Sakiewicz: Rosyjskie lobby chciało zrzucić winę na gen Błasika.

Sakiewicz: Rosyjskie lobby chciało zrzucić winę na gen Błasika.

- Kłamstwa wrzucano w sposób coraz bardziej bezczelny. Miała być awantura pomiędzy generałem Błasikiem a pilotem. Finansowane pośrednio przez Rosjan media sugerowały, że Błasik wręcz mógł sterować samolotem - przypomina Tomasz Sakiewicz, naczelny "Gazety Polskiej". 

/

Pomysł obarczenia winą generała Błasika był chłodną kalkulacją rosyjskiego lobby. Zachowanie pilotów i samolotu na podstawie dostępnych danych było niewytłumaczalne. Niewytłumaczalne, o ile nie uwzględnić działania osób trzecich. Trzeba więc było stworzyć uzasadnienie dla faktu, że piloci, widząc zbliżającą się ziemię, nie poderwali na czas samolotu. Po pierwsze, należało pokazać, że nie korzystali z właściwego wysokościomierza, a więc byli źle wyszkoleni. Głos osoby, która odczytała właściwą wysokość, musiał więc pochodzić spoza załogi. Wtedy było możliwe, że piloci go nie usłyszeli.

 

Kto spoza załogi mógł jeszcze prawidłowo odczytać wskaźniki? Praktycznie tylko generał Błasik. To właśnie z tego powodu wybrano go na głównego winnego. Był jedynym na pokładzie, którego można było w to wrobić. Obecność Błasika dawała jeszcze dodatkowe uzasadnienie tej wersji katastrofy – piloci pogubili się, bo na karku siedział im przełożony. Przełożony był protegowanym Lecha Kaczyńskiego, a więc uzasadniało to tezę o pośrednich naciskach prezydenta. To z kolei podobało się nienawidzącym go mediom w Polsce. Teza misternie utkana, tak misternie, że trudno ten ciąg zdarzeń uznać za przypadek. Komuś po prostu była potrzebna. Kto ją stworzył? Przede wszystkim Rosjanie, ale nie sami. Współpracował z nimi polski akredytowany Edmund Klich. Teza rozsypałaby się, gdyby choć jeden z czynników został dokładnie zbadany. Dopilnowano, by tak się nie stało. Nie ma wiarygodnej sekcji zwłok generała Błasika. Brak wiarygodnej sekcji zwłok spowodował możliwość dorzucenia kolejnego faktu – alkoholu we krwi polskiego dowódcy.

 

Kłopoty z odzyskaniem oryginałów czarnych skrzynek powodowały, że odczytywanie głosów z kabiny trwało kilkanaście miesięcy. Trzeba było kilka razy kopiować, sprawdzać warunki przegrywania itd. Niezabezpieczenie terenu katastrofy i wraku przez polskie służby dawało możliwość manipulowania informacją o ułożeniu ciała generała Błasika.

 

Kłamstwa wrzucano w sposób coraz bardziej bezczelny. Miała być awantura pomiędzy generałem Błasikiem a pilotem. Finansowane pośrednio przez Rosjan media sugerowały, że Błasik wręcz mógł sterować samolotem. Kolejne wymysły upadały. Nie spowodowało to jednak żadnej refleksji i przeprosin. Zresztą kłamstwa były powtarzane bez przerwy, a zaprzeczenia mimochodem.

 

Obciążenie generała Błasika musiało wiązać się również z obwinieniem pilotów. Tylko bardzo niewyszkoleni piloci mogli się nie zorientować, że korzystają ze złego wskaźnika. Próbowano wręcz szatańskiego zabiegu, by skłócić rodzinę generała z rodzinami pilotów. W chaosie informacyjnym nikt nie miałby wątpliwości, że winny był ktoś z obecnych na pokładzie.

 

Jednak okazało się, że wszystkiego sfałszować się nie da. Uczciwi polscy eksperci, jacyś urzędnicy i prokuratorzy wyłamali się ze zmowy, która panowała wokół generała Błasika. Legł nie tylko mit o naciskach, ale i żmudnie wymyślony scenariusz katastrofy. Piloci znali swoje położenie i podjęli właściwe decyzje w warunkach stworzonych im przez Rosjan. Dlaczego więc samolot się rozbił? Od dłuższego czasu nie wierzę w wypadek. Jeśli ktoś wierzy, niech to udowodni. Większość dowodów na ten temat została po prostu sfałszowana. Obrońcy tego fałszerstwa stoją na najwyższych stanowiskach państwowych, w mediach i prokuraturze. Wcześniej czy później będą musieli za to odpowiedzieć. Kolejne kłamstwa pogrążają ich jeszcze bardziej.

 

Tomasz Sakiewicz/salon24.pl

/