Być może na portalu fronda.pl nie wypada powoływać się na Gazetę Wyborczą, ale właśnie nagłówek jej internetowego odpowiednika najlepiej oddaje sens gestu Dominique’a Vennera. Wydarzenie to faktycznie było bez precedensu - historyk nagradzany za swoją twórczość przed Akademię Francuską pozbawił się życia strzelając sobie w usta w jednym z najbardziej symbolicznych miejsc Francji i to Francji katolickiej, czyli w katedrze Najświętszej Maryi Panny (Notre-Dame) w Paryżu. Nie do końca zidentyfikowana “prawica” miała powiedzieć według GW: “Tak się broni naszej cywilizacji!”, “To bohater na miarę Iliady!”. Można zapytać, parafrazując znane pytanie Tertuliana: “Co ma wspólnego Iliada z katedrą Najświęteszej Maryi Panny w Paryżu?” I czy samobójstwo - dla chrześcijan znak rozpaczy, coś może obronić? Wygląda to raczej na usunięcie się z drogi swoim przeciwnikom.

Samobójstwo Vennera według deklaracji jego samego było reakcją na kryzys cywilizacyjny w jakim znalazła się Francja. Jak się zdaje kroplą, która przepełniła kielich goryczy i ostatecznie sprowokowała desperacki czyn była porażka parlamentarna, którą poniosła we Francji rodzina. Chodzi oczywiście o wprowadzenie adopcji dzieci parom homoseksualnym. Innym ważnym wątkiem w zapiska Vennera była postępująca islamizacja Francji i słabnięcie rasy indo-europejskiej. Oczywiście śmierć Vennera (i miejsce jakie wybrał na samobójstwo) uruchomiło odruchy utożsamiające to wydarzenie i ten protest z chrześcijaństwem, Kościołem i obroną porządku, który reprezentują. Uleganie takiej prostej gloryfikującej narracji grozi nam szczególnie, gdy patrzymy na wszystko z oddalenia, czyli z polskiej perspektywy, gdzie prawica, przy różnych zastrzeżeniach jest zbliżona do Kościoła i trudno znaleźć inną. Prawica świecka, choć możemy ją już sobie wyobrazić, jest na razie możliwością przyszłości. We Francji rzeczywiste oddziaływanie polityczne ma praktycznie jedynie świecka prawica kojarzona przede wszystkim z Frontem Narodowym. Otrzeźwić nas powinien nasz własny katolicyzm.

Samobójstwo bowiem i to jeszcze w kościele jest aktem zupełnie niechrześcijańskim. Nawet jeśli możemy w tym geście dostrzec pewien rodzaj szlachetności to jest to szlachetność pogańska, przywiązana bardziej do chwały naszych miast (państw, narodów, etc.) niż do duszy, jak lapidarnie rzecz ujął Machiavelli. Chrześcijańską odpowiedź na upadek cywilizacji dał św. Augustyn w “Państwie Bożym” - książce wciąż aktualnej i tak nam bliskiej. Bliższej jeszcze, gdy rozpoznamy w osobie Dominique Vennera, opisywane przez Hippończyka postacie szlachetnych pogan, których nadzieja wygasła, gdy Germańskie plemiona szturmowały Rzym. Powracają czasem głosy mówiące, że dziś chrześcijanie wobec barbarzyństwa ateistycznego i islamskiego przypominają wyznawców antycznych bogów u schyłku starożytności. Sądzę, że to właśnie ludzie tacy jak Dominique Venner najbardziej odpowiadają temu obrazowi. Ich dobrą motywacją jest zachowanie tkanki ludzkiej wspólnoty narodowej i politycznej, zachowanie ciągłości materialnej, ciągłości krajobrazu. To wszystko we Francji i w Europie Zachodniej zaczyna się zmieniać. Samobójstwo przed ołtarzem katedry Notre-Dame jest ostatecznym gestem rozpaczy, w którym religia jest jedynie kulturowym nośnikiem formy życia danej wspólnoty, a nie nadzieją pozwalającą przeżyć koniec świata. Tak religię postrzegały stare rody Romy. W tym sensie Venner okazał się bardziej synem agnostycyzmu Maurrasa, lidera Action Francais, rozmiłowanego w klasycznych formach kultury europejskiej - także zresztą rzymskiej i katolickiej, niż bratem idących właśnie do Chartres pielgrzymów przywiązanych do wciąż istniejącego życia katolickiego. Kapłani odprawiający tradycyjną katolicką liturgię, rodziny, skauci z Sercem Jezusowym podpisanym Espoir de France [Nadzieja Francji] - oni żyją w tej samej Francji, w której stary republikanin zagubiony w państwie, które porzuciło bliskie mu ideały idzie do Kościoła, ale tylko po to by umrzeć.

Dominique Venner od lat nie brał już udziału w życiu politycznym, pisał książki, uprawiał zawód historyka. Znamienne jest jednak jacy przedstawicie życia publicznego zareagowali “pozytywnie” na jego gest. Szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen uznała samobójstwo Vennera za gest całkowicie polityczny. Nie miejmy złudzeń - Front Nardowy nie ma nic wspólnego z Francją katolicką, choć razem z centroprawicową Unią na rzecz Ruchu Ludowego poparł “Manif pour tous” broniącej normalnej rodziny, animowanej przez aktywistów katolickich. To faktycznie stary, francuski republikanizm, przywiązany do idei narodowych, który, posłużę się pewnego rodzaju skrótem, zaczął tracić wpływy razem z upadkiem Action Francais, a część z nich odzyskał dopiero w latach 80. Przy czym AF przyciągało licznie środowiska katolickie - natomiast FN pielęgnuje dziś republikański separatyzm państwa i Kościoła i nie ma swojej religijnej tożsamości. Możliwe zresztą jest że bliższe mu są idee Dominique’a Vennera. O czym za chwilę.

Front Narodowy powstał w roku 1972 z połączenia środowisk tworzących Państwo Francuskie w latach 1940-44, czyli rząd Vichy, obrońców Algierii Francuskiej i dysydenckich grup gaulistowskich. Obrońcą Francuskiej Algierii był ochotnik Dominique Venner, który po powrocie z wojny dołączył do grupy nacjonalistycznej Nation Jeune. Jej znakiem był krzyż celtycki, który nie bywa znakiem formacji chrześcijańskich.

Jako jej członek Venner brał udział w plądrowaniu biura Francuskiej Partii Komunistycznej w roku 1956 zaraz po stłumieniu rewolucji na Węgrzech. Należał także OAS (Organisation de l'armée secrète) paramilitanej organizacji, która koncentrowała się na sprawie obrony Francuskiej Algierii. Jeden z jej przywódców George Bidault był założycielem Ruchu na rzecz Sprawiedliwości i Swobód, który to ruch wszedł do nowopowstającego Frontu Narodowego.

To co jednak wydaje się najbardziej znamienne w biografii Vennera i co wskazuje na profil a także ukierunkowanie jego poglądów to jego zaangażaowanie w powołanie w 1968 roku GRECE czyli Groupement de recherche et d'études pour la civilisation européenneokreślanej mianem think-tanku etnonacjonalistycznego. Choć grupę opisywano także jako tradycjonalistycznie konserwatywną to jednak nie w odniesieniu do spuścizny chrześcijańskiej. Do jej agendy wchodziło zainteresowanie kulturą nordycką i germańską, odrzucenie monoteizmu i chrześcijaństwa, a także obrona neopogaństwa. Organizacja istnieje do dziś i swoje idee przeformułowała wokół współczesnych haseł “lokalności”, “ekologizmu”, i “komunitaryzmu”. Co zresztą znakomicie współgra z jej pogańskimi skłonnościami. Ważnymi autorami dla tego środowiska byli Ernst Junger, Vilfredo Pareto, czy Carl Schmit. A jednak jak się zdaje nie rozwiązuje to zagadki samobójczego czynu Vennera. Opuścił on bowiem GRECE w roku 1970 by przyłączyć się do grupy intelektualistów pojawiających się pod szyldem Institut d ' études occidentales(IEO), w której znalazł choćby autor i myśliciel niewątpliwie katolicki, czyli Thomas Molnar.

Wpisy z jego bloga wskazują jednak, że Venner nie zmienił swojego zasadniczego stanowiska wobec chrześcijaństwa, Kościoła i kultury europejskiej. We wpisie z roku 2009 nazwał Iliadę i Odyseję “Biblią Europejczyków”. W wywiadzie którego udzielił przy okazji wydania swojej książki “Histoire e tradition des Europeens” zarzucił chrześcijaństwu słabość i wprowadzanie tej słabości do tradycji prawdziwych Europejczyków. Znamienne, że średniowiecze jest dla niego  przede wszystkim “celtycke”, a nie chrześcijańskie. Uwaga o słabości i niechęci do przemocy jaką ma mieć w sobie chrześcijaństwo oczywiście zaraz została skontrowana przez dziennikarza pytaniem o krucjaty. Odpowiedź Vennera jest niezwykle interesująca - Kościół z chęcią stosuje przemoc jeśli występuje z pozycji siły i ma wsparcie “pożytecznych idiotów”, czyli Europejczyków. Rozdzielenie tego co chrześcijańskie i europejskie wydaje się więc kluczowe w jego myśleniu. Dorzućmy jeszcze podtytuł przywołanej książki Vennera “30 000 lat tożsamości”. Mamy tu zatem odniesienie do jakiegoś głęboko zagrzebanego w ziemi źródła prapogańskiego, które było dla niego istotą europejskości.

W tekście, który funkcjonuje w internecie jako testament Dominique Vennera możemy przeczytać, że jego autor nie oczekuje niczego od zaświatów poza uwiecznieniem jego rasy i ducha, a jego śmierć jest gestem etyki woli przeciwko niewolnictwu, któremu ulega większość ludzi. Pojawia się tam też fragment namawiający do zerwania z metafizyką nieograniczoności, przyczyną upadku dzisiejszego świata Zachodniego. Choć to nieścisłe to jednak z perspektywy pewnych intelektualnych klisz  można i tu zauważyć przytyk do roli chrześcijaństwa w dziejach Europy. Trudno to inaczej zresztą rozumieć skoro także Katedra Notre-Dame była dla niego tylko “przypadkowo” chrześcijańska. Tożsamości religijne bowiem przychodzą i odchodzą, a trwa “geniusz przodków”. Tak może mówić Rzymianin, Frank, czy Scyta, ale chyba nie katolik.

Pozostaje konkretne pytanie do Kościoła we Francji w chwili, gdy prawo stanowione przekreśla prawo naturalne. Czy nie ocknął się on zbyt późno, czy zbyt późno nie zaczął mobilizować tych wszystkich pogubionych metafizycznie sojuszników norm naturalnych jacy jeszcze pozostali? Bez łaski wiary “Rzymianie” zaczynają tracić nadzieję.

Tomasz Rowiński