Insynuacje sztabowców Bronisława Komorowskiego o tym, że za incydentem w Toruniu (nazywanym przez nich atakiem na prezydenta) stoi Prawo i Sprawiedliwość powinny być dzisiaj rozpatrzone w trybie wyborczym. Tak się jednak nie stało, bowiem, gdy sztabowcy Andrzeja Dudy zgłosili sprawę do sądu ten już nie pracował. Sprawa zostanie więc rozstrzygnięta jutro (lub w niedzielę), tyle, że wtedy o wyroku nie będzie już można – z powodu ciszy wyborczej – poinformować opinii publicznej, prostując kłamliwe doniesienia sztabu Bronisława Komorowskiego i mediów.

I nie byłoby w tym może jakiegoś wielkiego skandalu, gdyby nie to, że odpowiedzialność za to zaniedbanie ponosi sąd. W sytuacji, z jaką mamy do czynienia, to znaczy w dniu przed ciszą wyborczą i przy niezwykle poważnych oskarżeniach, powinien on rozpatrzyć sprawę natychmiast, jeszcze w dniu dzisiejszym. I nie jest tak, że jest to niemożliwe. W paragrafie 45, ustęp 2 Regulaminu Urzędowania Sądów Powszechnych zawarta jest informacja, że prezes sądu może – w trybie natychmiastowym  - wprowadzić dwuzmianowy system pracy. W takiej  sytuacji na miejscu, w sądzie, byłyby wszystkie osoby konieczne do wydania odpowiedniej decyzji, w trybie nieprocesowym. I nie trzeba by na to czekać aż do momentu, gdy sprostowanie insynuacji będzie już niemożliwe.

Trudno nie zadać więc pytania, czy zaniedbanie takiej decyzji nie jest w istocie opowiedzeniem się sądu po stronie jednego z kandydatów. Sądy powinny być niezawisłe i niezależne od władzy, ale jak widać w tej sprawie wcale nie mają ochoty być takie. I w ten sposób, nie po raz pierwszy, okazuje się, że Andrzej Duda musi walczyć nie tylko z kontrkandydatem, ale z całym aparatem państwa i z większością jego instytucji. Tak wygląda polska demokracja.

Tomasz P. Terlikowski