Tomasz Wandas, Fronda.pl: Dlaczego mimo porozumienia PiS z PSL i Nowoczesną, PO nadal pozostaje nieugięta i nie wyraża woli poprawy sytuacji? 

Samuel Pereira: Grzegorz Schetyna poinformował, że nie widzi w zaistniałej sytuacji pola do porozumienia. Dlaczego tak jest? Sprawę dobrze ilustruje wypowiedź pani Moniki Rosy z Nowoczesnej.

Co takiego powiedziała?

Stwierdziła, że posłowie Nowoczesnej i Platformy Obywatelskiej nawet siedząc blisko siebie w trakcie okupacji Sejmu - komunikują się ze sobą poprzez Twittera.

Skąd ta zmiana retoryki Grzegorza Schetyny? Wcześniej dostawaliśmy informacje, że nie chciał on tego konfliktu, z tym, że zbuntowali się przeciwko niemu młodzi politycy PO.

Nieoficjalnie mówi się o tym, że młodzi politycy PO tacy jak Kinga Gajewska, Sławomir Nitras, Arkadiusz Myrcha czy Cezary Tomczyk, którzy są mocno sterowani przez Ewę Kopacz grozili Schetynie, że przejdą do Nowoczesnej. Ciężko powiedzieć ile jest w tym prawdy jednak na pewno za decyzją o radykalizacji przekazu stoją głównie młodzi politycy PO. Nie ulega wątpliwości, że Grzegorz Schetyna w pewnym sensie stał się zakładnikiem wewnątrz swojej partii. Z kolei posłowie „okupujący” i wpisywani w grafiki dyżurów są zakładnikami jego decyzji i decyzji Ryszarda Petru. W tym momencie pierwsza runda między Schetyną a Petru została wygrana przez lidera Nowoczesnej, który w odpowiednim momencie stwierdził – co nie trudno zauważyć - że Polacy na zaistniałą sytuację patrzą z rosnącym zażenowaniem.

Jak będzie rozwijać się sytuacja?

Ciężko dokładnie powiedzieć. Jarosław Kaczyński ogłosił, że we wtorek odbędzie się kolejne spotkanie liderów partii, na które ponownie zaprosił Grzegorza Schetynę. Pytanie co postanowi Grzegorz Schetyna.

Kto na tym sporze zyskuje a kto traci?

Zdecydowanie traci tzw. opozycja totalna: PO i Nowoczesna, a zyskuje obóz rządzący i bardziej umiarkowane partie opozycyjne, takie jak PSL i Kukiz’15. W tym momencie wydaje się, że największym przegranym będzie PO Grzegorza Schetyny, który trzy tygodnie temu chciał się spotkać z Jarosławem Kaczyńskim, a tym momencie odrzuca jakiekolwiek porozumienie. Wydaje mi się, że jest to decyzja niezrozumiała nawet dla wiernych wyborców Platformy.

W Ruchu Kukiza pojawiają się natomiast opinie, że to co ma teraz miejsce w polityce jest zapowiedzią powrotu Donalda Tuska do polskiej polityki. Czy myśli Pan, że coś w tym jest?

Z pewnością Donaldowi Tuskowi zależy na tym aby pozostać na stanowisku, które obecnie zajmuje. Prawo i Sprawiedliwość wysyła różne komunikaty w jego sprawie, najpierw mówi, że poprze Tuska na drugą kadencję, później, że nie. Ostatnio natomiast szef polskiej dyplomacji nie wykluczył, że jednak to poparcie dla Tuska jednak będzie. Gdyby jednak nie został ponownie wybrany na przewodniczącego Rady Europejskiej to do polskiej polityki z pewnością wróci. Wskazuje na to również zintensyfikowanie występów medialnych z jego udziałem, w których otwarcie angażuje się w wewnętrzne polityczne spory. Pytanie czy gdy wróci, to zrobi to, by odzyskać swoją partię czyli PO czy będzie próbował ustawić się jako lider koalicji kilku ugrupowań.

Czy po ewentualnym powrocie byłby on Pana zdaniem mocnym politykiem, mocnym graczem?

Tusk z pewnością jest mocnym politykiem i mocnym graczem. A przynajmniej był, bo jak widać w polityce europejskiej jest mało sprawny. W polityce krajowej wykazywał się często dużą zręcznością polityczną co pokazała chociażby wygrana rozgrywka z Grzegorzem Schetyną. Natomiast inną sprawą jest fakt, że – w przeciwieństwie do wizerunku kreowanego przez bliskich mu komentatorów – Donald Tusk ma w Polsce wciąż bardzo niskie zaufanie społeczne. Wyborcy jeszcze nie zapomnieli o aferach i dorobku jego rządów.

Bardzo dziękuję za rozmowę.