Fronda.pl: Magdi Allam porzuca katolicyzm. Porażka Benedykta XVI?

Tomasz Rowiński („Christianitas”, kwartalnik „Fronda”): Nie jest to ani porażka Kościoła, ani Benedykta XVI, choć można się zastanawiać czy nie jest to wpadka Rino Fisichelliego, przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Nowej Ewangelizacji, który miał udział w przygotowaniu Magdi Allama w drodze do Kościoła. Przede wszystkim jednak to osobista porażka Allama. Trzeba też zwrócić uwagę na jego wcześniejsze wystąpienia – zdążył już krytykować celibat kapłański, nierozerwalność małżeństwa, czy abstynencję seksualną przed ślubem jako niezgodne z naturą. Dlatego można odnieść wrażenie, że jego konwersji towarzyszyły cele niekoniecznie zbieżne z celami Kościoła.

Jakie to cele?

Myślę, że polityczne, ale też służące realizacji jego osobistych oczekiwań, zwłaszcza w kwestii stosunku Kościoła do islamu. Kościół okazał się zbyt miękki. Warto przypomnieć, że również jeden z Apostołów uważał, że Jezus jest zbyt miękki wobec Rzymian i powinien założyć nowe Królestwo Izraela. Jeżeli to relacje z muzułmanami zaważyły na odejściu Magdiego Allama z Kościoła, to świadczy to o raczej słabym uczestnictwie Allama w życiu Kościoła. Można z tego wyciągnąć wniosek, że przyjął katolicyzm tylko w ramach sprzeciwu wobec swojej poprzedniej religii.

Czyli tylko powierzchowne nawrócenie?

Wyjaśnienia dziennikarza są bardzo lakoniczne, ale tak się wydaje. Sądzę, że chodziło o jego cywilizacyjne oczekiwania w stosunku do Kościoła, które nigdy się nie spełniły. Wiele łączyło go z Orianą Fallaci, która była ateistką ostro występująca przeciw islamowi. Do tego nie trzeba być katolikiem. Życie własnymi wizjami Kościoła, a nie jego realnym życiem niestety jest łatwą drogą do odejścia. Równocześnie nie potrafiłbym jednoznacznie ocenić działań Magdiego Allam jako świadomie instrumentalnego. Być może zbyt pospiesznie dopuszczono go do inicjacji chrześcijańskiej.

A może to raczej typowa gorliwość neofity, który chce być bardziej papieski od papieża?

Dobrze, ale czy wtedy odchodzi się od Kościoła? To trochę niekonsekwentne. Neofici zwykle starają się znaleźć sobie jakiś kościelny „kącik” i tam krzewia swoją gorliwość, licząc na jej szersze oddziaływanie, a nie odchodzą obrażeni.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Aleksander Majewski