Były prezydent Gruzji, przyjaciel śp. prezydenta RP, Lecha Kaczyńskiego, Micheil Saakaszwili przekonuje, że Federacja Rosyjska wkrótce zaatakuje kolejny kraj. 

Polityk pisze na ten temat w swoim artykule na łamach "Foreign Policy". W ocenie byłego prezydenta Gruzji, Rosja ma teraz zakusy na państwa wchodzące w skład Unii Europejskiej. W ocenie Micheila Saakaswilego, ma to związek z zaostrzającą się sytuacją wewnętrzną w Rosji. Rosjanie stoją bowiem w obliczu kolejnego spadku dochodów, nie widzą przed sobą perspektyw stabilnego wzrostu gospodarczego. Władze poczyniły wieloletnie zaniedbania w sferze społecznej, a to przekłada się na spadające notowania prezydenta oraz rządu, jak i całej Jednej Rosji. Były prezydent Gruzji przypomina, że wcześniej w takiej sytuacji reżim zawsze decydował się na atak. Było tak zarówno w roku 2008 w Gruzji, podobnie na Ukrainie i w końcu w Syrii. 

Saakaszwili wskazuje, że „miał tego pecha poznać Putina lepiej niż większość ludzi”, dlatego nie powinniśmy pytać, czy Federacja Rosyjska zaatakuje, ale raczej: kiedy i które państwo będzie celem. Polityk ocenia, że Władimir Putin nie planuje tym razem agresji na któreś z państw z tzw. przestrzeni postsowieckiej, gdyż na tym obszarze udało się już osiągnąć zakładane cele. Odmiennie od przewidywań komentatorów i analityków nie będzie to również Białoruś czy Państwa Bałtyckie. 

"W pierwszym przypadku ewentualne przyłączenie Mińska do rosyjskiego organizmu politycznego nie będzie w oczach rosyjskiej opinii publicznej stanowiło przełomu i świadczyło o wzrastającej potędze kraju, z tego prostego powodu, że większość Rosjan już dziś uważa państwo Łukaszenki za twór o ograniczonej suwerenności, cieszący się nieco większą tylko swobodą niźli autonomiczne części Federacji Rosyjskiej"-pisze Marek Budzisz, omawiając wspomniany artykuł Saakaszwilego na łamach portalu DoRzeczy.pl. 

Były prezydent ocenia zatem, że "połknięcie" Białorusi trudno będzie Putinowi wykorzystać w celach wewnętrznych. Jeżeli zaś chodzi o Państwa Bałtyckie, zwłaszcza Łotwę i Estonię, to oba kraje są przecież członkami NATO. W tym kontekście warto przypomnieć o art. 5., z którego wynika, że atak na państwo NATO jest atakiem na cały Sojusz, dlatego agresor musi liczyć się ze zdecydowaną reakcją. 

"W najgorszym scenariuszu „mała zwycięska wojna” może przekształcić się w konflikt pełnowymiarowy"-pisze za Saakaszwilim Marek Budzisz. Jeżeli zatem nie Białoruś i nie Państwa Bałtyckie, to kto? Były prezydent Gruzji przekonuje, że na "muszce" Putina znalazły się teraz północne regiony Finlandii i Szwecji. Jakie argumenty przemawiają za tą prognozą? Niezmiernie ważna dla rosyjskich elit kontrola tzw. Północnej Drogi Morskiej, nadzieje, które Moskwa wiąże z eksploatacją naturalnych bogactw z terenów Arktyki i okalających je wód. Brakuje również prawnomiędzynarodowych uregulowań w tym, co może ułatwić Rosji ewentualny atak. Ponadto mówimy przecież o słabo zaludnionych obszarach polarnych, więc, jak pisze Saakaszwili,  „nikt nie będzie chciał ginąć za pustynie lodowe”. Wreszcie: Finlandia i Szwecja nie są członkami NATO. Polityk ocenia więc, że redukuje to w znaczący sposób ryzyko eskalacji konfliktu. 

"Putin, atakując w przeszłości Gruzję, Ukrainę i interweniując w Syrii, emancypował we własnym oczach Rosję z podległości hegemonii Zachodu, jednak pełną niezależność osiągnie rzucając Zachodowi otwarte wyzwanie"- podsumowuje Saakaszwili. 

yenn/DoRzeczy.pl, Fronda.pl