Unijne sankcje gospodarcze wobec Rosji za destabilizowanie sytuacji na Ukrainie zostały oficjalnie przedłużone do końca lipca przyszłego roku. Wcześniejsza zgoda przywódców 28 państw w tej sprawie została formalnie zatwierdzona w ramach tak zwanej procedury pisemnej.

W poniedziałek do godziny 14 żaden kraj nie zgłosił zastrzeżeń. We wtorek decyzja ma ukazać się w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej.

Sankcje zakładają, że największe rosyjskie banki i firmy naftowe nadal będą miały ograniczony dostęp do rynków kapitałowych. Zakazana też będzie sprzedaż Rosjanom zaawansowanych technologii, w tym związanych z wydobyciem ropy ze złóż arktycznych, a także sprzętu podwójnego zastosowania, wykorzystywanego do celów cywilnych i wojskowych. Niezmiennie obowiązywać będzie również embargo na dostawy broni.

Unia Europejska podjęła decyzję o przedłużeniu sankcji, bo przeważyły argumenty tych, którzy uważali, że Bruksela nie powinna łagodzić stanowiska, dopóki porozumienie z Mińska o zawieszeniu broni na wschodzie Ukrainy nie zostanie w pełni wdrożone i respektowane przez wspieranych przez Rosję separatystów.

Zastrzeżenia zwolenników złagodzenia tonu wobec Moskwy zostały przyćmione przez oburzenie światowej opinii publicznej, wywołanie rosyjskimi nalotami w Syrii. Nie brak jednak głosów, że w przyszłym roku o jedność w Unii w tej sprawie będzie trudno.

Eksperci uważają, że wyłamać może się między innymi Francja, gdzie kandydaci w wyborach prezydenckich z szansą na zwycięstwo należą do zwolenników poprawy relacji z Rosją. Także Niemcom w kontekście budowy gazociągu Nord Stream 2 może na tym zależeć.

dam/IAR