Portal Fronda.pl: Minister Henryk Kowalczyk zapowiedział, że pewna jest już zmiana systemu podatkowego. Znikną składki na ZUS, NFZ i PIT, zastąpione jednolitym podatkiem.

Andrzej Sadowski, prezydent Centrum im. Adama Smitha i członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP: Cieszymy się, że kolejny rząd sięga po część naszych rozwiązań. Propozycja rządu jest jedynie korektą systemu – jednak bardzo pożądaną, bo zaoszczędzi czas i pieniądze, choć zarazem nie obniży poziomu opodatkowania. Jednak zapowiedź wprowadzenia tej zmiany w życie dopiero w 2018 roku sprawia, że rząd nie będzie miał z tego wyborczych korzyści, a obywatele dalej doświadczać będą skutków tego złego systemu. Gdy popatrzymy na wszystkie inne ekipy rządzące odkładające zmiany podatkowe na czas przed terminem zbliżających się wyborów, to dostrzeżemy niepokojące zjawisko. Na koniec, gdy miało już dojść do zapowiadanej zmiany, zasiedziała biurokracja urabiała każdą władzę, że lepiej przed wyborami żadnej zmiany nie dokonywać. Stąd jest duże prawdopodobieństwo, że zapowiedź wprowadzenia tak prostej korekty dopiero w 2018 roku nie zostanie wcale zrealizowana.

Na początku 2018 do wyborów będą jeszcze bez mała dwa lata, to sporo czasu…

Tak czy inaczej, jest to na tyle prosta zmiana, że nie trzeba czekać tak długo i szybkie działanie mogłoby też przekonać obywateli do sprawności własnych rządów. Zmian należy dokonywać tu i teraz, a nie czekać do 2018 roku – jeżeli tylko chce się ponownie wygrać wybory.

Minister Kowalczyk tłumaczy, że ZUS potrzebuje 9 miesięcy, by wdrożyć zmianę.

Warto zauważyć, że w systemach bankowych dokonuje się operacji i zmian w nie mniejszej skali niż w ZUS i nie zajmują one aż tyle czasu.

Ta reforma czy korekta, jak mówi minister, wpływów do budżetu nie zmieni – ma jednak przenieść ciężar opodatkowania z biedniejszych na bogatszych. To może się udać?

Wiara, że w Polsce bogaci zapłacą większe podatki, jest złudzeniem, które powtarza się od początku III RP. Bogatych w statystykach Ministerstwa Finansów jest tak niewielu, że nie są w stanie zapłacić za ponad 90 proc. osób z niższego progu podatkowego. Nie traktowałbym tej wypowiedzi w kategoriach merytorycznych, lecz politycznych. Dodatkowo bogaty Polak może przenieść się w inne bardziej przyjazne miejsce w celu płacenia podatków, tak jak to zrobiła większość z listy 100 najbogatszych naszych obywateli, dlatego są też tak bogaci. To samo ma miejsce w innych krajach. Gdy rząd Francji zapowiedział opodatkowanie bardziej zamożnych obywateli, to wywołało to ich exodus za granicę, łącznie ze znanymi publicznie osobami. Takie działania są zawsze nieskuteczne i nie ma co popełniać tych samych błędów, chyba że chodzi tylko o propagandę.

Tak czy inaczej, operacja korekty systemu uwalniałaby zasoby czasu polskich przedsiębiorców, obywateli, a także pracowników aparatu skarbowego. Na korekcie zyskałby też budżetu, bo obywatele, zamiast zajmować się papierami i dyrdymałami, a urzędnicy ich sprawdzaniem, zajęliby się właściwą działalnością.

Minister zapowiedział ponadto, że po reformie KRUS istnieć będzie nadal, jakkolwiek część rolników ma zostać wciągniętych do nowego systemu. To dobrze?

KRUS jest zdecydowanie lepszym i tańszym rozwiązaniem niż ZUS. Najlepszym rozwiązaniem jest jednak finansowanie emerytury z budżetu, jak to ma miejsce w przypadku sędziów, prokuratorów czy wojskowych. Stąd zapowiedzi ministra rządu traktuję jako krok do ewentualnej zmiany w kierunku doprowadzenia do prostszych rozwiązań emerytalnych, zamiast utrzymywania tak skomplikowanego systemu, jakim jest ZUS, który powinien stać się podstawą do zintegrowania kilku instytucji poboru podatków w jedną. Dlatego uproszczenie poboru podatków, do których należy tzw. składka ZUS, to bardzo dobre rozwiązanie, bo uczyni to system bardziej „lekkim” i tym samym sterownym.

Czy dostrzega pan pole dla kolejnych jeszcze zmian w systemie podatkowym przy obecnym rządzie?

Obecny układ rządzący w poprzednim wydaniu dokonał rzeczy niebywałej w historii III RP, a mianowicie obniżył opodatkowanie pracy. Zrobiła to ówczesna minister finansów profesor Zyta Gilowska, nieznacznie tylko obniżając jeden z elementów opodatkowania pracy, czyli składkę rentową. To sprawiło, że w Polsce w ciągu kilku lat pojawiło się kilkaset tysięcy miejsc pracy. Część z nich wyszła z szarej strefy, bo obniżono próg opodatkowania sprawiający, że nie mogły przy nim oficjalnie działać. Tylko taką drogą można uzyskać zwiększenie podaży miejsc pracy i sprawić, by ta praca była bardziej dostępna i lepiej płatna. Natomiast administracyjne podnoszenie cen pracy, poprzez ustanawianie minimalnych stawek typu 12 zł brutto za godzinę, nie da takiego efektu i nie będzie tym samym podstawą skutecznej w przyszłości kampanii wyborczej.

Jak rozumiem, podobnie niedobry skutek dla podaży miejsc pracy może mieć obłożenie dodatkowymi składkami umów cywilno-prawnych?

Doświadczenia zebrane w ciągu ostatnich trzech dekad są jednoznaczne. Takie postępowanie nigdy nie stworzy miejsc pracy, tak samo, jak nie stworzy ich ewentualny zakaz handlu w niedzielę. Stąd jeżeli ograniczanie miejsc pracy ma być strategią wyborczą, to jest to naprawdę bardzo innowacyjna strategia wygrywania wyborów.