II rzędu 200.

W każdym razie różnica 15 czy 18 punktów nie jest sama w sobie dużym problemem. Dwóch ludzi, których dzieli taka liczba punktów, zazwyczaj nie wydaje się wyraźnie różnić. W wielu rodzinach dzieci różnią się między sobą w podobnym stopniu i zazwyczaj rodzice nie są świadomi, że jedno dziecko jest mądrzejsze od drugiego. Co więcej, średnia różnica między dorastającym wspólnie rodzeństwem wynosi 11-12 punktów. W wielu wypadkach oboje zostaliby zakwalifikowani do tego samego typu prac zawodowych (trzeba jednak przyznać, że to z wyższym II prawdopodobnie uzyskałoby wyższe uposażenie). Należy także zauważyć, że średnia różnica między białymi i czarnymi jest znacznie mniejsza niż wynosząca 21 punktów różnica między 25-latkami (114 punktów w teście WAIS) i 60-latkami (93 punkty).

Jednak nie można zignorować istotnych i kłopotliwych implikacji różnic poziomu inteligencji między czarną i białą rasą. Najbardziej niepokojące wydają się one wówczas, gdy - pomijając średnie różnice - skoncentrujemy się zamiast tego na różnicach między wartościami ekstremalnymi, tzn. gdy porównujemy dwie częściowo nakładające się na siebie krzywe rozkładu Gaussa, by przyjrzeć się proporcjom, które występują w grupach osiągających wyniki usytuowane powyżej i poniżej ustalonych poziomów. Jeśli przyjąć, że w USA stanowiska kierownicze oraz stanowiska znajdujące się na szczycie hierarchii właściwej dla danego zawodu wymagają ilorazu inteligencji o wartości co najmniej 115 punktów, wówczas należy sobie również powiedzieć, że zaledwie około 2,5% czarnych może się o nie ubiegać. Jeśli chodzi o białych, wielkość ta wynosi około 16%. Ogólna liczba czarnych o II wyższym niż 115 punktów wynosi około 800 tysięcy, białych zaś - około 30 milionów. Gdyby rozkład II czarnych był taki sam jak u białych, Murzynów z takim poziomem inteligencji byłoby ponad 5 milionów.

Dane, które dotyczą drugiej grupy, tzn. ludzi o najniższym poziomie inteligencji, są jeszcze bardziej przygnębiające. Iloraz inteligencji na poziomie 70-75 punktów, który wielu psychologów określa jako pogranicze upośledzenia, determinuje życie, które nie zapewnia zbyt wielu możliwości. Bardzo niewielu uczniów, którzy legitymują się taką wartością II, będzie w stanie opanować materiał szkoły podstawowej, prawdopodobnie żaden nie ukończy szkoły średniej, niewielu uda się znaleźć i utrzymać dobrą posadę, żaden nie zostanie przyjęty do służby w siłach zbrojnych (zgodnie z prawem odrzuca się kandydatów, których wyniki znajdują się na rozkładzie II wśród 10% najsłabszych). Niedobrą nowiną jest to, że znaczna część czarnych Amerykanów - najwyraźniej więcej niż jeden na pięciu - ma II poniżej 75 punktów. Jeśli chodzi o białych, proporcja ta kształtuje się jak 1 do 20.

Większość wykształconych Amerykanów uznaje, że te dane stanowią bolesny materiał do przemyśleń i skrajnie trudny do dyskusji. W środowisku akademickim wielu psychologów odmawia prowadzenia badań dotyczących omówionej wyżej różnicy. Znacząca mniejszość psychologów życzyłaby sobie zakazu wszelkich badań na temat różnic w poziomie inteligencji białych i czarnych. W roku 1968 zjazd Amerykańskiego Towarzystwa Psychologicznego przeprowadził oficjalną debatę nad tym, czy takie badania powinny być dozwolone. Dostarczono wielu argumentów na rzecz wprowadzenia zakazu. Należy zwrócić uwagę na uzasadnienie wysunięte z pozycji marksistowskich, które przedstawia takie badania jako element całościowego działania klasy rządzącej, zmierzającego do pozostawienia biednych na ich dotychczasowych miejscach. Inni argumentowali, że zastanawianie się nad różnicami w poziomie II jest w każdym wypadku bezsensowne, ponieważ dane te nie mają politycznych implikacji - nie wpływają one, a przynajmniej nie powinny, na sposób, w jaki biali i czarni obywatele są traktowani w amerykańskim społeczeństwie. Wreszcie, niektórzy naukowcy twierdzili, że dane te podkopują i tak kruche poczucie własnej wartości czarnych. (Dyskusyjną sprawą jest to, czy poczucie wartości czarnych jest rzeczywiście niskie. Wiktor Gecas, socjolog związany z Washington State University, w pracy z roku 1982 opublikowanej w "Annual Review of Sociology", dokonał przeglądu literatury dotyczącej tego problemu. Na zakończenie stwierdził: "Co się tyczy rasy, aktualne badania wykazały albo brak różnic między poziomem poczucia własnej wartości u białych i czarnych, albo to, że poczucie wartości Murzynów jest wyższe aniżeli białych".)

W tym rozdziale zamierzam podjąć dwa tematy: omówić różnice w poziomie inteligencji między białymi i czarnymi oraz szczegółowo zbadać kilka hipotez dotyczących źródeł tych różnic. W ostatnim rozdziale książki dowiodę także, że badanie tych zagadnień jest użyteczne i prawdopodobnie nieuchronne oraz że ma poważne implikacje polityczne.

Rozziew między wynikami białych i czarnych wynosi 15 punktów w wypadku testów Skali Inteligencji Wechslera oraz 18 punktów w Stanford-Binet Intelligence Scale. Oba testy są, oczywiście, tak znormalizowane, aby uzyskać średnią dla całej amerykańskiej populacji równą 100. Średnia dla białych jest nieco wyższa. Przy zastosowaniu punktacji Wechslera średnia białych i czarnych wynosi odpowiednio 102 i 87 punktów. W obu testach różnica między rasami (czarną i białą) jest równa niemal dokładnie wartości odchylenia standardowego (SD). Różnica taka była obserwowana od samego początku stosowania testów inteligencji.

Istotne różnice istnieją również w strukturze zdolności umysłowych czarnych i białych. Modelowe wyniki testów pokazują, że każda z grup przejawia uzdolnienia w innych dziedzinach. Analizując wartości średnie można zauważyć, że biali wypadają lepiej we wszystkich testach Skali Inteligencji Wechslera, przy czym stopień ich wyższości zmienia się w zależności od testu. Popatrzmy na to zagadnienie z innej strony. Jeśli wybierze się próbę losową czarnych i białych dzieci spośród tych, które osiągnęły wynik w okolicach 100 w Skali Inteligencji WISC-R *[Wechsler Intelligence Scale for Children - Revised opracowana w 1974 przez D. Wechslera] (tj. czarne dzieci w próbie były lepsze od średniej dla ich populacji), można by oczekiwać uzyskania istotnych różnic w sześciu spośród trzynastu testów. Przeciętne czarne dziecko byłoby lepsze w Arytmetyce oraz w Powtarzaniu Cyfr, przeciętne zaś białe dziecko - w Rozumieniu, Klockach, Porządkowaniu Obrazków oraz w Labiryntach.

Te różnice w wynikach testów mają jeden wspólny motyw o nazwie "czynnik g". Największy rozziew między wynikami pojawia się w tych zadaniach, które są najbardziej nasycone czynnikiem g, to znaczy, ogólnie rzecz biorąc, takich, które w największym stopniu wymagają myślenia i rozwiązywania problemów. "The Behavioral and Brain Sciences" z czerwca 1985 roku zawiera długie opracowanie Arthura Jensena, w którym autor analizuje jedenaście poważnych badań dotyczących różnic w II między czarnymi i białymi. Dane stanowiące podstawę analizy zostały zgromadzone po roku 1970 przez różnych badaczy w różnych przedziałach czasu. Wszystkie badania miały kilka elementów wspólnych. Wszystkie były prowadzone na dużych próbach pobranych z populacji, w każdym z nich analizowano szeroki wachlarz zdolności umysłowych, we wszystkich wreszcie uwzględniono porównania między czarnymi i białymi przeprowadzone dla różnych testów.

We wszystkich jedenastu badaniach Jensen odnalazł silną dodatnią korelację między rozstępem wyników testów u białych i czarnych a stopniem nasycenia danego testu czynnikiem g. W tym samym numerze "The Behavioral and Brain Sciences" zamieszczono komentarze do tych wniosków autorstwa 29 uczonych. Część z nich popierała, a część krytykowała wyniki analizy Jensena. Pewna liczba krytyków argumentowała, że błędem było samo podjęcie tematu różnic między rasami. Niektórzy uważali, że czynnik g jest abstrakcją bez znaczenia. Jednak większość zgodziła się, że faktycznie zachodzi silny i istotny w sensie statystycznym związek między inteligencją ogólną a stwierdzonym rozstępem wyników. Współczynnik korelacji, po dokonaniu właściwych poprawek, znacznie przewyższał wartość 0,60.

Innymi słowy, rozstęp II między czarnymi i białymi jest w dużej mierze wyrazem różnic w zdolności rozumowania i rozwiązywania problemów.

Wniosek powyższy nie był w roku 1985 odkryciem. Na długo przed tym, nim Jensen ukazał wkład czynnika g w wyjaśnianie różnic II między czarnymi i białymi, było powszechnie wiadomo, że różnice te są największe w wypadku badania zdolności abstrakcyjnego myślenia, nie tak duże w testach słownych, najmniejsze zaś w testach badających zdolność zapamiętywania i uczenia się na pamięć.

Skąd pochodzą te różnice? Dlaczego czarni i biali prezentują rozbieżne wzory wyników? Zaproponowano trzy sposoby odpowiedzi na te pytania.

Pierwszym uzasadnieniem jest stronniczość kulturowa (cultural bias). Jest to odpowiedź, którą inteligentny laik musiał najprawdopodobniej słyszeć przez całe życie: Murzyni wypadają gorzej, ponieważ testy były opracowane do badania białych dzieci z klasy średniej. Dla wielu Amerykanów takie wyjaśnienie gorszych wyników czarnych wydaje się intuicyjnie możliwe do przyjęcia. Było ono głównym tematem relacji środków masowego przekazu dotyczących rozziewu między rezultatami obu ras. W The IQ Controversy Mark Snyderman i Stanley Rothman składają sprawozdanie z doniesień na temat problemu II w głównych amerykańskich środkach przekazu. W jednej z części raportu omawiają przykłady pozytywnego i negatywnego stosunku do następującej opinii: "testy badające poziom inteligencji są kulturowo stronnicze (są głównie miarą odniesienia do kultury białej klasy średniej)". Snyderman i Rothman stwierdzają, że na przestrzeni piętnastu lat, poczynając od roku 1969, powyższa opinia spotkała się z pozytywną oceną: 24-krotnie w publikacjach "New York Times", 12-krotnie w "Washington Post", 3-krotnie w "Wall Street Journal", 15-krotnie w telewizyjnych magazynach informacyjnych oraz 9-krotnie w innych programach telewizyjnych - łącznie 63 pozycje informacyjne i publicystyczne uznające ideę "stronniczości kulturowej". Dla kontrastu, znaleziono tylko 3 artykuły polemizujące z tą opinią. (Odnotowano również 20 publikacji, w których bezstronnie omówiono oba punkty widzenia.)

Niektórzy naukowcy także popierali wyjaśnienia opierające się na argumencie "stronniczości kulturowej". Jednym z nich był David C. McClelland z Harvardu, który rozwinął ten temat w silnie opiniotwórczym artykule Testing for Competence Rather Than 'Intelligence' opublikowanym w "American Psychologist". Autor pisał m.in.: "Testy stanowią bardzo skuteczne narzędzie do eliminowania Murzynów, hiszpańskojęzycznych Amerykanów i innych kandydatów do college'ów, którzy wywodzą się z mniejszości etnicznych". McClelland dodał również, że testy podobne do testów II były "często krzywdzące dla tych, którzy nie mieli dostępu do kultury, do której strzegły one dostępu".

Wyjaśnianie różnic w inteligencji między białymi a czarnymi "kulturową stronniczością" jest nieuzasadnione, nie znajduje bowiem potwierdzenia w pewnych dających się zaobserwować faktach. Jak zauważono powyżej, pozostaje ono w sprzeczności z tym, że czarni wypadają względnie dobrze w obciążonych kulturowo testach słownych, natomiast w zadaniach kładących nacisk na zdolność abstrakcyjnego myślenia, które są faktycznie pozbawione treści kulturowej, uzyskują najgorsze wyniki.

Skłaniając się ku "stronniczości kulturowej" jako objaśnieniu rozziewu wyników białych i czarnych, miesza się ze sobą dwa odrębne pytania: 1) czy czarni uczestniczący w badaniach testowych przystępują do nich z tymi samymi atutami co biali? 2) czy testy prognozują wydajność pracy równie dobrze u białych, jak i u czarnych? Odpowiedź na pytanie 1. brzmi: oczywiście nie. Czarni, ujmując rzecz średnio, są rzeczywiście upośledzeni w porównaniu z białymi (tak jak biała biedota jest upośledzona w porównaniu z białą klasą średnią). Zazwyczaj dzieci murzyńskie (oraz dzieci białych biedaków) dorastają w rodzinach, gdzie wykształceni rodzice zdarzają się rzadko, uczęszczają do gorszych szkół, mają w domu niewiele książek itd. Jednakże ten niedostatek kulturowych atutów, który pozwala wytłumaczyć słabsze wyniki uzyskiwane podczas badań testowych przez czarnych, nie oznacza, że badania te są w stosunku do nich stronnicze.

Probierzem stronniczości jest jednak moc prognostyczna testu. Pytaniem krytycznym jest więc pytanie numer 2. Badanie II byłoby bardzo stronnicze, jeśli w jego efekcie uzyskiwano by wyniki, które znaczyłyby różne rzeczy dla różnych grup. W rzeczywistości nie ma to jednak miejsca. Testy II w zasadzie funkcjonują równie dobrze prognozując przydatność białych, jak i czarnych. Każdy otrzymany wynik pozwala przewidywać z tym samym skutkiem dla każdej rasy. Jeśli już, to testy wykazują lekkie odchylenie na korzyść czarnych, tzn. ich przydatność zawodowa jest odrobinę przeszacowana.

To przeszacowanie zostało odnotowane w badaniu z 1982 roku przeprowadzonym przez National Research Council (NRC). Ośrodek ten - agenda Narodowej Akademii Nauk - przyjrzał się z bliska kwestii nieprzychylnego "nastawienia" testu w stosunku do czarnych i w zasadzie stwierdził, że taki problem w ogóle nie istnieje. (Konkluzja ta odnosi się do testów umysłowych, włączając w to testy II, lecz nie ograniczając się jedynie do nich.) Pisząc o równaniach stosowanych do przełożenia punktowego rezultatu testu na prognozę przydatności, NRC stwierdził:

"Tendencja do zawyżania przewidywanych wyników w stosunku do ich rzeczywistej wartości jest nieco większa w wypadku czarnych uczniów z lepszymi wynikami [...] Rezultaty badań przeprowadzonych na wydziałach prawa są w zasadzie zgodne z rezultatami otrzymanymi na studiach I stopnia".

NRC znalazł podobny wzorzec, gdy zajął się testami badającymi zdolności umysłowe, stosowanymi do przewidywania przydatności w prywatnych firmach i w lotnictwie. W podsumowaniu można przeczytać:

"Wyniki te nie potwierdzają opinii, że tradycyjne wykorzystanie rezultatów testu w równaniu prognostycznym daje prognozy dla czarnych, które systematycznie zaniżają ich rzeczywistą przydatność zawodową. Jeśli już, to istnieją wskaźniki odwrotnego zjawiska [...]".

W tym miejscu przechodzimy do pewnej intrygującej informacji. Ekspertów ankietowanych przez Snydermana i Rothmana zapytano, czy myślą, że rozziew między rezultatami testów II u białych i czarnych wynika z kulturowej stronniczości badań. Z pytania jasno wynikało, że zarzut braku bezstronności odnosi się do mocy prognostycznej testu: "Do jakiego stopnia średni wynik czarnoskórego Amerykanina jest zaniżony w stosunku do faktycznego poziomu jego uzdolnień, rzekomo mierzonych przez dany test?" Ekspertów poproszono o wybranie cyfry od 1 do 4, przy czym przypisano im następujące znaczenia:

1 - testy były bezstronne lub stronnicze w stopniu nieistotnym,

2 - testy były nieznacznie stronnicze,

3 - testy były umiarkowanie stronnicze,

4 - testy były w najwyższym stopniu stronnicze.

Średnia wyciągnięta z odpowiedzi ekspertów dała wartość 2,12. Innymi słowy, uznali oni, że badania były "nieznacznie stronnicze".

Należy jasno stwierdzić, że ocena "nieznacznie stronnicze" nie oznacza całkowitego odrzucenia testów. Jest to bardzo odległe od ostatecznego uznania badań II za nieodpowiednie, co niemal codziennie proponują nieproszeni kibice sporu o iloraz inteligencji. Jednak taka ocena każe postawić pytania. Jak to się stało, że znacząca liczba ekspertów wyraźnie stwierdziła, iż w wypadku czarnych testy te nie przewidują ich przydatności zawodowej równie dobrze, jak ma to miejsce w wypadku białych? Dlaczego w środowisku akademickim, aż rojącym się od naukowców, którzy chcieliby udowodnić stronniczość testów - a żadnemu się to nie udało, nawet Akademii Nauk, która miała je "wykosić" w badaniu podjętym w roku 1982 - tak wielu ekspertów głosowało za oceną "nieznacznie stronnicze"?

Snyderman i Rothman sami byli wyraźnie nieco zaskoczeni takim wynikiem badania. Stwierdzili jednak, że opinia w sprawie stronniczości kulturowej testu miała dodatkowo element polityczny. Jeśli chodzi o większość postawionych problemów, polityczne poglądy ekspertów (czego dowiodły odpowiedzi na blok pytań dotyczących wartości społecznych) nie wpłynęły, jak się wydaje, na przedstawione przez nich wnioski. Jednakże w wypadku kilku pytań najbardziej politycznie drażliwych, szczególnie dotyczących różnic grupowych, pojawiły się zauważalne rozbieżności w odpowiedziach ekspertów liberalnych i konserwatywnych. Snyderman i Rothman zdają się uważać, że gdy wszystko wiadomo, liberalni eksperci stawiają poglądy polityczne przed dowodami. Badacze formułują to następująco: "Wydaje się nam, że opinie ekspertów odnoszące się do kwestii dotyczących różnic grupowych są związane z ich poglądami politycznymi. Ten dylemat [...] pomiędzy danymi odnoszącymi się do różnic grupowych a przekonaniami politycznymi, który napotykają badacze, musi być większy w wypadku psychologów liberalnych aniżeli konserwatywnych, gdyż ci ostatni mogą być bardziej skłonni do przedkładania wydajności nad jakość wyników".

Mówiąc krótko: eksperci o poglądach bardziej liberalnych czują się w obowiązku zlekceważyć dowód, który uczeni z Akademii Nauk uznali za nieodparty.

Nikt tutaj nie miał zamiaru sugerować, że stronniczość kulturowa nie stanowi problemu. Problem ten w istocie uporczywie powraca w badaniu II, lecz dotyczy głównie testowanych osób wywodzących się z domów, w których nie mówi się po angielsku. Istnieje wiele dobrze udokumentowanych przypadków dzieci z rodzin chińskich lub latynoskich, których II znacznie wzrosły, gdy były badane w swoim ojczystym języku lub poddawane - zamiast WISC - jakiemuś testowi, powiedzmy "culture-fair" *[W sprawie tzw. neutralnych kulturowo i zredukowanych kulturowo testów inteligencji por. Matczak A. (1994) Diagnoza intelektu, Warszawa, Wyd. Instytutu Psychologii PAN, s. 17-26; Kostrzewski J. (1990) Testy inteligencji culture-fair, w: A. Ciechanowicz (red.) Kulturowa adaptacja testów, s. 49-58, Warszawa, Laboratorium Technik Diagnostycznych PTP.], takiemu jak Test Matryc Ravena. Test ten z natury rzeczy nie wymaga sprawności w posługiwaniu się językiem (polega bowiem na rozwiązywaniu zadań wymagających myślenia, bazujących na abstrakcyjnych figurach i konstrukcjach).

Czarnoskóre dzieci nie poprawiają swoich wyników, gdy podda się je dodatkowo testom "fair" pod względem kulturowym; jeśli pojawia się jakaś różnica - to na gorsze. Niektórzy psychologowie postawili hipotezę, że czarni wypadliby lepiej, gdyby byli badani przy użyciu "czarnego" angielskiego, szczególnie w tych fragmentach testów, które wymagają słownego porozumiewania się z osobą przeprowadzającą badanie. Hipoteza ta nie znalazła potwierdzenia w przeprowadzonych eksperymentach. Wyniki testowe wskazują, że średnio rzecz biorąc czarne dzieci wypadają tak samo, gdy są testowane w języku angielskim, jak i wówczas, gdy używa się dialektów i specjalnego słownictwa typowego dla "czarnego" angielskiego *[Jensen, w: Straight Talk, str. 138 pisze: "Werbalne testy przeprowadzane indywidualnie, które są silnie uzależnione od tego, czy badany rozumie badającego, jak np. Stanford-Binet Intelligence Scalę, przetłumaczono na angielski, którym posługują się czarni. Przebadano nimi czarne dzieci, przy czym badającymi byli czarni, dobrze znający ten dialekt. Wyniki dzieci nie różniły się od tych, jakie uzyskiwały one w testach przeprowadzonych w standardowym angielskim".].

Drugie popularne wyjaśnienie rozziewu wyników uzyskiwanych w testach przez czarnych i białych sprowadza się do tego, że jest on odzwierciedleniem różnic środowiskowych. W wyjaśnieniu tym jest na pewno element prawdy. Mimo nie kończących się sporów dotyczących skali tego zjawiska, jest oczywiste, że środowisko w pewnym stopniu wpływa na II. Poza dyskusją jest także fakt, że w porównaniu z białymi czarni są, średnio rzecz biorąc, upośledzeni pod względem środowiska. Tak więc uzasadnione jest przypuszczenie, że opisany powyżej rozziew rezultatów jest po części, a być może nawet w całości, spowodowany niekorzystnym środowiskiem.

Pewien pomysłowy dowód istnienia takiej zależności został przedstawiony, o dziwo, przez Arthura Jensena. Napisałem "o dziwo", ponieważ uważa się (i słusznie), że Jensen minimalizował wpływ środowiska na poziom inteligencji. W swoim rozumowaniu uwzględnia on jednak kilka czynników wpływu środowiska, których istnienie udowodnił doświadczalnie w końcu lat siedemdziesiątych. Dokonał tego poprzez gromadzenie wyników testów przeprowadzanych w szkołach rolniczej Georgii, na obszarze, gdzie - wydaje się to oczywiste - czarni są szczególnie dotkliwie upośledzeni, i to zarówno w sensie ekonomicznym, jak i edukacyjnym. Wartość średnia II otrzymana dla próby losowej czarnych wynosiła tu tylko 71, znacznie poniżej średniej dla czarnoskórych Amerykanów (około 85).

Ta czternastopunktowa różnica sama w sobie nie mówi niczego o wpływie czynników środowiskowych. W zasadzie te 14 punktów można w całości wytłumaczyć warunkami dziedzicznymi (lokalna populacja czarnych mogła na przykład po prostu nie mieć genetycznych powiązań z Murzynami mieszkającymi gdzie indziej). Prawdziwy wpływ środowiska ukazują inne dane: różnice w wynikach - w ramach próby czarnych wybranej przez Jensena - pomiędzy starszym a młodszym rodzeństwem. Młodsze dzieci mają bowiem znacząco wyższy II niż ich starsi bracia i siostry. Średnia różnica wynosi 3,31 punktu. Może to tylko oznaczać, że czarnoskóre dzieci z wiekiem dotyka "kumulujący się deficyt" zdolności umysłowych. Osiągają coraz gorsze wyniki na skutek biedy i słabego poziomu nauczania w szkole. Porównywalny deficyt nie istnieje w wypadku białych rodzeństw z próby losowej Jensena, który zauważył także, iż nie udało mu się wykryć jakiegokolwiek znaczącego kumulującego się deficytu wśród dzieci pochodzących z lepiej sytuowanych rodzin murzyńskich - uczniów względnie dobrych szkół kalifornijskich.

Tak więc wpływ czynników środowiskowych istnieje naprawdę. Znaczące różnice społeczne muszą tłumaczyć w pewnym stopniu rozziew II białych i czarnych. Nie wyjaśniają jednak wszystkiego.

Przejdziemy teraz do nieco kłopotliwej matematyki. Wszyscy zgadzają się co do tego, że środowisko białych jest korzystniejsze niż środowisko czarnych. Średnio rzecz biorąc, biali dorastają w rodzinach o wyższych dochodach, mają rodziców o wyższym poziomie wykształcenia, wykonujących bardziej prestiżowe zawody. Okazuje się jednak, że czynniki te wpływają na różnicę w II tylko w niewielkim stopniu. Gdyby nie uwzględniać ich w analizie, to znaczy, gdyby brać pod uwagę tylko białych i czarnych statystycznie podobnych pod względem wyżej omówionych czynników, wówczas zmniejszyłoby się różnicę II jedynie z 15 do 10 lub 12 punktów.

A oto inna zniechęcająca możliwość: najpełniejszą miarą czynników środowiskowych jest tzw. status społeczno-ekonomiczny (SES). Uwzględnia on większość z wyżej wymienionych elementów. Jednakże testy przeprowadzane na czarnych i białych dzieciach o różnym statusie wykazywały dość regularnie, że białe dzieci z rodzin o niskim SES uzyskiwały tyle samo punktów, co czarne dzieci z rodzin o wysokim SES. Podobny obraz wyłania się z analizy danych Scholastic Aptitude Test (SAT). Dane z roku 1992 (bazujące na rozkładach udostępnionych przez Educational Testing Service) wskazują, że czarni uczniowie z rodzin o najwyższym poziomie dochodów (ponad 70 000 $ rocznie) uzyskują nieco niższą punktację od białych uczniów pochodzących z rodzin o najniższych dochodach (poniżej 20 000 $ rocznie). Jeśli połączyć punktację testów zadaniowych i rachunkowych dla obu grup, okazuje się, że czarni uczniowie z bogatych rodzin osiągają wartość średnią równą 862, biali zaś uczniowie z rodzin biednych - 869; czarni uczniowie, których rodzice legitymowali się dyplomem ukończenia szkoły wyższej - wartość średnią równą 786, natomiast biali uczniowie, których rodzice nie ukończyli szkoły średniej - wartość średnią równą 794.

Te szczegóły nie wyczerpują dowodów na istnienie wpływu czynnika środowiskowego, w zasadzie jednak ciągle wydaje się możliwe, że cały lub niemal cały rozziew poziomu inteligencji u białych i czarnych można by przypisać działaniu innych czynników środowiskowych, nie ujawnionych przez standardowe dane socjologiczne. Czynniki te przyjmuje się określać mianem czynnika X. Czynnik X jest czymś, czego nikt nie potrafi określić ilościowo lub nawet jasno opisać, jednak przychodzi on wraz z doświadczeniem bycia czarnym w Ameryce: czyni takie doświadczenie jedynym i całkowicie nieporównywalnym z życiem prowadzonym przez białych. Podkopuje on trafność tych wszystkich współczynników korelacji, które wykazują jedynie ograniczony wpływ środowiska na powstanie różnicy poziomu inteligencji między czarną a białą rasą. I w pewien sposób, którego nikt nie potrafi w pełni wyjaśnić, czynnik X ma działanie ograniczające zdolności umysłowe.

Czy istnieje jakiś czynnik X, który tłumaczy ten rozziew wyników? Wielu - a być może większość - naukowców uważa tę propozycję za nadmiernie tajemniczą i zgodnie skłania się ku trzeciemu wyjaśnieniu, mówiącemu, że omawiany rozziew wywołuje czynnik genetyczny.

Tę możliwość, że różnica między poziomem inteligencji białych i czarnych może mieć komponent genetyczny, trudno poddać dyskusji publicznej. W czasie, gdy coraz trudniej, szczególnie w środowiskach akademickich - miejscu zamieszkania wielu ekspertów - oprzeć się naciskom, aby postępować "politycznie bez zarzutu", sugestia, że rozziew wyników w pewnym stopniu wynika z wpływu czynnika genetycznego, jest deklaracją tak politycznie niestosowną, jak to tylko możliwe. Jednakże należy sobie przynajmniej powiedzieć, że choć trudno rozstrzygnąć ten problem definitywnie, takie stwierdzenie jest nieźle udokumentowane.

W zasadzie kwestia wpływu czynnika genetycznego na różnicę II u białych i czarnych mogłaby być rozstrzygnięta. Przypuśćmy, że jakieś superistoty z innej planety wylądowały na Ziemi i poddały ludzi tak silnej kontroli, jaką naukowcy stosują obecnie wobec szczurów laboratoryjnych. Jeśli już fantazjujemy, przypuśćmy, że pozaziemscy przybysze zainteresowaliby się źródłem różnicy II białych i czarnych. Nie mieliby trudności w wymyśleniu doświadczeń w celu dotarcia do prawdy w tej kwestii. Mogliby wziąć losowo wybrane grupy białych i czarnych i ściśle kontrolować ich środowiska. Zaaranżowaliby w celach eksperymentalnych hodowlę w ramach każdej z grup oraz krzyżowanie się pomiędzy grupami, po czym zbadaliby poziom inteligencji w trzech grupach potomków - ogólnie rzecz biorąc, nie napotkaliby więcej przeszkód niż psychologowie hodujący szczury dobre (lub złe) w odnajdywaniu właściwych dróg w labiryntach. Na szczęście lądowanie superistoty nie jest oczekiwane w najbliższym czasie.

Być może niektórzy czytelnicy dziwią się, dlaczego tak wiele czasu zajęło uznanie za możliwy wpływu czynnika genetycznego na różnicę II między rasami, jeśli już ustaliliśmy, że niemal każdy zgadza się uznać istnienie pewnego elementu dziedzicznego wpływającego na poziom inteligencji. Jednakże ta powszechna zgoda dotyczy dziedziczności w obrębie grup. Równania regresji używane w celu pokazania wpływu zmian dochodów rodzinnych, wychowania itp. na II wymagają, aby pozostałe czynniki środowiskowe pozostawały stałe. Równania te nie mogą być stosowane, jeśli istnieje ryzyko tak ogromnej nieporównywalności, jak w przypadku czynnika X. Można więc podsumować, że nikt nie wie, jak zmierzyć odziedziczalność między grupami, których wyjściowe środowiska mogą być nieporównywalne.

Nie oznacza to wcale, że czynnik genetyczny nie ma wpływu na różnice II białych i czarnych. Wskazuje tylko, że nie można go pokazać przy użyciu tradycyjnych metod. Bardzo wielu ekspertów spośród wymienionych przez Snydermana i Rothmana (45%) oraz nieznaczna większość (52%) naukowców, którzy wyrazili swoją opinię w rozważanej kwestii, stwierdziła, że wierzy w istnienie czynnika dziedzicznego odpowiedzialnego za różnice poziomu inteligencji między rasami. (Nie proszono ich o oszacowanie jego rozmiarów.) Tylko 15% spośród pytanych o opinię sądziło, że jedynym źródłem rozziewu jest czynnik środowiskowy. Tylko 1 % naukowców stwierdził, że jedynie odpowiedzialny jest czynnik genetyczny. Pozostali odpowiedzieli, że nie sądzą, aby istniały wystarczające dane do uzasadnienia jakiejkolwiek rozsądnej opinii. Snyderman i Rothman skomentowali powyższe z pewnym zdumieniem.

Stwierdzili oni, że w świetle przytłaczająco negatywnej reakcji, z jaką spotkała się wypowiedź Jensena dotycząca rozważanej hipotezy, i to zarówno środowiska akademickiego, jak i opinii publicznej, godne uwagi jest to, że większość ekspertów odpowiadających na powyższe pytanie, stwierdziła, iż wierzy w istotny wpływ uwarunkowań genetycznych na różnice poziomu inteligencji czarnych i białych. Albo opinia ekspertów zmieniła się dramatycznie od roku 1969 (gdy została opublikowana wypowiedź Jensena), albo środowiska psychologów i pedagogów nie ujawniają swoich poglądów opinii publicznej.

Nietrudno zrozumieć niektóre przyczyny wiary większości ekspertów we wpływ czynnika genetycznego na rozziew II między czarnymi i białymi. Jeden powód polega na tym, że różnica między obiema rasami daje się zauważyć w bardzo młodym wieku, gdy, przypuszczalnie, czynniki środowiskowe nie zdążyły w pełni zadziałać. W wypadku Skali Inteligencji WISC-R różnica poziomu II między czarnymi i białymi pięcioletnimi dziećmi wynosi 15 punktów.

Prawdopodobnie jednak główną przyczyną zbiorowej zgody ekspertów jest fakt, że różnica ta nie zmniejszyła się w dobie desegregacji rasowej. Przynajmniej tak się wydaje. Jeśli w rzeczywistości różnica ta nie zmalała, można by uznać, że jest to dowód, iż wpływ czynników środowiskowych na różnicę poziomu II znacznie przeceniano. Cokolwiek myślałoby się na temat nasilenia uprzedzeń rasowych w dzisiejszej Ameryce, trudno byłoby twierdzić, że utrzymują się one na poziomie z lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Warunki życia czarnych poprawiły się bardziej niż warunki życia białych. Pięćdziesiąt lat temu Murzyni nie mieli pełnej swobody w wyborze miejsca zamieszkania i wykonywanego zawodu, żyli w wiejskiej biedzie i byli skazani na oddzielne i gorsze szkoły. Jak dotychczas, brak jest wyraźnych symptomów wskazujących na zmniejszanie się rozziewu II na skutek zredukowania lub całkowitego wyeliminowania tych przeszkód.

Aby było jasne, wypowiedzi na temat tendencji zróżnicowania w poziomie II czarnych i białych są nieco nieścisłe. Nie wszystkie dane są tak aktualne, jak być powinny, nie zawsze też są ze sobą spójne.

Obszernego, względnie aktualnego i reprezentatywnego materiału badawczego dostarczył przeprowadzony w roku 1980 program zatytułowany "Przekrój młodzieży amerykańskiej", administrowany przez National Opinion Research Center z University of Chicago. Próbę losową stanowiło 12 000 młodych ludzi w wieku 15-23 lat. Zostali oni zbadani za pomocą Armed Services Vocational Aptitude Battery (ASVAB). Wyniki zostały opublikowane w pracy Advantage and Disadvantage: A Profile of American Youth, napisanej przez Darella Bocha z University of Chicago i Elsie G.J. Moore z Arizona State University. Autorzy odnotowują z widoczną konsternacją i zakłopotaniem - "biorąc pod uwagę znaczną ilość czasu, energii i środków skoncentrowanych na tym zagadnieniu" - że rezultaty uzyskane przez czarnych w testach w dalszym ciągu odstają od wyników białych w stopniu analogicznym jak w roku 1966, tj. o wartość równą w przybliżeniu jednemu odchyleniu standardowemu.

Z drugiej strony, różnica między czarnymi i białymi w wynikach testu SAT wyraźnie zmalała w ostatnim czasie. W latach 1978-1992 w części opartej na zadaniach słownych i rachunkowych różnica wyników obu ras zmniejszyła się o 20%: z 245 do 196 punktów. Poprawę wyników czarnych w SAT zanotowano w okresie, gdy wzrosła liczba testowanych przedstawicieli tej rasy zarówno w liczbach bezwzględnych, jak i w stosunku do ogólnej liczby badanych. Wzrost ten wskazuje z całą mocą, że lepsze wyniki czarnych są "faktyczne" - znaczy to, że nie wynikają z tego, iż ich testowana populacja stała się bardziej wyselekcjonowana.

Cóż zrobić z tymi rozbieżnymi wynikami badań? Oto jedna z możliwych interpretacji: czarna klasa średnia, której dzieci są najmocniej reprezentowane wśród czarnoskórych Amerykanów poddawanych SAT, istotnie skorzystała w efekcie desegregacji rasowej, jednakże ogólny obraz rasy czarnej nieustannie się pogarsza za sprawą stale rozszerzającej się klasy najuboższej.

Amerykanie martwią się przede wszystkim istnieniem różnicy w poziomie inteligencji czarnych i białych, lecz do zwiększenia się niepokoju przyczynia się myśl, że różnica ta może mieć podłoże genetyczne. Utożsamiają ją z innym stwierdzeniem, a mianowicie, że czarni są "z urodzenia gorsi", które określają jako rasistowskie i ze zrozumiałych względów go nie akceptują.

W rzeczywistości wytłumaczenie istnienia rozziewu (a ujmując rzecz bardziej precyzyjnie - pewnej jego części) w wynikach wpływem czynnika genetycznego wcale nie wskazuje, że różnica II białych i czarnych jest z góry postanowiona. Myśl, która kryje się za hipotezą genetyczną, sprowadza się do tego, że każda grupa rasowa - każda pula genów - musi zwiększać lub zmniejszać swoją średnią wartość II w zależności od tego, jakie jej reprezentanci stworzą rodziny. Jeśli w danej grupie udział dzieci rodziców o wyższym II jest ponadproporcjonalny, wówczas wartość średnia II grupy będzie z czasem wzrastać, i odwrotnie. Gdyby stanowczo stwierdzono, że na różnicę II między rasami wpływa czynnik dziedziczny, wynikałoby z tego tylko to, że w dawnych pokoleniach średni stosunek urodzeń z wysokim II do urodzeń z niskim II był u białych korzystniejszy niż u czarnych. W zasadzie wzorce te mogą zostać pewnego dnia odwrócone; w hipotezie genetycznej nie ma niczego, co wykluczałoby możliwość zrównania II ras czarnej i białej lub możliwość dominacji intelektualnej rasy czarnej.

Niestety, w aktualnych danych dotyczących populacji nie ma oznak, które wskazywałyby na wzrost poziomu II wśród czarnych wywołany czynnikami genetycznymi. W odniesieniu do obu ras w Ameryce płodność jest ujemnie skorelowana z poziomem inteligencji, przy czym tendencja ta jest nieco silniejsza w przypadku czarnych. Daniel Vining Jr, demograf zatrudniony w University of Pennsylvania Population Research Center, opublikował w czasopiśmie "Intelligence" oceny odpowiednich korelacji pomiędzy II i żywymi urodzeniami dla kobiet amerykańskich w latach siedemdziesiątych. Jeśli chodzi o białe kobiety w przedziale wieku 25-34 lata, odpowiedni współczynnik korelacji wynosił 0,18. Natomiast dla czarnoskórych kobiet w tym samym wieku wyniósł on 0,20.

Wracając teraz do postawionego wcześniej pytania: czy naukowcy powinni badać te zagadnienia? W pewnym sensie jest zadziwiające, że pytanie to trzeba traktować poważnie. Nie tak dawno tradycja wolności przy formułowaniu zadań badawczych wydawała się niezbywalnym prawem środowisk akademickich. Wydziałowe kredo w New School for Social Research zawiera sformułowanie, które niegdyś naukowcy wszędzie uznali za ogólnie obowiązującą zasadę: "nikt nie może być dobrym nauczycielem, a nawet nie powinien w ogóle uczyć, jeśli nie jest gotowy poszukiwać prawdy wszędzie tam, gdzie może się ona znajdować". Powinienem się przyznać, że spotkałem ten cytat w Amerykańskim Towarzystwie Psychologicznym, przysłuchując się debacie nad celowością dyskutowania o różnicy w poziomie inteligencji białych i czarnych. Jeden z jej uczestników, Robert Proctor z New School, był przeciwny wszelkim formom dyskusji. Inny uczestnik zebrania, Robert A. Gordon z Johns Hopkins, polemizując z Proctorem, przytoczył wówczas tę sentencję.

Stwierdziłem powyżej, że według mnie badania nad różnicami poziomu inteligencji ras czarnej i białej są użyteczne i prawdopodobnie niemożliwe do powstrzymania. U podstaw tej opinii leży całkiem proste pytanie: Jak można nie badać zagadnień, które są nierozerwalnie związane z wielkimi problemami polityki społecznej?

Za: niniwa22.cba.pl