Eryk Łażewski, Fronda.pl: Za nami wybory do Europarlamentu. Wygrał je PiS. I to w sposób spektakularny, nie zapowiadany przez ogólnodostępne sondaże. Czy jednak badania prowadzone na użytek obecnych zwycięzców, nie dawały nadziei na tak wielki sukces?

Ryszard Czarnecki, poseł PiS: Ostatnie sondaże były bardzo różne. Część z nich dawała zwycięstwo nam, ale znacznie skromniejsze, niż to, które nastąpiło. Część dawała zwycięstwo Koalicji Europejskiej. Nawet w sondażu zamówionym przez Tomasza Lisa z „Newsweeka” było to zwycięstwo przeszło dziesięcioprocentowe. W związku z tym można więc powiedzieć, że nas nie tyle zaskoczyło zwycięstwo, co jego skala: taka imponująca. O ile w wieczór wyborczy wydawało się, że jest to zwycięstwo na punkty, o tyle - jak już podano oficjalne wyniki - wszyscy uznali, że był to wyborczy nokaut.

No właśnie. A jakie Pan by wymienił przyczyny tego nokautu. Czy wśród nich była na przykład mobilizacja elektoratu wiejskiego i małomiasteczkowego?

Wygraliśmy bo byliśmy wiarygodni. Bo Prawo i Sprawiedliwość pokazało, że dotrzymuje obietnic, że realizuje to, co zapowiedzieliśmy. Wygraliśmy, bo Polacy czuli, że sukces gospodarczy w kraju rządzący usiłują przekuć na konkretne korzyści dla Kowalskiego, Nowaka, dla wszystkich Polaków. I, że to już nie jest (jak za rządów PO-PSL) duma z tego, że jesteśmy w telewizji pokazywani jako „wyspa” na morzu kryzysu, ale fakt, że mamy przez piąty kwartał z rzędu największy wzrost PKB z krajów członkowskich Unii Europejskiej, co przekłada się na portfele Polaków. I to zwykli Polacy są beneficjentami tego wzrostu. I to był [główny] powód zwycięstwa, choć oczywiście można wymienić jeszcze inne, na przykład:

- antychrześcijańskie, antykatolickie, antykościelne szaleństwo, które przejawiało się w porównywaniu przez redaktora naczelnego pisma liberałów (przed występem Donalda Tuska) chrześcijan do świń taplających się w błocie;

- profanacje wiary katolickiej, które miały miejsce w czasie Parady Równości w Gdańsku z udziałem prezydent Dulkiewicz, czy również oskarżanie w czambuł Kościoła po filmie braci Sekielskich.

To wszystko zmobilizowało – jak mi się wydaje – również elektorat ludzi wierzących, który uznał, że we własnym świecie nie może się czuć obco; jest gospodarzem, musi reagować.

Do tej pory frekwencja sprzyjała – powiedzmy – stronie liberalnej. Teraz była rekordowa frekwencja, a okazało się, że wygrała strona konserwatywna. Nastąpiła więc jakaś zmiana.

Myślę, że Polacy poczuli, że los Polski, ich los, jest w ich rękach; że to się samo nie zrobi; że jeżeli chcemy utrzymać ten patriotyczny i prospołeczny kierunek zmian, to trzeba iść na wybory; że nikt za Polaków tego nie zrobi. I myślę, że to była przyczyna tej imponującej frekwencji. Mało kto o tym mówi, ale Polska w dotychczasowych trzech wyborach europejskich była na drugim, trzecim miejscu od końca, jeżeli chodzi o frekwencję wyborczą. W ostatnich wyborach w 2014 roku tylko Litwa i Słowacja miały frekwencję gorszą, niż my. Teraz, jak policzyłem, co najmniej trzynaście, czternaście krajów ma gorszą frekwencję i już nikt nie będzie się z nas śmiał, że Polacy nie wykorzystują mechanizmów demokratycznych do obrony swoich interesów.

A czy spodziewa się Pan podobnego zwycięstwa w wyborach jesiennych? Może nawet będzie większość konstytucyjna, o nadziejach, na którą wspominał Jarosław Kaczyński.

Te wybory można określić dwoma słowami: triumf – tak, triumfalizm – nie. Otóż cieszymy się ze zwycięstwa. Dziękujemy bardzo wszystkim wyborcom, którzy zagłosowali, i tym, którzy pomagali w wyborach (było ich bardzo, bardzo wielu). To zwycięstwo jest wynikiem ich pracy. Natomiast nie możemy uznać, że wszystko „leży na tacy”, wystarczy tylko po tą władzę się schylić. Nie! Musimy bardzo ciężko pracować. Musimy pokazywać „trzy razy p”: pracę, powściągliwość, pokorę. Musimy dalej utrzymywać i prezentować wiarygodność. I słuchać ludzi. Myślę, że to jest klucz do sukcesu. Obiecujemy wyborcom dalszą ciężką pracę. I wcale nie uważamy się za zwycięzców.

A czy Pan sam dostał się do Europarlamentu?

Tak. To były moje dziewiąte wybory w ogóle, a czwarte wybory europejskie. I osiągnąłem rekordowy wynik: sto czterdzieści cztery tysiące głosów. Wygrałem o kilkadziesiąt tysięcy głosów z Robertem Biedroniem, o kilkadziesiąt tysięcy głosów także z Andrzejem Halickim. I cieszę się z tego poparcia i Warszawiaków, a także mieszkańców Wołomina, Pruszkowa, Nowego Dworu Mazowieckiego, Mińska Mazowieckiego, Legionowa, Piaseczna, Otwocka, powiatu Warszawa Zachodnia. Bo to jest – myślę – duża sprawa, że tutaj jest dla mnie osobiście tak duże uznanie; że w najbardziej prestiżowym okręgu - Stolicy Państwa Polskiego – osiągnąłem tak świetny wynik nie z pierwszego miejsca. Był to jeden z najlepszych wyników w Polsce z drugiego miejsca.

No to gratuluję, że kampania negatywna, która dotknęła w ogóle PiS, i także Pana (widziałem na przykład zamalowane Pańskie plakaty), nie zdemobilizowała jednak wyborców.

Tak. Myślę nawet, że Polacy, którzy są narodem przekornym, widząc ten hejt wobec nas, tą mowę nienawiści, autorom tego hejtu pokazali „gest Kozakiewicza”, i zagłosowali na Prawo i Sprawiedliwość. I dlatego wygrało.

A czy nowy Parlament Europejski, w którym Pan ponownie zasiądzie, będzie inny, niż ten wcześniejszy? Czy będzie bardziej przyjazny Polsce i chrześcijaństwu?

Na pewno będzie inny, bo będzie w nim dużo więcej eurorealistów, eurosceptyków, tradycjonalistów, konserwatystów i generalnie zwolenników Europy Narodów. Ale też to nie są zmiany rewolucyjne, nie było „Wiosny Ludów”, jak niektórzy przewidywali. Owszem, dwie największe frakcje tego euroentuzjastycznego establishmentu poniosły klęskę, bo Europejska Partia Ludowa (EPL) uzyskała wynik taki, że ma teraz pięćdziesiąt paru mniej europosłów. A więc ma jedną piątą mniej. Socjaliści mają pięćdziesięciu mniej, a więc mniej o jedną czwartą miejsc. Ale na przykład tacy liberałowie i Zieloni, którzy są częścią tego euroentuzjastycznego establishmentu i w pewnej mierze ludzie zagłosowali za nimi.

Zwolennicy Europy zbudowanej na chrześcijańskich fundamentach, Europy Ojczyzn, dużo uzyskali. Ale nie mają większości. To zadanie na kolejne wybory w 2024 roku.

No tak. A wracając jeszcze do poprzedniego pytania: czy ten Parlament będzie bardziej przyjazny Polsce? Będzie Nas mniej atakował?

Wydaje się, że jest szansa na to, że Polska nie będzie „tarczą strzelniczą” aż tak, jak było dotychczas. Ale na pewno sporo jest tutaj wrogów Polski.

Rozumiem. Trzeba będzie z nimi walczyć. Dziękuję bardzo za rozmowę.