O tym "cudzie" politycznym nie poinformował, żaden opozycjonista czy zagraniczne medium, ale sam przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej (CKW) Federacji Rosyjskiej Władimir Czurow. Podał on, że wykazała to "totalna kontrola" rezultatów w obwodach wyborczych w Petersburgu. - W 10 punktach głosowania stwierdziliśmy nieprawidłowe - jak to na razie określam - wyniki. W 251. obwodzie jeden z pretendentów uzyskał ponad 105 proc. głosów. Podobne sytuacje miały miejsce w dziewięciu innych obwodach Petersburga - powiedział.

Niestety z powodu tajemnicy państwowej (tak, tak) Czurow nie ujawnił nazwisk kandydatów, którzy w mieście nad Newą cieszą się tak dużym poparciem ze strony mieszkańców, ani nazw partii politycznych, które ich wysunęły. Dodał jedynie, że w najbliższym czasie CKW odniesie się do tej sytuacji: "W wypadku, jeśli członkowie komisji wyborczej nie zdążyli podpisać protokołu, to w obwodzie zorganizowane zostanie ponowne liczenie głosów. Jeśli dokument został już sporządzony, CKW skieruje sprawę do sądu przeciwko przewodniczącemu komisji. Jest to bowiem albo ciężki błąd, albo przestępstwo.

Deputowani do Zgromadzenia Ustawodawczego Petersburga z ramienia demokratycznej partii Jabłoko, Sprawiedliwej Rosji i Platformy Obywatelskiej oświadczyli, że nie uznają wyników niedzielnych wyborów gubernatorskich i municypalnych. Zapowiedzieli, że zwrócą się do Komitetu Śledczego FR o przeprowadzenie dochodzenia w sprawie nieprawidłowości.

Jak widać, niektórzy dygnitarze polityczni Federacji Rosyjskiej posiadają cenną przypadłość, która pozwala im na osiągnięcie tak nieprawdopodobnych wyników. Nasza Platforma, umalowana nową szminką pani premierzycy Kopacz chyba powinna pójść śladem owych dygnitarzy. I patrząc wstecz na ostatnie nieprawidłowości PKW podczas głosowań, czy to do europarlamentum czy wyborów parlamentarnych możemy zaobserwować, że PO jakby przygotowuje się powoli do osiągnięcia takich wyników jak w Petersburgu.

stern/Rzeczpospolita