Wiceszef rosyjskiego MSZ Aleksandr Gruszko powiedział agencji Ria Nowosti, że sytuacja jest trudniejsza niż w okresie "zimnej wojny", obarczając za to winą państwa NATO. Jego wypowiedzi krytycznie oceniła część niezależnych komentatorów przypominając, że to Moskwa grozi sąsiadom najnowszymi systemami rakietowymi, w tym bronią jądrową.

Rosyjscy, niezależni analitycy wojskowi i niektórzy politolodzy od dawna zwracają uwagę na prowojenną retorykę Kremla i militarystyczną propagandę.
Aleksandr Gruszko w rozmowie z agencją Ria Novosti oświadczył, że współpraca na linii Rosja - NATO została całkowicie zerwana. Według rosyjskiego dyplomaty, winę za taki stan rzeczy ponosi Sojusz, który zrezygnował z pozytywnych działań w kontaktach z Moskwą.

Obecną sytuację Gruszko porównał do "zimnej wojny" z czasów Związku Radzieckiego, jednocześnie dodając, że - "obecny kryzys w stosunkach NATO i Rosji jest najdłuższym w historii". Dyplomata dodał, iż "wszyscy zdrowo myślący ludzie mają nadzieję, że nie dojdzie do konfliktu zbrojnego. Jednak nie wykluczył "przypadkowych incydentów", do których może dojść z powodu "niewłaściwie odczytanych zamiarów" każdej ze stron.

NATO zawiesiło współpracę z Rosji i ograniczyło kontakty niemal do zera w 2014 roku po tym, gdy Rosja zaanektowała Krym i wsparła prorosyjskich separatystów w Donbasie. Od ponad roku część rosyjskich ekspertów wojskowych, politologów i intelektualistów krytykuje Władimira Putina za militaryzację kraju i straszenie sąsiadów nowymi rodzajami broni.

W jednej ze swoich publikacji dziennikarka Echa Moskwy Julija Łatynina stwierdziła, że Rosja zachowuje się jak międzynarodowy terrorysta, więc nie powinna się dziwić, iż nikt nie chce z nią rozmawiać.

yenn/IAR, Polskie Radio