W rozdziale trzecim napotykamy mniejsze zagęszczenie herezji i cenzur aniżeli w rozdziale poprzednim, następuje tutaj tymniemniej powtarzanie, drążenie i pogłębianie twierdzeń godzących niewprost w depositum fidei najwyraźniej po to, by się czytelnikowi oczytały, skoro decies repetita placebunt – „rzeczy dziesięciokrotnie powtarzane zaczynają się podobać”, jak to ujął Seneca.

Kerygmat czyli cyrcyteryzm lub mętność pojęć

Na początku trzeciego rozdziału uderza, podobnie jak w całym pontyfikacie Franciszka jego antyteologiczne, antyracjonalne i oczywiście antytradycyjne nastawienie. Tam, gdzie brak logicznych i teologicznych argumentów wprowadzane są słodkawe emocje.[1] Pisaliśmy już o tej cesze posoborowej teologii krytykując ją, a jest to cecha, w której papież Franciszek i jego ghost writer arcybiskup Fernandez[2] przodują.

I tak w punkcie 58 Amoris laetitia dowiadujemy się, że:

a »cała formacja chrześcijańska jest przede wszystkim pogłębieniem kerygmy«”[3][53].

Przy słowie „kerygma” piszącemu te słowa robi się niedobrze, bo nasłuchał się tego słowa- wytrychu u na oazach, u protestantów, u charyzmatyków, na studiach, od różnego rodzaju animatorów i zawsze w rozumieniu antyteologicznym:

Po co nam, ta „wyrozumowana” teologia? Liczy się „,kerygma”, czyli proste przepowiadanie prawd Ewangelii. Wicie, rozumicie.

Co znaczy na poziomie egzystancjalnym mówiącego:

Ja nie mam o tym zielonego pojęcia, więc i wy niczego wiedzieć nie będziecie.

I dokładnie tak, po zieloświątkowemu-protestancku pojmuje termin „kerygma” sam papież Franciszek, cytując w tym miejscu samego siebie, bo na katolickie poparcie tego rodzaju twierdzeń szans nie ma. Warto by się zastanowić, czy pojęcie „kerygmy”, a nie kerygmatu, w ogóle w przedsoborowych dokumentach Magisterium występuje? Sprawdzenie indeksów Denzingera mówi, że nie występuje i nam się wydaje, że jest to pojęcie nowe, bo jaka jest różnica pomiędzy „kerygmą”, a teologią? Skoro jest jedna, to druga wydaje się zbędna. Czy Kościół zatem do Evangelium gaudii lub Amoris laetitia Franciszka „kerygmy” nie głosił? Najwyraźnie tego nie czynił. W tym miejscu dodać trzeba, że nie zarzucamy Franciszkowi antyracjonalizmu, który jest mu obcy, bo niestey obcy mu nie jest, skoro cały pontyfikat Bergoglio jest głębowo antyracjonalny, aracjonalny,  antyteologiczny i ateologiczny. Papież Franciszek porzuca 2000 lat teologicznej argumentacji, która w swoim szczytowym okresie neotomizmu poprzedzającym Vat. II przypominała pod względem elegancji gotycką katedrę na rzecz bełkotu. I tak w punkcie 59 Amoris Laetitia czytamy:

  1. Nasza nauka o małżeństwie i rodzinie musi nieustannie inspirować się i zmieniać w świetle tego orędzia miłości i czułości, aby nie stała się jedynie  obroną jakiejś zimnej i nieżyciowej doktryny.

A co z uprzednią, przedsoborową lub nawet przedfranciszkową nauką o małżeństwie i rodzinie? Nie obowiązuje już? A dlaczego nauka ma się „nieustannie zmieniać”? Nie ma nic pewnego? Aha, ma się zmieniać po to:

„ […] aby nie stała się jedynie  obroną jakiejś zimnej i nieżyciowej doktryny.”

Przecież ręce opadają przy takich twierdzeniach godnych 17-letniego animatora oaz lub nawiedzonej studentki drugiego roku psychologii, którzy jeszcze nie zdążyli niczego w życiu przeczytać. Banały i komunały warte podwórkowych dyskusji przy piwie. Punkt 59 jest głoszeniem potępionego przez Magisterium ewolucjonizmu dogmatów[4] oraz podważeniem logiki dwuwartościowej, która jest podstawą wszelkiego racjonalnego myślenia, gdyż z logicznego punktu widzenia wypowiedź prawdziwa nie może stać się z czasem wypowiedzią fałszywą lub odwrotnie. Natomiast AL 59 twierdzi, iż

  1. Nauka o małżeństwie i rodzinie musi się zmieniać
  2. W świetle orędzia miłości i czułości.

Zatem nauka, czyli coś, co jest z samej definicji jasno określone i wewnętrznie niesprzeczne musi zmieniać się, czyli przypuszczalnie przechodzić od wartości logicznej „prawdziwy” do „fałszywy”, a czynić to w odniesienie do czegoś tak mglistego i nieokreślonego jak „orędzie miłości i czułości”. W wszystko po to, żeby „nauka” nie stała się „doktryną”, chociaż to jedno i to samo. Jest to filozoficznie rzecz ujmując czysty heraklityzm, czyli głoszenie zmienności wszystkiego, co prowadzi w prostej linii do całkowitego sceptycyzmu i oczywiście relatywizmu. Jeżeli bowiem absolutnie wszystko może zmienić swoją logiczną wartość, czyli stać się z prawdziwego fałszywe lub z fałszywego prawdziwe, to nie ma nic pewnego, w żadnej dziedzinie. Zatem treści Amoris Laetitia także za jakiś czas będą ewoluować lub jak mamy nadzieję, zostaną abrogowane i określone teologicznym dnem zwyczajnego nauczania papieża. Ręce opadają.

Precyzja języka a posoborowy cyrcyteryzm

Ponieważ czytają nas różni ludzie, chociaż nie napiszemy, że „od prostego robotnika począwszy, a na profesorze uniwersytetu skończywszy”, bo zakładamy, że jednak ani jeden ani drugi, toteż zdajemy sobie sprawę z tego, że niektóre terminy którymi się posługujemy w krytyce encykliki Amoris Laetitia jawią się różnym osobą jako jakaś niezrozumiała formuła, jak ta oddająca zasadę nieoznaczoności Heisenberga, która wygląda następująco:

Δx⋅Δpxh4π=/h[5]

Piękne to, naukowe i jakoś tajemnicze, ale nie wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi, chyba tylko o to, żeby się „niepotrzebną” wiedzą popisać tak, żeby „prosty człowiek z ludu”, a zwłaszcza „prosta kobieta z ludu” (koniecznie z różańcem i chustką na głowie) nie zrozumiała. Otóż teologia jest tak naprawdę nauką tak samo ścisłą i sformalizowaną jak fizyka, która korzysta z języka matematyki. W odróżnieniu od fizyki teologia opiera się w swoich zasadniczych założeniach na logice formalnej korzysta jednak z języka, który wygląda na język potoczny lub język literacki, chociaż takim nie jest. Jest językiem technicznym teologii. I dlatego do Soboru Watykańskiego II każdy teologiczny termin taki jak „Bóg”, „dusza”, „sakrament”, „zmartwychwstanie ciała” był tak naprawdę taką samą formułą jak np. h – stała Plancka, ponieważ za tymi teologicznymi terminami stały konkretne i niezmienne definicje tworzące spójny teologiczny system, które można było przeczytać w podręcznikach dogmatyki lub wydedukować z Denzingera.

Po Soborze mamy natomiast do czynienia ze zjawiskiem, które Romano Amerio wprowadzając własny neologizm nazywa cyrcyteryzmem (circiterismo), od łacińskiego circiter – „mniej więcej, circa”, określając za pomocą tego nowego słowa pojęcia niejasne, zmienne, ewoluujące i mgliste.[6] Niestety termin cyrcyteryzm nie pada w polskim tłumaczniu książki Amerio Iota unum,[7] która tłumaczona została niestety z francuskiego przekładu, a nie z włoskiego oryginału, dzięki czemu polski czytelnik znowu nie doczyta tego, co zagubione zostało w przekładzie. Ech! W cyrcyteryzmie chodzi zatem o mętność wyrażeń, o „wicie, rozumiecie, no jakoś tak z grubsza, pastoralnie”. Piszącemu te słowa przy wszelkich cyrcyteryzmach, a zwłaszcza teologiczno-posoborowo-„pastoralnych” otwiera się nóż w kieszeni i ma ochotę tłuc prelegenta Denzingerem i Summą teologiczną po głowie, co metaforycznie w dyskusjach też czyni. Cyrcyteryzmy, drodzy czytelnicy, świadczą zawsze o tym, że prelegent nie ma pojęcia o czym mówi, gdyż inaczej formułował by swoje tezy precyzyjnie. Ponieważ posoborowa teologia tworzona jest przeważnie przez niewierzących, dlatego cyrcyteryzmów w niej pełno, o czym świadczy dobitnie Amoris Laetitia. A tymczasem w teologii chodzi o podanie argumentów, także rozumowych, jak osiągnąć zbawienie wieczne, więc precyzja sformułowań jest jak najbardziej wskazana, skoro  za jej brak posiedzi się długo w czyśccu lub jeszcze niżej. I dlatego, wracając do AL określenie „orędzie o miłości i czułości” (AL 59), jest czystym nieteologicznym cyrcyteryzmem.

Seks „darem Bożym”?

W punkcie AL 61 czytamy:

  1. W przeciwieństwie do tych, którzy zabraniali małżeństwa, Nowy Testament uczy, że „wszystko, co Bóg stworzył, jest dobre, i niczego, co jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać” (1 Tm 4, 4). Małżeństwo jest „darem” od Boga (por. 1 Kor 7, 7). Jednocześnie, z powodu tej pozytywnej oceny duży nacisk kładziony jest na dbałość o ten dar Boży: „We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane” (Hbr 13, 4). Ten Boży dar obejmuje seksualność: „Nie unikajcie jedno drugiego” (1 Kor 7, 5).

Punkt ten zaczyna się od fałszywej przesłanki, jest zatem błędem logicznym petitio principii, gdyż w Starym Testamencie nikt naprawdę nikt małżeństwa nie zabraniał, nie czynili tego ani faryzeusze ani saduceusze ani też inni uczeni w Piśmie, z którymi polemizował Chrystus. Małżeństwo było powszechną normą, listy rozwodowe również. Zastosowanie cytatu „co jest spożywane z dziękczynieniem, nie należy odrzucać” (1 Tm 4, 4) do małżeństwa jest przynajmniej niestosowne, bo małżeństo to żaden pokarm, chyba że autor AL ma na myśli konsumpcję małżeństwa, która, jak wszyscy wiemy, także na czym innym polega. Określenie „dar” odnosi się w 1 Kor 7,7 do celibatu, a nie do małżeństwa, co ukazuje jego bliższy i dalszy kontekst. Św. Paweł pisze w swojej zachęcie do dziewictwa i celibatu (1 Kor 7, 1-40) zaczynającej się od słów:

„Co do spraw, o których pisaliście, to dobrze jest człowiekowi nie łączyć się z kobietą.” (1 Kor 7, 1)

Po czym następuje:

„Pragnąłbym, aby wszyscy byli jak i ja [to jest celibatariuszem Red.], lecz każdy otrzymuje własny dar od Boga: jeden taki [np. celibat], a drugi taki [np. języków].” (1 Kor 7,7)

Święty Paweł, od którego bierze początek Tradycja Kościoła, pisze o wyższości dziewictwa i celibatu nad małżeństwem, stwierdzając równocześnie, że nie każdy może w tym wytrwać i dlatego z wyrozumiałości zezwala na małżeństwo i seks w małżeństwie, skoro:

„Lecz jeśli nie potrafiliby zapanować nad sobą, niech wstępują w związki małżeńskie! Lepiej jest bowiem żyć w małżeństwie, niż płonąć.” (1 Kor 7, 9)

Czytając rozdział siódmy pierwszego listu do Koryntian naprawdę stwierdzić nie można, iż ukazuje on małżeństwo i seks jako „dar Boży”, jak twierdzi AL 61, jako rodzaj charyzmatu, a jedynie jako konieczność natury. I dlatego zdanie:

Ten Boży dar obejmuje seksualność: „Nie unikajcie jedno drugiego” (1 Kor 7, 5).

jest nie dość, ze wyrwane z kontekstu, to jeszcze fałszywe, gdyż AL 61 sugeruje, iż

  1. Seks jako dar Boży jest „powołaniem”
  2. Uprawianie seksu jest obowiązkiem religijnym, gdyż inaczej się ten „dar Boży” odrzuca.

A tymczasem cały kontekst, tj.1 Kor 7, 2-6 brzmi następująco:

„2 Ze względu jednak na niebezpieczeństwo rozpusty niech każdy ma swoją żonę, a każda swojego męża.

3 Mąż niech oddaje powinność [seksualną] żonie, podobnie też żona mężowi.

4 Żona nie rozporządza własnym ciałem, lecz jej mąż; podobnie też i mąż nie rozporządza własnym ciałem, ale żona.

5 Nie unikajcie [seksualnie] jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan.

 6 To, co mówię, pochodzi z wyrozumiałości, a nie z nakazu.”

W wersecie piątym (1 Kor 7,5) św. Paweł:

  1. Zezwala na powściągliwość seksualną w małżeństwie,
  2. W celu polepszenia swojego życia modlitewnego, które niestety zawsze zabrudza wyzwolona przez seks konkupiscencja,
  3. Sugerując, że to poprzez niewstrzemięźliwość (dia tēn akrasían), a nie poprzez wstrzemięźliwość, kusi szatan.

W 1 Kor 7,5 pojawia się termin akrasía oznaczający „wyuzdanie, niewstrzemięźliwość, itp.” stanowiący przeciwwagę do terminu enkráteia – „powściągliwość, czystość”, o której pisze św. Paweł. Zatem zezwolenie na uprawianie seksu w małżeństwie pochodzi z wyrozumiałości Apostoła wobec siły popędu seksualnego, a nie z nakazu religii, drodzy Państwo i drodzy Księża! Zatem seks w małżeństwie uprawiać można, ale nie trzeba i na pewno nie na okrągło i nie w celach uświęcenia siebie, współmałżonka lub wzajemnego, gdyż to właśnie poprzez wyuzdanie (akrasía), obecne także w niejednym małżeństwie, kusi szatan. Dlaczego? Ponieważ rozbudzeni seksualnie ludzie nie dość, że obniżają swoją wrażliwość duchową poprzez konkupiscensję, która popycha ich do grzechów, to jeszcze szukają ujścia dla zmysłów także poza własnym małżeństwem. Cudzołóstwo bierze się stąd, że pomiędzy ludźmi rozbudzonymi seksualnie, czyli małżonkami lub innymi, żar bucha, co pomiędzy celibatariuszami ma miejsce, jeśli w ogóle, to w dużo mniejszym zakresie. Niestety, ale prawie cała komunikacja między płciami ma kontekst sygnałów erotycznych i tak też jest odbierana. Sygnałów, których celibatariusz nie rozpoznaje, ani też świadomie lub podświadomie nie wysyła. Biorąc pod uwagę wszystko, co powyżej napisaliśmy, stwierdzić trzeba, że papież Franciszek jak każdy heretyk musi wypaczać Pismo Święte, by znaleźć w nim poparcie dla swoich tez, których tam po prostu nie ma. Naprawdę szczytem bezczelności i nawet bluźnierstwem jest dobieranie akurat siódmego rozdziału pierwszego listu do Koryntian dla poparcia tezy, że seks jest darem od Boga, a ludzie nie powinni się seksualnie unikać.

I dlatego AL 61 zasługuje na następujące cenzury:

Odnośnie treści samej wiary (doctrina ipsa)

  • Twierdzenie bliskie herezji (haeresi proxima)

Odnośnie sposobu przedstawiania prawd wiary (modum)

  • Twierdzenie wieloznaczne (aequivoca)
  • Twierdzenie niejasne (ambigua)
  • Twierdzenie zarozumiałe (praesumptuosa)
  • Twierdzenie oszukańcze (captiosa)
  • Twierdzenie podejrzane (suspecta)
  • Twierdzenie źle brzmiące (male sonans)
  • Twierdzenie obraźliwe dla uszu wiernych (piarum aurium offensiva)

Odnośnie skutków (effectum), które może wywrzeć na wiernych

  • Twierdzenie gorszące (scandalosa),
  • Twierdzenie buntownicze (seditiosa),
 
źródło: https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/2016/08/12/amoris-laetitia-zacheta-do-relatywizmu-15-rozdzial-iii-58-61-seks-nie-jest-darem-bozym-a-konsekwencja-natury/
 

[1] https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/2016/03/02/jak-rozpoznac-katolicka-sekte-4-cechy-sekt-i/https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/2015/07/17/kard-bona-21/ Patrz Zasłona dymna słodkawych emocji: https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/2016/04/28/amoris-laetitia-zacheta-do-relatywizmu-5-rozdzial-i-14-30-banaly-i-gnostycki-jad/

[2] http://www.katholisches.info/2016/05/25/amoris-laetitia-und-sein-schattenautor-victor-manuel-fernandez/http://chiesa.espresso.repubblica.it/articolo/1351303?eng=yhttp://www.novusordowatch.org/wire/francis-ghostwriter-kissing.htm

[3] Evangelium gaudii, 165: AAS 105 (2013), 1089.

[4] https://wobronietradycjiiwiary.wordpress.com/2015/12/23/sedewakantyzm-tradycja-nowinkarstwo-i-postep-w-teologii-6/

[5] http://scitechdaily.com/images/heisenberg-uncertainty-principle-equation.jpg Wersja dłuższa http://www.relativitycalculator.com/images/Heisenberg_Uncertainty_Principle/uncertainty_proton_position.png

[6] Czyni tak w niemieckim przekładzie swojego dzieła: Amerio, Romano, Iota unum. Eine Studie über die Veränderung in der katholischen Kirche im XX. Jahrhundert, Katholische Umschau 20112, 8 przypis 6.

[7] Por. Amerio, Romano, Iota unum. Analiza zmian w Kościele Katolickim, Antyk: Komorów 2011, 18, gdzie tego określenia i przypisu brak. Oj, nieładnie, nieładnie.