Długie wieki doświadczenia monastycznego wypracowały pewien zestaw ostrzeżeń, które należą się kandydatom do życia we wspólnocie mniszej. O jednym z nich była tu już mowa: reguła wyraźnie nakazuje ich uprzedzić o wszystkich trudach i niewygodach takiego życia, aby z jednej strony wykluczyć posądzenie, że się ich zwiodło fałszywymi pozorami, z drugiej zaś małodusznych zniechęcić, a ofiarnych zachęcić. Drugim tematem, który w regule powraca uporczywie, jest ostrzeżenie przed szemraniem.

 

Dla naszych pokoleń, wychowa­nych jeszcze w komunistycznej szkole, ma to skojarzenia niemiłe; wiadomo, że wszelkie jed­nopartyjne systemy rządów przede wszystkim prześladują obywateli ujawniających niezado­wolenie i usiłują zmusić wszystkich, żeby uważali się za szczęśliwych, a przynajmniej takich udawali. Gotowi więc bylibyśmy posądzić św. Benedykta o podobny zamysł, i myśleć, że chce on w ten sposób po prostu ułatwić opatowi rządy. Trudno jednak, prowadząc przez dłuż­szy czas życie monastyczne, nie zaobserwować choćby i na sobie samym, że niezadowolenie bardzo szybko wytwarza w psychice niezadowolonego pewne koleiny myślowe, w które jego umysł zaczyna zsuwać się automatycznie przy każdej najmniejszej prowokacji, i które kończą się zawsze zrzuceniem winy na jakąś osobę, zwykle za każdym razem tę samą, która w na­szym przekonaniu blokuje wszelkie dążenie do dobra, nasze i innych. Wyrabia się wtedy w nas postawa zadowolonej z siebie bierności; my jesteśmy niewinni, wszystkiemu winien tam­ten ktoś, ale dopóki on działa, jesteśmy zwolnieni z wysiłku, bo on przecież i tak nasze trudy uda­remni. Inaczej mówiąc, człowiek, który pozwolił sobie popaść w zwyczaj narzekania, sam siebie skazuje na duchowe wyjałowienie, i w dodatku nie kompensuje sobie tego żadną ziem­ską przyjemnością, skoro przecież żyje w stałym skwaszeniu, gniewie i frustracji.

Święty Benedykt przestrzega nas więc nie przed buntem przeciw jakiejś świętej władzy, tylko przed za­truciem się, niechcący, kropla po kropli, własnym jadem.

Co w takim razie zrobić z przypadkami, w których krytyka jest uzasadniona? Nasi bohaterowie narodowi wszyscy zostali przecież bohaterami dlatego, że się z jakimś złem nie umieli pogodzić… Są do wyboru dwie uczciwe drogi: albo droga starań o naprawę sytuacji przez jawne, nie pokątne stawianie problemu; albo droga przyjęcia na siebie całego cierpienia w milczeniu i ze zgodą na nie. Ojcowie Pustyni zalecali zdecydowanie tę drugą, gdyż pierwsza niesie ze sobą niebezpieczeństwo osądzania bliźnich. Niemniej, obie są przynajmniej uczciwe, ponieważ niosą ze sobą jakiś wysiłek, jakiś trud, i ponieważ potrzeba do nich odwagi. Natomiast potajemne zrzędzenie na bezpiecznym miejscu tyle ma wspólnego z cnotą, ile cierpiętnictwo z męczeństwem.

Co zaś do sądzenia innych, to jest samych ludzi, nie tylko ich czynów – to Chrystus nie tylko tego zabronił, ale bardzo wyraźnie uzależnił od tego nasz własny los: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni, bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą (Mt 7,1–2). I trzeba nic naprawdę nie wiedzieć o sobie, żeby po takim ostrzeżeniu jeszcze ryzykować.

s. Małgorzata Borkowska OSB

Fragment książki Materiały do monastycznej formacji zakonnej w zgromadzeniach żeńskich.

ps-po.pl