Tomasz Wandas, Fronda.pl: Czy poglądy Mertona są niezgodne z katolicką wiarą?

s. Michaela Pawlik: W pewnych punktach tak. Być może Merton, który jeszcze przed przyjęciem wiary katolickiej odbywał studia w Anglii, poznał ośrodek jogi i medytacji wschodnich założony przez Griffithsa w Londynie. Dla mnie jest to bardzo prawdopodobne. W „Dzienniku azjatyckim” Mertona można znaleźć wiele cytatów, z których jasno wynika, że duchowość jego nieco odbiega od duchowości katolickiej. Zdumiewają takie zdania, jak na przykład: „Anunttara-tantra zarezerwowane zarezerwowana jest dla stworzeń, które najwięcej grzeszą, które nie odróżniają dobra od zła, a które prowadzą nieczyste życie. Właśnie w tej winie, która ich plami pomału buduje się dzieło odkupienia”. Albo inne jego zdanie: „Na płaszczyźnie głębi duchowej odnajduję w buddyzmie większą świadomość osiągnięcia wyznaczonego celu i większą pewność niż u mnichów z katolickich zakonów kontemplacyjnych”. A opisując zwiedzane przez siebie okolice, gdzie spotykał się z wieloma ogromnymi posągami medytującego Buddy, stwierdził: „Udało mi się podejść do Buddów boso i w spokoju (…). Nie pamiętam żebym kiedykolwiek w życiu miał tak silne poczucie piękna i mocy duchowej połączonych ze sobą w estetycznej iluminacji (…) Jest oczywiste, że moja azjatycka pielgrzymka znalazła wyjaśnienie i oczyszczenie. To znaczy, wiem i zobaczyłem to, czego w niejasny sposób szukałem” (str. 115/116). Można by z tej książki zacytować wiele jeszcze innych zdań, które wskazują na to, że Merton nie żył duchowością świętych mistyków Kościoła Katolickiego, chociaż sam był mnichem. Długie opisy jego duchowych azjatyckich przeżyć ukazują ich okultystyczną, ezoteryczną naturę. Pozostaje więc pytanie, kim naprawdę był Tomasz Merton? Na jakiej podstawie członek zakonu, w którym składa się ślub „stałości miejsca” mógł podróżować po całym świecie? Kto finansował jego tak odległe wyprawy? Z całego kontekstu jego „Azjatyckiego dziennika” wynika, że na azjatyckie wyprawy nie był delegowany przez władze zakonne, czy kościelne. Nie wiadomo na jakiej podstawie został tak bardzo sławny w całym świecie, pomimo jego ewidentnych błędów, o których oficjalne było wiadomo. Np. w Indiach proboszcz naszej parafii przestrzegał przed pismami Mertona, zwłaszcza, że w swej książce pt.: „Nowy posiew kontemplacji” zakwestionował chrześcijańską wiarę w indywidualność ludzkiej duszy.

Ale, mimo wszystko, pamiętam, że u nas pewien teolog powoływał się właśnie na Mertona, jako na „współczesnego mistyka”.

Jego książki – trzeba to przyznać -  napisane są z dużym literackim talentem, co czytelnikowi może zasłaniać zawarte tam subtelne błędy teologiczne. Na pewno był mistykiem, ale nieznacznie odbiegał od prawdziwej mistyki katolickiej. Inni, którzy poszli za jego przykładem, odbiegli jeszcze dalej. Przykładem takiego polskiego teologa odbiegającego od katolickiej wiary bardziej, niż Merton czy Griffiths, jest ks. Mieczysław Maliński, przed którym tu przy okazji chciałabym przestrzec

Wiele fałszu zawierają pisma ks. Mieczysława Malińskiego - rzekomego przyjaciela św. Jana Pawła II. Przykładem tego może być jego książka p.t.: „Czy Jezus to powiedział? – zagadki ewangeliczne”, wydana przez WAM w 2003 r., podpisana „NIHIL OBSTAT” przez: ks. K. Dyrek SJ z Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego, L.dz.22/03.

Na str. 7 ks. Maliński pisze: „Rozmowa Heroda z Trzema Mędrcami, której się domyślamy, była dla niego wstrząsem. Dowiedział się – tak przypuszczamy – że Nowonarodzony będzie reformatorem religii mojżeszowej, że powstanie religia Boga, który kocha wszystkich ludzi, nie tylko Żydów”.

Od str. 9-10 szeroko argumentuje, że z powodu zagrożenia dla religii mojżeszowej nauczającej, że Bóg kocha tylko Żydów, Herod zadecydował zgładzić Jezusa. Poza tym, autor sugeruje, że ci mędrcy mogli być z Indii i prawdopodobnie utrzymywali kontakt z Jezusem wspierając Go materialnie i być może, iż przed swoim publicznym nauczaniem został tam przez nich zaproszony, by: „wzbogacił swoje życie duchowe”(s.9). Twierdzi, że: „Jezus wystartował do nauczania (…) mając lat około trzydziestu sześciu. Co robił przez te lata? (…) Czy w tym okresie nie mieścił się pobyt na przykład w Indiach?”(s.10).

Na str. 16 podaje, że Jezus miał świadomość przegranej, ponieważ „nie udało Mu się sprowadzić swojego narodu na drogę miłości…”

Na str. 19 pisze o Jezusie, jako o człowieku, który: „odkrył, że Bóg kocha nie tylko ludzi sprawiedliwych, ale i grzeszników”. Ale: „trudno odpowiedzieć na pytanie gdzie Jezus zapoczątkował to odkrycie…”

Od str. 74 - 80 ksiądz Maliński argumentuje, że umiłowany uczeń Jezusa, to nie św. Jan – autor IV Ewangelii, lecz Łazarz, który – według ks. Malińskiego - też był pod krzyżem, więc próbuje udowodnić, że Jezus oddał swoją Matkę Łazarzowi, bo skoro pod krzyżem stała między innymi matka synów Zebedeusza, to: „nie mógłby Jezus zwracać się do św. Jana, wskazując na swoją Matkę: ‘Oto jest Matka twoja’, skoro matka Jana stała tuż obok” (s.75).

Od str. 85 – 87 ksiądz Maliński twierdzi, że Jezus mówiąc: „bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje” oraz „bierzcie i pijcie, to jest Krew moja”, nie mówił o jedzeniu Jego Ciała i piciu Jego Krwi, ale o przyjęciu Jego nauki o Bogu–Miłości kochającym wszystkich, nawet pogan. (…) Dalej twierdzi, że „trudność w odczytywaniu tego tekstu towarzyszyła chrześcijanom przez wieki.”

Od str. 92 – 93 ksiądz Maliński argumentuje, że Herod rozkazał zabić św. Jana za to, że nauczał, „iż Bóg kocha zarówno pogan, jak i Żydów” (…). Ale ten: „powód śmierci ukrył za pomocą bajki (…), że była uczta z okazji urodzin Heroda. W czasie tej uczty tańczyła Salome, córka Herodiady…”. Dalej autor szeroko próbuje udowodnić, że cała ta historia jest bajką…

Od str. 101 – 103 ksiądz Maliński zaprzecza nawet prawdzie o Odkupieniu, bo pisze, że Jezus nie po to przyszedł na świat, aby zadośćuczynić za grzechy(…): „A to z tego prostego powodu, że Bóg jest Miłością i nie potrzebuje śmierci krzyżowej Jezusa, by przebaczać ludziom grzechy (…) Jezus zginął, bo w oczach Rzymian był buntownikiem, czyli anarchistą. Bo uczył, że Bóg kocha wszystkich, a to sprzeciwiało się poglądom ówczesnych Rzymian (…)”. Na potwierdzenie swych poglądów, ksiądz argumentuje, że: „Jezus nie pchał się w ręce śmierci. Już Ostatnia Wieczerza była zakonspirowana. Po niej ukrył się w Ogrodzie Oliwnym, licząc na to, że Go nie znajdą (…) modlił się, by Bóg oddalił od Niego mękę i śmierć (…) Nie uciekł, bo niestety, nie miał szans (…) nie miał szans ukrycia się”. Więc ks. Maliński twierdzi, że śmierć Jezusa: „to była cena, jaką Jezus zapłacił za to, że nam przekazał prawdę o Bogu – Miłości…”

Co ponadto szokuje?

Aż nie do pojęcia jest zdanie ks. Malińskiego, że Jezus „nie po to przyszedł na świat, aby zadośćuczynić za grzechy” Przecież tenże ksiądz podczas konsekracji wina, wyraźnie musiał wypowiadać Jezusowe słowa: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało Moje, które za was będzie wydane oraz Bierzcie i pijcie to jest Krew Moja, która za was i za wielu będzie przelana na odpuszczenie grzechów”…, a mimo tak jasnych słów Jezusa, ksiądz temu zaprzecza!

Od str.104 – 106 ks. Maliński wyjaśnia tajemnicę krzyża i argumentuje, że: „Jezus musiał umrzeć, aby udowodnić to, czego nauczał: że Bóg jest Miłością i trzeba kochać swoich nieprzyjaciół. Bo co innego tak nauczać, gdy się jest otoczonym wiernymi słuchaczami, a co innego wisieć rozpięty na trzech gwoździach i modlić się o przebaczenie dla nieprzyjaciół.”  Stąd taki jest wniosek ks. Malińskiego: „krzyż był potrzebny na to, by Jezus w pełni dorósł do świadomości, że jest Synem Boga, który jest Miłością - przebaczeniem”.

Od str. 107 – 110 ks. Maliński poucza jak należy rozumieć teksty Pisma św., które mówią, że Jezus przez mękę nas odkupił. Wyjaśnia, że Apostołowie jako Żydzi przyzwyczajeni do składania krwawych ofiar za grzechy, (…): „potraktowali śmierć Jezusa, jako Ofiarę, która zastępuje wszystkie tamte ofiary”… Ksiądz Maliński ostatecznie stwierdza, że: „Ewangelie są świadectwem wiary ich autorów, ale i swoistej interpretacji faktów z życia Jezusa. A my, gdy chcemy dojść do samego Jezusa, musimy dokonać swoistej interpretacji. Czyli wyrosnąć ponad interpretacje ewangelistów. (…) Należy uchwycić główny wątek, najważniejszą prawdę (…) i w oparciu o niego rozwiązywać wszystkie wątpliwości, a nawet eliminować szczegóły, które jej zaprzeczają, jako wtórne (…), które my teraz odrzucamy. I to dotyczy śmierci krzyżowej Jezusa, którą niektórzy ewangeliści chcą rozumieć, jako Ofiarę wynagradzającą Bogu za nasze grzechy”…

Od str. 123-127 ks. Maliński szeroko argumentuje, że Pismo Święte, to chaotyczne treści, które Apostołowie i setki słuchaczy Jezusa opowiadało o Jego życiu i nauce, co można było uzupełniać, precyzować, poprawiać, (…) Na końcu stwierdza: „… wobec tego anonimowi ludzie spisywali te opowiadania i przekazywali: gmina – gminie”.

W podanych wyżej cytatach ukazane zostały tylko niektóre błędne poglądy ks. Malińskiego, ale w wymienionej książce (i nie tylko w tej jednej) jest ich więcej.

Jakie są tego konsekwencje?

Mając tego typu teologów - fantastów, nie dziwmy się, że dziś obserwujemy spore zamieszanie w prawidłowym rozumieniu duchowości katolickiej. Na szczęście, Kongregacja Nauki Wiary opracowała i na zlecenie św. Jana Pawła II opublikowała w 2000 roku bardzo ważny dokument pt.: „Deklaracja ‘Dominus Iesus’ – o jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła”, w której wyjaśniła wiele nieporozumień związanych z błędnym, a czasem z tendencyjnym podejściem do międzywyznaniowych dialogów. Tę deklarację powinien znać każdy, kto szczerze szuka religijnej prawdy.

Bardzo dziękuję za rozmowę.