Barbara Sarapuk, która kierowała całą siecią podziemnych drukarni Solidarności Walczącej i wyszkoliła prawdziwą armię specjalistów konspiracyjnej poligrafii wspomina dziś, że w czasie przesłuchań oficerowie SB wyjątkowo często dopytywali się o młodego, niepozornego chłopaka.

- Kim jest ten Mariusz Mieszkalski? To chyba  jakiś niebezpieczny szaleniec? Skąd wy bierzecie takich wariatów, którzy już samym spojrzeniem chcieliby nas pozabijać?

Pierwszy raz SB Mariusza zgarnęło z ulicy nad ranem,  bez świadków. Przesłuchujący rozmowę zaczął od stwierdzenia:

- Nikt nie wie, że jesteś w naszych rękach…

Po czym wyjmuje pistolet, przeładowuje i przykłada do skroni ledwie osiemnastoletniego chłopaka. Naciska spust, daje się słyszeć chrzęst zamka. Esbek mówi:

- Cholera, nie uzupełniłem magazynka…

Niedoszły oprawca jest jednak przerażony bardziej od swej niedoszłej ofiary. Nastolatek ani przez moment nie pokazał po sobie nawet cienia strachu… Przeciwnie – po słowach esbeka patrzy na niego kpiąco. Jego twarz wyraża bezmiar pogardy. Oczy zdają się mówić:

- Myślałeś, że się przestraszę? Ja? No dalej – wkładaj amunicję do tej żałosnej pukawki!

Esbek już wie, że od tego nastolatka nie dowie się niczego. Mariusz trafia więc do celi. Szybko orientuje się, że współlokator jest kapusiem. Nie daje jednak po sobie nic poznać. Dopiero w nocy współwięźnia budzi regularny chrobot. Pyta:

- Co się dzieje?

W odpowiedzi widzi nad sobą uśmiechniętą twarz Mariusza:

- Nic takiego… Wiesz, przerabiam łyżkę na sztylet. Bo przecież gdyby tu był jakiś ubek – to trzeba by go zarżnąć, no nie?

Kapuś do rana nie zmruży już oka. Przed śniadaniem opuszcza celę, w której nigdy już się nie pojawi. A Mariusz spędzi w niej jeszcze kilka miesięcy. Po amnestii, ogłoszonej  z okazji 40 rocznicy PKWN, wychodzi na wolność. Jako jeden z ostatnich. Jakby na pożegnanie ze strony kilku esbeków pada zaprawione kpiną pytanie:

- A niech pan na koniec nam powie, panie Mieszkalski, jak to będzie, kiedy już wy obalicie obecne władze i będziecie rządzić? Będzie dla nas pluton egzekucyjny?

Paru esbeków parska śmiechem. Mariusz nie uśmiecha się ani przez chwilę. Przez kilka sekund mrozi ich wzrokiem i odpowiada głosem przepełnionym pewnością:

- Tak. Będzie. Ja nim będę dowodził.

Odpowiedzią jest cisza tak głucha, jakby wszyscy wstrzymali oddech. Podczas kolejnych aresztowań działaczy Solidarności Walczącej esbecy przywołują ten moment:

- Wy macie jakichś wariatów w strukturach! Ten gówniarz naprawdę nie żartował! On naprawdę najchętniej by nas pozabijał!

Mariusz Mieszkalski jest dziś pracownikiem Politechniki Wrocławskiej. Ma rodzinę, wspaniałe dzieci. Wszyscy znają go jako człowieka przyjaznego, życzliwego i nadzwyczaj spokojnego. Wspominając działalność w latach osiemdziesiątych często wraca do wątku, w którym uniknął aresztowania dzięki ostrzeżeniu ze strony przypadkowego patrolu milicji. Powtarza:

- Nie wszyscy oni byli żli. Ten nieznany mi milicjant, który mnie ostrzegł, naprawdę sięnarażał. Ale jeśli Jaruzelski wysłał wtedy przeciw nam czołgi – to my musieliśmy być co najmniej tak twardzi i zdecydowani, jak te czołgi. I jak prawdziwi wojownicy – całkiem serio, w każdej chwili,  gotowi do ofiary ze swojego młodego życia.

Po transformacji ustrojowej Mariusz Mieszkalskibył jednym z tysięcy zapomnianych działaczy Solidarności Walczącej – najbardziej ofiarnej organizacji podziemia lat osiemdziesiątych. Państwo polskie przypomniało sobie o nim dwa lata temu, kiedy został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. O takich ludziach i takich wydarzeniach opowiada znakomita książka Igora Janke pt. „Twierdza. Solidarność Walcząca – podziemna armia”.

Grażyna Ślęzak